Jeżeli się patrzy na skutki Marca ’68 dla różnych dziedzin polskiej sztuki, to kino stało się największym obiektem nagonki ze strony ówczesnych władz państwowych, w tym Władysława Gomułki i Mieczysława Moczara – mówi dr Łukasz Jasina z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
PAP: W jaki sposób temat Marca ’68 jest obecny w polskiej kulturze?
Dr Łukasz Jasina: Temat Marca ’68 jest obecny w polskiej kulturze na kilka różnych sposobów. Pierwszy – w jaki sposób to, co się wydarzyło, oddziaływało na polski film i inne elementy kultury. Drugi – jak to, co się wydarzyło, przedstawiano w kulturze.
Ten pierwszy – chyba najtragiczniejszy – polegał na tym, że bardzo wielu wybitnych polskich twórców Polskę wtedy opuściło. Najbardziej znanym przykładem jest Aleksander Ford, działacz komunistyczny, ale zarazem jeden z najwybitniejszych polskich reżyserów okresu powojennego, który w roku 1969 pod wpływem nagonki antysemickiej wyjechał z Polski. Wyjechali też tacy filmowcy jak Kurt Weber, Jerzy Lipman czy aktorka Ida Kamińska.
Spośród emigrantów nie wszyscy odnaleźli się na Zachodzie. Jerzy Lipman, polski operator, który realizował zdjęcia do najważniejszych filmów Wajdy, zrobił pewną karierę za granicą, co nie udało się już Fordowi, który się na Zachodzie nie odnalazł.
Chyba najciekawszym przykładem tego, co Polska straciła na przełomie lat 60./70., jest los profesora Jerzego Toeplitza, twórcy polskiego szkolnictwa filmowego i łódzkiej „filmówki”, który wyjechał z kraju i założył szkołę filmową w Australii. Prof. Toeplitz wrócił później do kraju.
Z Marcem ’68 związany był też inny problem dla kultury – ze względu na okoliczności polityczne niektóre filmy nie mogły się ukazać. Marzec ’68 wiązał się z kwestiami polsko-żydowskimi i jednym z efektów, które wywołał, było zatrzymanie dyskusji na temat Holokaustu. Reżyser Janusz Nasfeter zrealizował w roku 1967 chyba najostrzejszy film dotyczący tego problemu pt. „Długa noc”. Jego bohaterką jest polska Żydówka ukrywająca się we wsi, w której prawdopodobnie następnego dnia zostanie przeprowadzona przez Niemców masowa pacyfikacja i mieszkańcy zastanawiają się, co z nią zrobić. Ten film, który nie był krytyczny wobec Polaków i bardzo poprawnie przedstawiał stosunki polsko-żydowskie, w roku 1968 został zatrzymany. Pojawił się ponownie dopiero w latach 80. Zatrzymano też filmy m.in. takich reżyserów jak Jerzy Skolimowski, co doprowadziło później do ich wyjazdu z kraju.
Ostatnią kwestią była zmiana systemu organizacji polskiego filmu. Przedsiębiorstwo Państwowe Film Polski, istniejące od lat 40., po roku 1956 było przedsiębiorstwem jedynie przez państwo finansowanym, ale w dużej mierze niezależnym. Dzięki temu Wajda, Kawalerowicz, Polański mieli relatywnie dużą swobodę. W roku 1968 praktycznie zniesiono niezależność przedsiębiorstwa. Po kilku latach sytuacja się poprawiła, ale nigdy już do końca PRL-u nie było takiej niezależności, jaka istniała w okresie wczesnogomułkowskim.
Jeżeli się patrzy na skutki Marca ’68 dla różnych dziedzin polskiej sztuki, literatury, rzeźby, malarstwa czy filmu, moim zdaniem to film został najbardziej ukarany. Kino stało się największym obiektem nagonki ze strony ówczesnych władz państwowych, w tym Władysława Gomułki i Mieczysława Moczara. Bardziej niż literaci cierpieli filmowcy ze względu na dużą liczbę osób pochodzenia żydowskiego w tym środowisku. Na szczęście polskie kino się odbudowało – zostało w nim kilku wybitnych twórców i już po kilku latach dalej osiągało poziom światowy, chociaż można się tylko zastanawiać, jak świetne mogłoby być, gdyby ci ludzie, którzy po roku 1968 wyjechali, pozostaliby jednak w kraju i dalej to kino współtworzyli.
PAP: Kiedy pojawiły się pierwsze filmy o Marcu ’68?
Dr Łukasz Jasina: Kiedy Marzec coraz bardziej przechodził do historii, polscy filmowcy postanowili się z tym problemem rozliczyć w swoich filmach. Filmy dotyczące tego okresu pojawiały się na początku sporadycznie, bo do końca epoki gierkowskiej cenzura zabraniała mówić o tych wydarzeniach.
Pierwszym takim filmem było dzieło Janusza Kijowskiego z 1977 r. pt. „Indeks. Życie i twórczość Józefa M.”. Jego głównym tematem nie był jednak Marzec, ale to, jak młodzież radziła sobie w latach 70. w warunkach konformizmu.
Drugim filmem, bardzo wybitnym, już realizowanym prawie że w warunkach pełnego ustąpienia cenzury, był obraz Radosława Piwowarskiego „Marcowe migdały” z 1989 r. Film wprost mówiący o tym, co się działo w Polsce w II połowie lat 60., pokazujący partyjnych karierowiczów, analizujący z wielu perspektyw, w jaki sposób doszło do tych wydarzeń.
I wreszcie trzeci film – dzieło Jacka Bromskiego z 1993 r. pt. „Szczęśliwego nowego roku 1968”. Jest on sfabularyzowanym odcinkiem serialu dziś już zapomnianego – „Kuchnia polska”, pokazującego przekrój życia w PRL-u od lat 40. do 1989 r. Ten film poświęcony jest jednak wyłącznie temu, co działo się w Warszawie na Uniwersytecie czy na Politechnice w roku 1968 r. Jego bohaterami są osoby w różny sposób zaangażowane w sytuację Marca ’68. Wśród nich jest córka bardzo ważnego partyjnego działacza, który najpierw dopuszcza się różnych zbrodni, a potem, w roku 1968, kończy swoją karierę.
Chociaż najbardziej znaczącym dziełem o Marcu ’68 są „Marcowe migdały”, jednak tematyka roku 1968, emigracji, pojawia się w wielu serialach, filmach, które powstają w latach 80.
PAP: Film Janusza Kijowskiego powstał w 1977 r., ale do kin wszedł dopiero cztery lata później. Dlaczego, skoro takie filmy jak „Człowiek z marmuru” Wajdy czy „Barwy ochronne” Zanussiego nie napotkały takich trudności?
Dr Łukasz Jasina: Bardzo duży błąd popełniamy, kiedy zakładamy, że powody są zawsze polityczne. „Indeks” nie jest filmem ostrzejszym niż „Człowiek z marmuru” czy film Zanussiego. Tak to już było w tym systemie, że pewnym twórcom było wolno więcej. Jeżeli ktoś miał już znaczące nazwisko, to mógł władzę krytykować, bo władza nie mogła mu bardzo zaszkodzić. Andrzej Wajda był wtedy już tak znaczącym na świecie artystą, że władza mogła co najwyżej próbować negocjować z nim pewne cięcia cenzorskie. Natomiast na Januszu Kijowskim bardzo skupiła się niechęć cenzury. To był wówczas debiutujący, jeszcze nieznany artysta.
„Indeks” sprawiał pewien problem władzy. Bo o ile Wajda wiedział, jak nie mówić o roku 1968, wiedział, że stalinizm jest już na tyle stary, że można go krytykować, Kijowski pewne kwestie przedstawiał bardzo bezpośrednio – jak to, że jego bohaterowie mieli złamane życie w wyniku roku 1968. Cenzor PRL-u w 1977 r. musiał więc ten film zablokować.
Po roku 1981, kiedy na Uniwersytecie Warszawskim zorganizowano sesję naukową poświęconą Marcowi i przyjechali marcowi emigranci, władza przestała zabraniać pisania i mówienia o Marcu. Wynikało to też ze zmiany polityki wobec kwestii żydowskiej. Generał Jaruzelski próbował doprowadzić do porozumienia z Izraelem i ze światowymi organizacjami żydowskimi. Pozwolił na kajanie się władzy za to, co się stało w roku 1968.
PAP: Jan Kidawa-Błoński, reżyser „Różyczki”, w 2010 r. przed premierą swojego filmu wspomniał, że mówi się coraz mniej o wydarzeniach marcowych, chociaż właśnie one były jednym z etapów budowania niepodległej Polski…
Dr Łukasz Jasina: Jeśli oszacujemy liczbę polskich filmów o PRL-u, realizowanych już po roku 1989, dotyczących tych najbardziej przełomowych okresów, czyli Grudnia ’70, Poznania ’56 czy roku ‘80 i stanu wojennego, to tych filmów również wcale nie jest tak dużo. Jednak z drugiej strony filmów o stalinizmie czy o PRL-owskiej codzienności powstaje więcej. Marzec ’68 jest elementem bardzo ważnym, ale chyba nie aż tak bardzo interesującym polskich twórców. Tym bardziej, że nie są w tym ograniczani – Marzec nie jest tematem tabu już od wielu lat.
Nawet „Różyczka”, film bardzo dobry, jeżeli chodzi o kwestie historyczne, jest jednak głównie panoramą okresu gomułkowskiego, a sam wątek Marca pojawia się pod koniec filmu. Tylko nieliczne filmy o Marcu są filmami fabularnymi, dokumentów jest więcej. Są też filmy biograficzne o ludziach, którzy w 1968 r. wyemigrowali – Aleksandrze Fordzie, Arnoldzie Słuckim. Ale biorąc pod uwagę liczbę dokumentów, jakich po roku 1989 w Polsce zrealizowano mnóstwo, to tu temat Marca ‘68 również nie zajmuje pierwszej pozycji.
PAP: Wracając do filmu Piwowarskiego – w jaki sposób opowiada on historię Marca ’68 i pokolenia powojennego?
Dr Łukasz Jasina: Warto porównać film Piwowarskiego z filmem Bromskiego. Film Bromskiego jest filmem politycznym, jego akcja rozgrywa się w Warszawie, wśród bohaterów jest Gomułka, Moczar, jest to film bardzo schematyczny. Jednak Marzec zdarzył się również poza Warszawą. Moim zdaniem Piwowarski bardzo dobrze zrobił, że miejscem akcji uczynił inne miasto.
Piwowarski historię Marca opowiada na przykładzie młodych ludzi, którzy już nie pamiętają grozy II wojny św. Dowiadują się o niej już tylko ze szkolnych akademii, ewentualnie znają z opowieści swoich rodziców. I nagle dowiadują się, że są Polacy i Żydzi. Najpierw myślą, że to typowa propaganda. Potem okazuje się, że niektórzy z nich faktycznie mają bardziej czarne włosy niż inni.
Piwowarski nie skupił się jednak na tym fałszywym konflikcie narodowościowym – dla niego była to poza przyjęta przez władzę, która ludzi do pewnych rzeczy zmusza. Poza tym wpisał swoją historię w ogólny obraz PRL-u.
Wydaje mi się, że ten film był bardzo ważny dla samego Piwowarskiego. Chciał pokazać nam pierwszy bunt Polaków, którzy się przestali bać. Oczywiście doświadczenie Marca czy stanu wojennego nie może się równać z tym, co ludzie przeżywali w okresie hitlerowskiej czy sowieckiej okupacji. Jednak młodzi w roku 1968 przekonali się, że nie ma stabilności, że znowu trzeba się bać. To chyba była największa zbrodnia ówczesnej władzy, która sobie nie zdawała sprawy z tego, co robi, ale przyłożyła się do przywrócenia tych podziałów i lęków, które już trochę zatarły się po II wojnie światowej. Nawet po roku 1956 panowała bieda, ale władza nie stanowiła wówczas takiego zagrożenia. Rok 1968 przerwał tę powojenną stabilizację, odebrał młodym ich ideały.
Zaletą filmu Piwowarskiego jest to, że nie ma w nim przesadniej martyrologii, która pojawia się już w „Różyczce” Kidawy-Błońskiego, wyprodukowanej 20 lat później. Piwowarski, mimo że jego film wychodzi w roku 1989, wykazuje się dużo większą ironią niż reżyser „Różyczki”.
PAP: Jaką wymowę ma ostatnia scena „Marcowych migdałów”, w której Tomek, dogoniwszy odjeżdżający pociąg, przekazuje Marcysiowi szablę swojego dziadka legionisty?
Dr Łukasz Jasina: Myślę, że jest to bardzo patriotyczna scena pokazująca, że Tomek nie zgadza się, żeby to władza decydowała o tym, kto jest Polakiem, a kto nie. Że ci, którzy są z Polski wyganiani, są tak samo dobrymi Polakami jak ci, którzy w niej zostają. Co ciekawe, szabla jest symbolem szlacheckim – teoretycznie chłopi czy Żydzi nie mieli z nią nic wspólnego. A Piwowarski pokazał, że ta szabla jest dla wszystkich Polaków.
PAP: We wspomnianym już filmie Jana Kidawy-Błońskiego z 2010 r. postać jednego z głównych bohaterów, Adama Warczewskiego, przypomina losy Pawła Jasienicy, Stefana Kisielewskiego czy Jerzego Zawieyskiego…
Dr Łukasz Jasina: Główny bohater, grany przez Andrzeja Seweryna, ma żonę agentkę wywiadu jak Paweł Jasienica, zostaje pobity jak Stefan Kisielewski, ginie jak Jerzy Zawieyski. Myślę, że to dobrze, że twórcy tego filmu posłużyli się takim zabiegiem, bo on pokazał, do czego władza była wówczas zdolna, że tylko po to, aby prześladować pisarza, była w stanie podsunąć mu żonę. Zresztą sam Andrzej Seweryn nie był wybrany do tej roli przypadkowo – sam był bardzo zaangażowany w działalność opozycyjną w roku 1968. Do tego wszystkiego miał żonę pochodzenia żydowskiego, którą zmuszono do emigracji.
Uważam jednak, że ciekawszym wątkiem filmu jest wątek Romana Rożka granego przez Roberta Więckiewicza. Bardzo ważną rzeczą było pokazanie, że ci, którzy rozpętali w 1968 r. tę potworną nagonkę, sami stawali się jej ofiarami. Komunizm też na tym polegał, że ludzie, którzy splamili swój honor w jego służbie, w 1968 r. byli za to karani, choć było to bardzo selektywne, gdyż to władza decydowała, kto Żydem jest, a kto nie. Władza pożerała własne dzieci.
Wielką zasługą „Różyczki” było pokazanie, że komunizm był ustrojem upokarzającym, niecofającym się przed łamaniem żadnych zasad – a o tym się dziś coraz częściej zapomina.
PAP: Czy temat Marca ’68 częściej niż w filmie był podejmowany w literaturze?
Dr Łukasz Jasina: Wbrew pozorom też nie tak bardzo. Jeśliby się zastanowić, skąd czerpiemy naszą wiedzę o atmosferze, jaka panowała w marcu 1968 r., to niekoniecznie z beletrystyki, niekoniecznie z poezji, ale przede wszystkim ze wspomnień.
Tak naprawdę rok 1968 nie wygenerował żadnego wielkiego dzieła literackiego. Powstało kilka opowiadań. Największym fenomenem związanym z marcem 1968 roku jest twórczość Henryka Grynberga. Mówię to ironicznie, gdyż Grynberg nie pisał o Marcu ’68, pisał o wojnie, o Holokauście czy innych tematach, ale o wszystkim w optyce roku 1968. Należy się zastanowić, jak wyglądałby obraz stosunków polsko-żydowskich, gdyby nie doszło do wydarzeń marcowych. Temat Marca pojawia się też oczywiście u innych twórców – np. u Konwickiego, Różewicza, ale nigdy jako temat przewodni.
PAP: Z czego to może wynikać?
Dr Łukasz Jasina: Marzec nie stał się głównym węzłem pamięci. Najważniejszymi węzłami dla Polaków są węzły martyrologiczne związane z oporem przeciwko hitlerowcom, sowietom.
Rok 1968 jest ważny dla pewnej grupy polskiego społeczeństwa, która jest jednak relatywnie nieliczna. Rzutuje mocno na relacje polsko-żydowskie, bo po 1968 r. zaczął się mniej więcej jednolity przekaz dotyczący polskiego antysemityzmu. Jednak ci, dla których Marzec jest ważny, muszą się pogodzić z tym, że jego historia przegrywa z Żołnierzami Wyklętymi, zbrodniami sowieckimi i niemieckimi, z Katyniem, a w historii PRL z Gdańskiem ’70, stanem wojennym i legendą Solidarności.
Rozmawiała Aleksandra Beczek (PAP)
aleb/ mjs/ ls/