Oscar dla Chloe Zhao za reżyserię filmu "Nomadland" jest symboliczny, ponieważ jest ona drugą w historii kobietą, która otrzymała statuetkę w tej kategorii. Brak Oscara dla Chadwicka Bosemana, pośmiertnie nominowanego za rolę w filmie "Ma Rainey: Matka bluesa" jest odczytywany negatywnie - powiedział PAP filmoznawca i krytyk filmowy Michał Oleszczyk.
Tegoroczna gala oscarowa - z powodu pandemii koronawirusa i związanych z nią obostrzeń - odbyła się w zmienionej formule. Ceremonię poprzedziła część artystyczna, zorganizowana w Dolby Theatre. Uroczystość wręczenia nagród miała miejsce na dworcu kolejowym Union Station w Los Angeles, gdzie zgromadziła się najliczniejsza grupa nominowanych i prezenterów poszczególnych kategorii. Ze względu na tych artystów, którzy nie mogli przybyć do Stanów Zjednoczonych, część gali odbyła się poza granicami kraju, m.in. w Londynie i Paryżu.
"Nomadland" Chloe Zhao w nocy z niedzieli na poniedziałek został nagrodzony trzema Oscarami - w tym za najlepszy film i reżyserię. Frances McDormand, która w "Nomadland" zagrała wiodącą życie współczesnego nomady Fern, doceniono statuetką dla najlepszej aktorki pierwszoplanowej. Za najlepszego aktora pierwszoplanowego został uznany Anthony Hopkins. Amerykańska Akademia Filmowa doceniła go za rolę w "Ojcu" Floriana Zellera. Poprzednio Hopkins otrzymał Oscara w 1992 r. za "Milczenie owiec".
"Film +Nomadland+ zwyciężył zgodnie z przewidywaniami. Oscar dla Chloe Zhao jest symboliczny, bo po raz drugi w historii kobieta otrzymała nagrodę w kategorii najlepszy reżyser. Dekada upłynęła od takiej sytuacji, kiedy to Katherine Bigelow odebrała tę nagrodę. To na pewno ważny znak" - ocenił Oleszczyk.
Zdaniem krytyka "wielkim osiągnięciem" są również dwa Oscary dla McDormand. "Po raz trzeci doceniono ją statuetką Oscara jako najlepszą aktorkę pierwszoplanową. Jednocześnie na tej samej gali otrzymała ona czwartą nagrodę, jako producentka +Nomadland+. To także pierwszy taki przypadek w historii, żeby aktorka otrzymywała nagrodę jako producentka za jeden film na tej samej gali" - zwrócił uwagę Oleszczyk.
W jego ocenie "dużym zaskoczeniem" jest zwycięstwo Anthonego Hopkinsa w kategorii najlepszy aktor pierwszoplanowy za rolę w filmie "Ojciec". "W tej kategorii obstawiany był Chadwick Boseman za film +Ma Rainey: Matka bluesa+" - przypomniał.
"Brak nagrody dla Bosemana już teraz jest odczytywany w sposób negatywny. Po raz pierwszy w historii przesunięto nagrodę dla najlepszego aktora pierwszoplanowego na sam koniec ceremonii, już po ogłoszeniu najlepszego filmu. To był ewenement. Jest dosyć jasne, że twórcy gali oczekiwali, że zwycięzcą pośmiertnie w tej kategorii będzie Boseman, czarnoskóry aktor, odtwórca roli Czarnej Pantery w filmie Marvela. Bardzo emblematyczny aktor także dla walki o równość w przemyśle filmowym" - wskazał filmoznawca.
"Fakt, że w tej kategorii zwyciężył Hopkins, sprawił, że cała gala miała niespodziewaną kodę. Widać było, że twórcy gali oczekiwali tego, że symbolicznym zakończeniem wieczoru będzie właśnie podziękowanie wygłoszone przez wdowę po Chadwicku Bosemanie, zapewne także zwracające uwagę na kwestie równości w przemyśle filmowym. Tymczasem nagrodę otrzymał Anthony Hopkins, najstarszy laureat w tej kategorii kiedykolwiek (83 lata), na dodatek na gali nieobecny" - zwrócił uwagę Oleszczyk.
Jak mówił, "uderzał brak przemówienia na końcu; nikt nic nie powiedział, gala się po prostu skończyła, świadczy o tym, że twórcy gali nie przewidzieli nawet takiej sytuacji". "Liczyli na to, że końcowe słowa dotyczyć będą zwycięstwa Bosemana. Tak się nie stało i całkowity brak przygotowania na tę alternatywę ujawnił się dosyć mocno. Gala skończyła się w sposób bardzo nagły, bez żadnego przemówienia, podsumowania, co nie pozostawiło dobrego wrażenia" - podkreślił.
W ocenie Oleszczyka "potencjalnie więcej mógł wygrać obraz +Obiecująca. Młoda. Kobieta+". A największą przegraną gali jest Glenn Close. "To była jej ósma nominacja do Oscara, wciąż nie otrzymała statuetki. Pytanie, czy to już czas na Oscara honorowego dla tej wybitnej aktorki, czy jeszcze uda jej się tego Oscara przepisowo zdobyć" - dodał.
"Sama gala wręczenia Oscarów była wyjątkowa, odbywała się na dworcu kolejowym w Los Angeles. Była bardzo skrótowa, ograniczono także liczbę gości, nie było czerwonego dywanu w klasycznej, rozbuchanej formie. Wydawało się wręcz, że to jest półprywatna ceremonia - bez blichtru, o wiele skromniejsza, bez tego elementu rozrywkowego. Wydaje się, że był to pomysł udany i poniekąd nawiązujący do pierwszych ceremonii z lat 20. minionego wieku" - podsumował Oleszczyk. (PAP)
autor: Katarzyna Krzykowska
ksi/ dki/