Obrońca 93-letniego byłego strażnika z niemieckiego obozu Stutthof wniósł odwołanie od wyroku sądu w Hamburgu z 23 lipca. Bruno D. został tego dnia skazany na dwa lata więzienia w zawieszeniu za pomoc w zabójstwie 5232 osób oraz w jednym przypadku za próbę zabójstwa.
Prokuratura jest zaś z wyroku zadowolona i oświadczyła sądowi, że nie skorzysta z możliwości jego zaskarżenia.
Termin na wniesienie odwołania wynosił jeden tydzień i zostało ono złożone w ostatniej chwili, w czwartek przed południem. Wnoszący odwołanie muszą je uzasadnić w terminie jednego miesiąca od doręczenia im wyroku na piśmie, który zostanie sporządzony w ciągu najbliższych tygodni. Następnie akta sprawy zostaną przedłożone Federalnemu Sądowi Najwyższemu do rozstrzygnięcia za pośrednictwem prokuratury oraz prokuratury federalnej.
Ze względu na to, że w czasie dokonywania zarzucanych mu czynów oskarżony był nieletni, proces toczył się przed wydziałem do spraw nieletnich. Prokuratura wnioskowała o wyrok trzech lat pozbawienia wolności. Stefan Waterkamp, obrońca D., domagał się uniewinnienia swojego klienta.
W 1944 roku Bruno D. służył przez wiele miesięcy jako strażnik w niemieckim obozie koncentracyjnym Stutthof – miał wówczas 17 lat. Pełnił służbę wartowniczą, kiedy w obozie zginęło wiele tysięcy osób, wśród nich wielu Żydów i Polaków. Niemiecki obóz słynął z okrutnego traktowania więźniów.
Bruno D. bronił się podczas rozprawy argumentem, że nic o rzekomych okrucieństwach nie wiedział i "po prostu wykonywał rozkazy". Rzekomo dowiedział się o okrucieństwach w niemieckim Stutthof dopiero podczas procesu.
Sędzia Anne Meier-Göring powiedziała podczas uzasadnienia wyroku: "Pan nie stał po prostu na wieży i pełnił wartę. Pan brał udział w całokształcie masowego morderstwa, pomagając swoim dowódcom, patrząc się jak ludzie umierali z głodu, z powodu chorób i jak wchodzili do krematorium z którego już nigdy nie wyszli. Pan musiał widzieć trupy, bo trupy leżały wszędzie" – mówiła sędzia.
Z Hamburga Patryk Nowak
pno/ jar/