„Wobec Boga i Ojczyzny przysięgam walczyć o wolną i niepodległą Rzeczpospolitą Solidarną, poświęcać swe siły, czas – a jeśli zajdzie potrzeba – swe życie dla zbudowania takiej Polski. Przysięgam walczyć o solidarność między ludźmi i narodami. Przysięgam rozwijać idee naszego Ruchu, nie zdradzić go i sumiennie spełniać powierzone mi w nim zadania” – brzmiały słowa przysięgi Solidarności Walczącej.
Dla wielu impulsem do działania stała się pierwsza pielgrzymka do ojczyzny papieża Jana Pawła II. „Jak wspominał Kornel Morawiecki, „największy impuls do działania dała mi wizyta Papieża. Z moim przyjacielem, Jurkiem Petryniakiem, z którym wcześniej robiłem akcje ulotkowe, a który był ważnym elementem naszej wczesnej +konspiracji kanapowej+, zastanawialiśmy się, jak powinniśmy uczcić przyjazd Papieża. Postanowiliśmy zrobić transparent: biało-czerwony, z napisem +WIARA+ na białym tle, a +NIEPODLEGŁOŚĆ+ na czerwonym. I to był jedyny taki transparent na placu Zwycięstwa w czerwcu 1979 r. w Warszawie. Wtedy uszło nam to bezkarnie”.
Z kolei Nikołaj Iwanow wyznał, że jego romans z Solidarnością Walczącą rozpoczął się wiele lat przed jej powstaniem. „Ja byłem takim niejawnym współpracownikiem Biuletynu Dolnośląskiego. Kornela Morawieckiego poznałem w roku 1980. Kiedy ożeniłem się z Polką, szukałem możliwości przyjazdu do Polski, ale cały czas mnie nie puszczali ze Związku Sowieckiego. Cały czas mi mówili, że Polska teraz niepewna, bo to 1980 rok i że muszę zabrać żonę do Związku Sowieckiego. Wtedy jeszcze nie wiedzieli, że należę do organizacji Młodych Socjalistów, bo to dopiero w 1981 wyszła ta sprawa” – czytamy w jego relacji.
Andrzej Kołodziej, jeden z sygnatariuszy Porozumienia 31 sierpnia 1980 roku, stwierdził, że Solidarność Walcząca nie była alternatywą dla „Solidarności”. „Dla mnie Solidarność Walcząca była następnym etapem. Ja już w 1981 r., po wydarzeniach marcowych, nie miałem złudzeń co do tego, że władza uderzy w „Solidarność” i z informacji, które do nas docierały, wynikało, że przygotowują się do rozwiązania siłowego, czyli do wprowadzenia stanu wyjątkowego. Robili listy ludzi do zatrzymania, przygotowywali swoje siły, armię. A +Solidarność+ już wtedy uważałem za organizację, która nie ma szans dalszego rozwoju w walce z komunizmem. +Solidarność+ po wyborach wiosennych i w tej atmosferze, w jakiej się to odbywało wewnątrz związku, czyli budowania aparatu administracyjnego do typowych struktur związkowych, powoli przestawała być organizacją otwartą, ruchem społecznym, natomiast stawała się związkiem zawodowym i do tego miała się ograniczać, do czego zresztą nawoływał Wałęsa i wielu agentów, których wprowadzał. Dzisiaj już mało kto pamięta, ale wtedy Wałęsa mówił, że nie trzeba nam rewolucjonistów, ale trzeba nam ludzi do pracy w związku, bo budujemy związek, natomiast dla mnie było oczywiste, że organizacja niezależna nie ma szans istnienia w totalitarnym systemie. Mnie interesowało obalanie komunizmu, a związek to było dla mnie za mało” – czytamy.
„Mi już wtedy nie zależało, czy mnie zamkną, czy nie. Chodziłam po ulicy i pisałam na murach i nie wiem, czy z tego spokoju wewnętrznego, że mi nie zależy, czy z innych powodów, nikt mnie nie legitymował, nikt mnie nie zatrzymał. Szłam z otwartą wielką torbą ulotek, na przykład pisma Kelusa o pożarze w szpitalu psychiatrycznym w Górnej Grupie. Mimo że chodziły patrole wojskowe i milicyjne, nikt mnie nie zatrzymał” – wspomina Magdalena Czachor.
Andrzej Kisielewicz mówi wprost: „Ja mam świadomość, że uprawiałem jakiś rodzaj propagandy, ale nie było miejsca na nic innego, bo jedyną odpowiedzią na propagandę komunistyczną zmasowanymi środkami – było robić to samo. Te gazetki miały charakter propagandowy i miały podtrzymywać ludzi na duchu, zagrzewać do walki, do oporu”.
Jadwiga Chmielowska powiedziała, że w sytuacji aresztowania Kornela Morawieckiego miał się ujawnić Andrzej Kołodziej, jako szef Komitetu Wykonawczego Solidarności Walczącej, a jakby coś się z nim stało, to wówczas ona. „I tak było, że na jesieni 1987 r. aresztowany został Kornel, a w styczniu 1988 r. Andrzej Kołodziej, wtedy Andrzej Zarach powiedział mi, żebym nie spotykała się z nikim z SW, tylko bazowała na swoich kontaktach, bo jak ja wpadnę, to będzie taki wizerunek organizacji, że wszyscy szefowie kolejno wpadają” – czytamy.
„Czy czegoś żałuję? No, po cóż życia żałować? Miałem długie życie, wiele razy mogło się skończyć gorzej. Jeżeli żałuję, to może tego marzenia o solidarnej Polsce, które dopiero teraz trochę się zaczyna realizować. Nie ma Rzeczpospolitej Solidarnej, nie ma solidarności między ludźmi i narodami. Jestem tak doświadczonym człowiekiem, że wiem, że wiele z tego, co się wydawało nierealne, stało się realne. Łaska Boska, która mnie otaczała i łaska ludzka” – ocenił Kornel Morawiecki.
Książka „Solidarność Walcząca” Krzysztofa Brożka i Grzegorza Surdy ukazała się nakładem Instytutu Pamięci Narodowej.
Anna Kruszyńska (PAP)
akr/