Dla Stalina w 1941 r. liczył się efekt propagandowy. Chodziło mu o to, aby w ciężkiej chwili dla swego kraju pokazać gotowość do porozumienia nawet z Polakami. Wszystko to miało wytworzyć w społeczeństwach Zachodu przekonanie o wiarygodności ZSRS jako sojusznika mocarstw anglosaskich i jego rezygnacji z zaborczej polityki – mówi PAP prof. Marek Kornat, historyk z PAN.
Polska Agencja Prasowa: Kiedy narodził się pomysł, aby utworzyć polską armię w Związku Sowieckim?
Prof. Marek Kornat: Koncepcja pojawiła się u premiera Władysława Sikorskiego jeszcze rok przed wybuchem wojny między Niemcami a Związkiem Sowieckim. W lipcu 1940 r. Sikorski złożył przedstawicielowi Polskiej Agencji Telegraficznej Stefanowi Litauerowi (powiązanemu z sowieckimi służbami specjalnymi) osobne memorandum do przekazania ambasadzie sowieckiej w Londynie, w którym padał postulat utworzenia na terytorium ZSRS 300-tysięcznej armii. Był to niewątpliwie sondaż reakcji sowieckiej ze strony polskiego szefa rządu zaraz po upadku Francji w czerwcu 1940 r.
Pomysł oczywiście nie miał najmniejszych szans realizacji, bo do czego miałaby być potrzebna Sowietom polska armia, skoro stosunki z Niemcami układały się (na razie) pokojowo. One weszły w stadium impasu dopiero w listopadzie 1940 r., po nieudanych rozmowach Mołotowa w Berlinie. Wspomniane memorandum nie zawierało także żadnych żądań gwarancyjnych dla Polski – choćby unieważnienia porozumień Ribbentrop-Mołotow. Koncepcja była więc nieudana, ale poświadcza, że Sikorski miał skonkretyzowaną ideę armii polskiej w ZSRS.
PAP: Który moment był kluczowy dla tej decyzji?
Prof. Marek Kornat: Przesądził o tym układ Sikorski-Majski z 30 lipca 1941 r. Nie określał rozmiarów liczebnych polskiego wojska, mówił jedynie o tym, że będzie to armia pod komendą polską, politycznie podlegającą rządowi RP na uchodźstwie, ale w zakresie operacyjnym pod rozkazami naczelnego dowództwa Armii Czerwonej. Wojsko miało być skierowane na front.
Deklaracja Sikorski-Stalin z 4 grudnia 1941 r. ustanowiła de facto sojusz polsko-sowiecki i była podstawą polityczną zaplanowanego skierowania sił polskich do walki z Niemcami.
PAP: Jak przebiegały rozmowy?
Prof. Marek Kornat: Starły się dwie przeciwstawne racje. Teza polska streszcza się w pragnieniu gen. Sikorskiego, aby to była armia możliwie najliczniejsza. Stanowisko sowieckie można opisać pragnieniem, aby stworzyć formacje polskie, lecz możliwie najmniejsze. Dla Sikorskiego liczył się wkład Polski w zwycięstwo nad Niemcami, aby zyskać tytuł do zabezpieczenia interesów własnego państwa, kiedy działania wojenne dobiegną końca i będzie kształtowany powojenny ład polityczny. A ponadto tylko tak można było myśleć o wyrwaniu z rąk sowieckich dużej rzeszy więźniów i jeńców, skazanych na pewną śmierć z głodu i wycieńczenia.
Prof. Marek Kornat: Deklaracja Sikorski-Stalin z 4 grudnia 1941 r. ustanowiła de facto sojusz polsko-sowiecki i była podstawą polityczną zaplanowanego skierowania sił polskich do walki z Niemcami.
Dla Stalina liczył się efekt propagandowy. Chodziło mu o to, aby w ciężkiej chwili dla swego kraju pokazać gotowość do porozumienia nawet z Polakami. Wszystko to miało wytworzyć w społeczeństwach Zachodu przekonanie o wiarygodności ZSRS jako sojusznika mocarstw anglosaskich i jego rezygnacji z zaborczej polityki. Miało to swoje przełożenie na wzrost życzliwości tych społeczeństw do państwa Stalina.
Sprawa utworzenia Armii Polskiej w ZSRS była tak ważna dla Sikorskiego, że stanowiła główny element „pakietu” polskich celów, z którym siadał on do stołu rozmów z Majskim. Sowiecka odmowa zgody na formowanie polskiego wojska z całą pewnością spowodowałaby to, że polski premier żadnej umowy by nie podpisał.
PAP: Jaką rolę odegrała Wielka Brytania?
Prof. Marek Kornat: Ton rozmowom starał się nadać rząd brytyjski, czyniąc wszystko, co możliwe, aby one się nie załamały, ale nie popierając stanowiska polskiego rządu w pełni, przede wszystkim w sprawie konieczności powrotu do terytorialnego status quo między Polską a ZSRS sprzed 17 września 1939 r.
Brytyjscy przywódcy wspierali postulat Sikorskiego co do Armii Polskiej w ZSRS, nie zadbali jednak o to, aby należycie wynegocjować aprowizację tego wojska w rozmowach z rządem sowieckim. Tu bardzo złe skutki dała misja lorda Beaverbrooka do Moskwy w sierpniu 1941 r., w której wyniku zawarto porozumienie, które postanawiało, że cała pomoc brytyjska będzie swobodnie rozporządzana przez rząd ZSRS i do polskiego wojska trafi z niej to, co rząd ten postanowi dać. Układ ten uczynił niemożliwym należyte wyekwipowanie Armii Polskiej. Był źródłem wielu ciężkich powikłań. Sikorski nie miał wpływu na treść owej umowy i niczego nie mógł zrobić, aby ją obejść.
PAP: Jak rozmowy Sikorski-Majski były odbierane przez polskich polityków?
Prof. Marek Kornat: Nie było ani jednego Polaka, który nie chciałby armii w ZSRS. Panowało powszechne przekonanie, że wkład w zwycięstwo sprzymierzonych będzie kapitałem na rzecz sprawy polskiej. Im większy byłby, tym mocniej stanęłaby sprawa polska na wokandzie międzynarodowej po ustaniu działań militarnych.
Przeciwnicy gen. Sikorskiego uważali, że podpisał on układ niedobry dla Polski – nie wpisano w jego treść expressis verbis tego, że po wojnie Polska wraca do granicy ryskiej z 1921 r. Krytycy Sikorskiego nie mieli jednak alternatywy dla tego, co on robił.
Prof. Marek Kornat: Nie było ani jednego Polaka, który nie chciałby armii w ZSRS. Panowało powszechne przekonanie, że wkład w zwycięstwo sprzymierzonych będzie kapitałem na rzecz sprawy polskiej. Im większy byłby, tym mocniej stanęłaby sprawa polska na wokandzie międzynarodowej po ustaniu działań militarnych.
Najpewniej zakładali, że Sowieci utracą Moskwę, a wówczas będą skłonni do większych ustępstw. Tak rozumował minister Sosnkowski.
Sikorski nie podzielał tej koncepcji. Istotnie rady Sosnkowskiego miałyby głęboki sens, gdyby jego diagnoza okazała się realistyczna. Wiemy jednak, że Niemcy Moskwy nie wzięli. Trzeba stanowczo podkreślić, że szanse przeżycia Polaków w sowieckich obozach drugiej zimy (bo tę z 1940 na 1941 mieli już za sobą) były nikłe.
PAP: Czy istnieje możliwość, że gen. Anders mógł w tamtym momencie zaufać Związkowi Sowieckiemu?
Prof. Marek Kornat: Oczywiście, że tak nie było, ale nie uniknął wplątania przez Sowietów w dwuznaczną sytuację, jaką wytworzyły rozdźwięki między nim a ambasadorem polskim w ZSRS prof. Stanisławem Kotem. Sowieci usiłowali skłócić ich obydwu, doszła do tego sprawa zasadniczej rozbieżności zdań. Anders uważał, że na front wyruszyć może tylko należycie wyekwipowana i przeszkolona Armia Polska (jako całość). Ambasador sądził, że ze względu na ogromną nieufność po stronie sowieckiej do Polaków należy podjąć ryzyko i odstąpić od tych warunków wstępnych, posyłając na front stosunkowo najlepiej przygotowaną do działań wojennych część wojska. Był zdania, że może to sprawi pożądany przełom psychologiczny.
PAP: Jak do współpracy polsko-sowieckiej podchodzili sami żołnierze?
Prof. Marek Kornat: Najpierw trzeba powiedzieć, że pragnęli przede wszystkim wyjść z obozów i więzień, bo czekała ich tam pewna śmierć. Po drugie, nie mogło być zaufania do państwa, które w kooperacji z Niemcami bardzo niedawno dokonało rozbioru Polski. Po trzecie, powstawało wielkie pytanie, gdzie są oficerowie przedwojennej armii polskiej, którzy gdzieś zniknęli i nie zgłaszają się do wojska. Niepewność co do ich losu rodziła wielkie napięcie. Po czwarte, żyła w tych ludziach pamięć świeżo doznanych krzywd. Bardzo często do armii gen. Andersa zgłaszali się ludzie krańcowo wyczerpani w obozach NKWD, niejeden z nich był wrakiem człowieka. Poza tym jednak pragnęli się bić z Niemcami, upatrując w państwie Hitlera głównego nieprzyjaciela, który pozbawił nas własnego, odzyskanego po długotrwałej niewoli, państwa. Jedna myśl była wspólna: bez pokonania III Rzeszy Polski po prostu nie będzie.
PAP: Czy wpływ na działalność armii wywarła sprawa Katynia?
Prof. Marek Kornat: O sprawie Katynia nikt nie wiedział w czasie pobytu wojska w ZSRS, czyli do lata 1942 r., kiedy Anders wyprowadził do Iranu ostatnie oddziały. Zapewne się domyślano, co się stało z oficerami przedwojennej armii, ale nie było przysłowiowej kropki nad i. Niezależnie od wszystkiego eksterminacja oficerów polskich dokonana wiosną 1940 r. stworzyła stan rzeczy, który uniemożliwiał realne zbliżenie polsko-sowieckie, którego szczerym zwolennikiem był Sikorski. Było jednak oczywiste, że ta tajemnica kiedyś zostanie ujawniona, że wybuchnie bomba z opóźnionym zapłonem. Tak się stało w kwietniu 1943 r.
Prof. Marek Kornat: Nie wiemy dokładnie, co w grudniu 1941 r. miał na myśli Stalin, mówiąc przy obiedzie do Sikorskiego o pożądanym cofnięciu się Polski na zachód „ciut-ciut”. Może chciał zostawić Polakom wybór – Wilno albo Lwów? Osobny temat do zbadania stanowią sprawy pracy agentury, czyli penetracji polskiej armii przez służby specjalne. To zapewne byłby bardzo ważny materiał.
PAP: Czego nadal nie wiemy o Armii Andersa?
Prof. Marek Kornat: Akt sowieckich dotyczących stosunków z Polską w latach 1941 –1942 w publicznym obiegu mamy wciąż nie za wiele – restrykcyjna reglamentacja dostępu do źródeł jest podstawową normą rosyjską. Z archiwów sowieckich moglibyśmy jeszcze sporo się dowiedzieć, chociaż nie sądzę, by pozwoliło to zidentyfikować absolutnie nieznane a wielkie co do swojej wagi fakty historyczne, ale takie sprawy, jak założenia sowieckiej polityki w sprawie polskiej z lat 1941–1942 mogłyby odsłonić się na nowo. Jednym z nich jest np. idea jakiegoś Komitetu Polskiego, który w „wariancie B” Sowieci planowali tworzyć, gdyby Sikorski nie poszedł na ugodę w rokowaniach z Majskim. Nie wiemy dokładnie, co w grudniu 1941 r. miał na myśli Stalin, mówiąc przy obiedzie do Sikorskiego o pożądanym cofnięciu się Polski na zachód „ciut-ciut”. Może chciał zostawić Polakom wybór – Wilno albo Lwów? Osobny temat stanowią sprawy pracy agentury, czyli penetracji polskiej armii przez służby specjalne. To zapewne byłby bardzo ważny materiał.
Rozmawiała Anna Kruszyńska (PAP)
akr/ skp /