Igrzyska olimpijskie w Pekinie odbywają się pod pełną kontrolą władz Chińskiej Republiki Ludowej, a – jak się można domyślić – zwłaszcza jej tajnych służb. Ale to w przypadku państw tzw. demokracji ludowej nic nowego. Tak też było np. podczas zimowych igrzysk w 1984 r. w Sarajewie.
Nawet funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa raportowali po nich o „głębokiej jawnej i niejawnej kontroli wszystkich uczestników olimpiady” ze strony jugosłowiańskiej, która miała wpływać w znacznym stopniu „paraliżująco na kontakty między np. sportowcami i kierownictwami poszczególnych ekip”. Dziwnym trafem nic nie wspominali, jaki wpływ na jej polskich uczestników miały prowadzone przez nich – głównie tajnie – działania, w ramach sprawy obiektowej o mało wyszukanym kryptonimie „Sarajewo-84”. A tymczasem wśród nich krążyła pogłoską – zresztą prawdziwa – o „opiekunie ekipy z ramienia MSW”. I to zapewne ona powodowała „między poszczególnymi [polskimi – GM] zawodnikami dozę rezerwy oraz powściągliwość w wypowiedziach”.
Funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa raportowali po nich o „głębokiej jawnej i niejawnej kontroli wszystkich uczestników olimpiady” ze strony jugosłowiańskiej, która miała wpływać w znacznym stopniu „paraliżująco na kontakty między np. sportowcami i kierownictwami poszczególnych ekip”.
XIV Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Sarajewie odbywały się w dniach 8-19 lutego 1984 r. Była to druga, a pierwsza zimowa, olimpiada rozgrywana w kraju socjalistycznym. Wystartowało w niej 1273 sportowców z 49 krajów, którzy rywalizowali w 49 konkurencjach. Najwięcej medali (łącznie 25) zdobyli sowieccy czempioni, jednak to nie Związek Radziecki, lecz Niemiecka Republika Demokratyczna wygrała klasyfikację medalową. Wywalczyła ona co prawda jeden medal mniej, ale za to więcej złotych – 9 dla NRD, podczas gdy „tylko” 6 dla ZSRR. Polskę reprezentowało w Sarajewie 22 sportowców, którzy startowali w 6 dyscyplinach, a najlepszymi ich osiągnięciami było piąte miejsce łyżwiarki szybkiej Erwiny Ryś-Ferens na 1500 metrów i szóste narciarki alpejskiej Małgorzaty Tlałki w slalomie specjalnym. Oprócz nich w pierwszej dziesiątce znaleźli się jeszcze Piotr Fijas (7. miejsce w konkursie skoków na skoczni średniej), E. Ryś-Ferens (7. miejsce na 1500 metrów oraz 9 na 1000), drużyna hokeistów (8. miejsce) oraz łyżwiarka szybka Lilianna Morawiec (10. miejsce na dystansie 1000 metrów).
Jak zatem widać dorobek był nader skromny, co nie przeszkadzało zresztą w tym, aby zarówno sportowcy, jak i towarzyszący im „smutni panowie” wrócili do kraju zadowoleni. W przypadku tych pierwszych powodem do satysfakcji była wysokość kieszonkowego, a w przypadku tych drugich brak większych problemów ze strony polskich uczestników igrzysk. Otóż jak się okazuje nasi sportowcy podczas sarajewskiej olimpiady otrzymali po 200 dolarów amerykańskich. Dziś to drobna suma, wówczas jednak był to znaczący zastrzyk gotówki. Szczególnie zadowoleni mieli być – jak informował Służbę Bezpieczeństwa po zakończeniu imprezy tajny współpracownik „Krystyna”, czyli jeden z polskich reprezentantów zwerbowanych do współpracy przed wyjazdem do Jugosławii – nasi hokeiści. Wynikało to z faktu, że podczas poprzednich igrzysk otrzymali znaczne niższe kwoty (w 1980 r. w Lake Placid 100 dolarów, a cztery lata wcześniej w Innsbrucku jedynie 60). Zdaniem TW można było nawet mówić o „zachwycie zawodników pod adresem organizatorów”. I nie ma w tym dziwnego, gdyż dla części z nich – podobnie, jak dla trenerów i działaczy – wyjazd do Jugosławii był przede wszystkim okazją do zarobku, do handlu.
Dorobek był nader skromny, co nie przeszkadzało zresztą w tym, aby zarówno sportowcy, jak i towarzyszący im „smutni panowie” wrócili do kraju zadowoleni.
Zadowolona również – o czym była mowa – mogła być Służba Bezpieczeństwa. Niestety nie zachowały się dokumenty, z których wynikałyby jej główne cele czy też zagrożenia, przed którymi miała ona chronić polską ekipę, ale można się domyślić, że były one podobne jak w przypadku olimpiady w Calgary cztery lata później. Wówczas zamierzano zabezpieczyć wyjeżdżających do Kanady nie tylko (co w pełni zrozumiałe) przed ewentualnymi aktami terroru (choć to de facto zadanie organizatorów), ale też przed prowokacjami politycznymi (głównie ze „ośrodków dywersji ideologicznej”, np. Radia Wolna Europa i zachodnich służb specjalnych) czy próbami kaperowania naszych zawodników do występów na Zachodzie. Te ostatnie ryzyko w 1984 r. – ze względu na gospodarza igrzysk oraz niezbyt wysoki poziom polskich sportowców w dyscyplinach zimowych – było zresztą mocno ograniczone. Zadanie SB ułatwił również fakt, że do Sarajewa nie było zorganizowanych wyjazdów polskich kibiców – podczas zmagań olimpijskich przebywało tam łącznie około 100 obywateli PRL. Jak się zdaje głównym zagrożeniem w tej sytuacji był zamach terrorystyczny.
W jednym z dokumentów Służby Bezpieczeństwa wskazywano na takie zagrożenie „ze strony licznych organizacji ekstremistycznych, terrorystycznych i nacjonalistycznych, w tym grup zachodnioniemieckich, organizacji utaszowców i czetników jugosłowiańskich oraz terrorystów arabskich”. Zwiększał je zresztą fakt otrzymywania „od dłuższego czasu” przez komitet organizacyjny igrzysk oraz ambasadę Jugosławii w Republice Federalnej Niemiec „szeregu anonimowych listownych i telefonicznych pogróżek oraz ostrzeżeń”. Potencjalnemu zamachowi miały sprzyjać „stosunkowo łatwe możliwości nielegalnego przyjazdu do Jugosławii”.
To nie wszystko. Również sytuacja wewnętrzna Jugosławii była „mocno skomplikowana” – w związku z problemami ekonomicznymi tego kraju nienajlepsze były nastroje społeczne. Mało tego, miało w tym kraju dochodzić „do wzniecania wrogich nastrojów wobec Bułgarskiej Rep[ubliki] Ludowej i ZSRR”, czego przejawem były dwukrotne demonstracje w Splicie w 1983 r. przeciwko turystom z Kraju Rad. Winą za nie obarczano „nacjonalizmy”. Być może stąd wspomniana na wstępie „głęboka jawna i niejawna kontroli wszystkich uczestników olimpiady” ze strony jugosłowiańskich służb, która miała wpływać w znacznym stopniu „paraliżująco na kontakty między np. sportowcami i kierownictwami poszczególnych ekip”. Notabene, aż do tego stopnia, że jedynym przykładem tego rodzaju kontaktów w przypadku ekip z państw socjalistycznych było złożenie kondolencji kierownictwu ekipy radzieckiej w związku ze śmiercią Jurija Andropowa, sekretarza generalnego Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego i przewodniczącego Prezydium Rady Najwyższej ZSRR.
W czasie olimpiady stwierdzono kilka przypadków „prób strony amerykańskiej rozpoznania lub nawiązania bezpośrednich kontaktów z obywatelami ZSRR, Bułgarii i Polski”, a także nieliczne „przypadki proponowania sportowcom krajów socjalistycznych transakcji walutowych ze strony obywateli jugosłowiańskich”.
W czasie olimpiady stwierdzono kilka przypadków „prób strony amerykańskiej rozpoznania lub nawiązania bezpośrednich kontaktów z obywatelami ZSRR, Bułgarii i Polski”, a także nieliczne „przypadki proponowania sportowcom krajów socjalistycznych transakcji walutowych ze strony obywateli jugosłowiańskich”. Osoby, które występowały z takimi ofertami były oczywiście usuwane z personelu obsługującego igrzyska. Służba Bezpieczeństwa w przypadku obywateli polskich odnotowała trzy fakty „mające aspekt polityczny”.
Wracając do igrzysk – trener polskiej reprezentacji w hokeju na lodzie Emil Nikodemowicz miał „nie zachować należytej czujności” w kontaktach z dziennikarzami zagranicznymi. W jego przypadku chodziło o wywiad udzielony amerykańskiej sieci telewizyjnej NBC po wysokiej przegranej, wręcz klęsce (1 do 12) ze Związkiem Radzieckim. Polskiej bezpiece nie spodobało się szukanie przez niego „przyczyn porażki w sprawach wewnętrznych stosunków między władzami i organizacjami sportowymi w kraju”. Co gorsza dla Nikodemowicza wywiad z nim wyemitował również „Głos Ameryki”. Niewykluczone, że to właśnie te wypowiedzi przyczyniły się do jego odejścia ze stanowiska selekcjonera. W ocenie SB „brak myślenia politycznego” mieli też wykazać niektórzy polscy dziennikarze. Chodziło w tym przypadku o nagrany, a co gorsza wyemitowany w Telewizji Polskiej wywiad z trenerką łyżwiarstwa figurowego (a konkretnie Grzegorza Filipowskiego, naszego najlepszego zawodnika w tej konkurencji w latach 80.) Barbarą Kossowską ubraną w koszulkę z napisem „USA”. Fakt ten ponoć miał „poruszyć” opinię publiczną w kraju.
Ogólnie – mimo braku sukcesów sportowych – Służba Bezpieczeństwa wyjazd polskiej ekipy do Sarajewa oceniała nad wyraz pozytywnie. W jego esbeckim podsumowaniu stwierdzano: „Biorąc pod uwagę mnogość rozlicznych sytuacji sportowych, organizacyjnych i personalnych związanych z uczestnictwem naszych obywateli w olimpiadzie postawę sportową, dyscyplinę pracy i pobytu w Sarajewie całej ekipy olimpijskiej, ekip sprawozdawczych i pozostałych osób należy ocenić wysoko. Na wyróżnienie zasługuje również praca i postawa gremiów kierowniczych obu ekip”.
W jego esbeckim podsumowaniu stwierdzano: „Biorąc pod uwagę mnogość rozlicznych sytuacji sportowych, organizacyjnych i personalnych związanych z uczestnictwem naszych obywateli w olimpiadzie postawę sportową, dyscyplinę pracy i pobytu w Sarajewie całej ekipy olimpijskiej, ekip sprawozdawczych i pozostałych osób należy ocenić wysoko. Na wyróżnienie zasługuje również praca i postawa gremiów kierowniczych obu ekip”.
Tak na marginesie, według funkcjonariuszy SB, udział Polaków w zimowych igrzyskach olimpijskich społeczeństwo Jugosławii miało zauważyć dwukrotnie. Po raz pierwszy z okazji złożenia przez ambasadora PRL w tym kraju i delegację naszej ekipy olimpijskiej kwiatów na grobach partyzantów jugosłowiańskich poległych w czasie II wojny światowej w miejscowości Srbac. Tak na marginesie nasi hokeiści, bo to oni pojechali, w drodze powrotnej „utknęli w zaspie, gdzie spędzili całą noc”. Po raz drugi polskich sportowców dostrzeżono dzięki wysokiej wygranej naszych hokeistów z reprezentacją gospodarzy w fazie grupowej (8 do 1).
Grzegorz Majchrzak
Autor jest pracownikiem Biura Badań Historycznych IPN
Źródło: MHP