W tym roku mija 330 lat od jednego z najsłynniejszych procesów o czary. „To, co się wydarzyło w mieście i wiosce Salem w 1692 roku, do dziś może pobudzać wyobraźnię i przerażać. W odróżnieniu od europejskich polowań na czarownice nie chodzi jednak o okrucieństwo, lecz o zasięg i konsekwencje” – zauważa Maciej Krawczyk, współautor najnowszego numeru miesięcznika „Mówią wieki”.
„W 1735 roku brytyjski parlament uchwalił Witchcraft Act, ustawę, wedle której czarostwo przestało być uznawane za przestępstwo i stało się jedynie występkiem, rodzajem oszustwa, za które można było karać rokiem więzienia lub publicznym osadzeniem w dybach” – pisze w artykule wstępnym redaktor naczelny miesięcznika prof. Michał Kopczyński. To wydarzenie pozornie kończyło trwające od setek lat, obejmujące dużą część cywilizacji zachodniej, paranoiczne zjawisko polowań na czarownice. Ustawa nie mogła jednak przekreślić dawnych, zakorzenionych w pogaństwie wierzeń. Ostatnią skazaną na podstawie aktu z 1735 r. była Helen Dunn w 1944 r. „Miała szczęście – gdyby oskarżono ją, jak początkowo zamierzano, o szpiegostwo, to istniałyby duże szanse na spotkanie z Albertem Pierpointem, ostatnim brytyjskim katem” – podsumowuje prof. Kopczyński.
„W 1735 roku brytyjski parlament uchwalił Witchcraft Act, ustawę, wedle której czarostwo przestało być uznawane za przestępstwo i stało się jedynie występkiem, rodzajem oszustwa, za które można było karać rokiem więzienia lub publicznym osadzeniem w dybach” – pisze w artykule wstępnym redaktor naczelny miesięcznika prof. Michał Kopczyński.
Tradycyjne społeczeństwa próbując tłumaczyć zjawiska przyrodnicze. Szukano winnych za klęski zagrażające egzystencji tysięcy ludzi zagrożonych głodem lub utratą dachu nad głową, ale także codzienne niedostatki. „Wbiwszy kołek do słupa, mleko cebrami doiły i doją, jako się nieraz pokazało nie tylko w górach, na Podolu, Ukrainie, Rusi, Wołoszczyźnie, ale w różnych prowincjach polskich. Bowiem czart krowom mleko odbiera, a do nich przynosi” – pisano na łamach kalendarza Józefa Duńczewskiego z 1759 roku. Okres saski, w którym opublikowano ten kalendarz, uważany jest za epokę głębokiego regresu umysłowego w Rzeczypospolitej. Jednak to wówczas Kościół w Rzeczypospolitej jednoznacznie potępił sądzenie czarownic przez władze świeckie. „Surowo i pod klątwą zakazujemy, ażeby te, wzwyż pomienione, urzędy do sądzenia tych spraw nie wtrącali się” – stwierdzili uczestnicy synodu pułtuskiego w 1733 r.
„Surowo i pod klątwą zakazujemy, ażeby te, wzwyż pomienione, urzędy do sądzenia tych spraw nie wtrącali się” – stwierdzili uczestnicy synodu pułtuskiego w 1733 r.
Wyplenienie przesądów było jednak niemożliwe ze względu na ich głębokie zakorzenienie w kulturze ludowej i jej pogańskie źródła. Również przedmioty magiczne, stanowiące nieodłączne atrybuty wiedźm i czarownic, nie są tworem nowoczesnej wyobraźni, ale mają swój długi rodowód. „Żerdź i miotła skrywają symbolikę ludową. Najstarszą metrykę przypisuje się zwykle żerdzi. Starogermańskie słowo hagazussa, jedno z najstarszych określeń czarownicy, oznacza właśnie starą kobietę latającą na żerdzi z płotu. Podobnie jest z jednym z nocnych germańskich duchów nazywanym zunritten. Słowo to pochodzi od der Zaun – płot, parkan, i reiten – jeździć wierzchem” – zauważa profesor Krzysztof Bracha z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach.
Wiara w magię i czarownice przekroczyła Atlantyk i u schyłku XVII wieku zaowocowała dramatycznymi wydarzeniami w łonie niewielkiej wspólnoty angielskich protestantów z Salem (obecnie Manchester by the Sea) w Nowej Anglii. Historyk Maciej Krawczyk przybliża splot wydarzeń, który doprowadził do serii legendarnych „procesów czarownic”. „To dzięki nim samo sformułowanie `polowanie na czarownice` zyskało swoje dzisiejsze znaczenie. Były katalizatorem głębokich zmian w społeczeństwie i prawie” – podkreśla.
Wiara w magię i czarownice przekroczyła Atlantyk i u schyłku XVII wieku zaowocowała dramatycznymi wydarzeniami w łonie niewielkiej wspólnoty angielskich protestantów z Salem (obecnie Manchester by the Sea) w Nowej Anglii. Historyk Maciej Krawczyk przybliża splot wydarzeń, który doprowadził do serii legendarnych „procesów czarownic”.
Najnowszy numer „Mówią wieki” zainteresuje także pasjonatów innych zagadnień dziejów nowożytnych. Dr Michał Szczepaniak opisuje zaskakującą karierę Jana Amora Tarnowskiego na dworze króla Portugalii Manuela Szczęśliwego. W trzeciej części serii poświęconej dziejom mody staropolskiej Maria Falińska zauważa, że wielkie zmiany cywilizacyjne epoki saskiej nierozerwalnie wiązały się z gwałtowną zmianą w ubiorach ówczesnych dam. W modzie pojawiły się nowe elementy, zwiastujące nowoczesność wypełnioną nowinkami technicznymi. „Wśród bogactwa biżuterii w XVIII wieku zauważamy zegarki, pierwsze przedmioty o mechaniczno-technologicznym rodowodzie (nie licząc broni). Początkowo nosili je magnaci, z czasem przedstawiciele innych stanów. W polskim stroju umieszczano je za kontuszem lub w żupanie” – pisze autorka. Zegarek za kontuszem to tylko jeden z wielu przejawów trwającego w ówczesnej modzie sporu między tradycyjnym polskim ubiorem szlacheckim i „cudzoziemszczyzną”.
„Wśród bogactwa biżuterii w XVIII wieku zauważamy zegarki, pierwsze przedmioty o mechaniczno-technologicznym rodowodzie (nie licząc broni). Początkowo nosili je magnaci, z czasem przedstawiciele innych stanów. W polskim stroju umieszczano je za kontuszem lub w żupanie” – pisze autorka.
Nieśmiałe osiemnastowieczne przejawy pojawiania się w życiu codziennym najnowszych osiągnięć technicznych były tylko zapowiedzią rewolucji modernizacyjnej, która nastąpiła w kolejnym stuleciu. Włodzimierz Winek, znawca dziejów komunikacji miejskiej, archiwista w warszawskich Miejskich Zakładach Autobusowych, postuluje poświęcenie większej uwagi źródłom obrazującym m.in. korzystanie z dawnej komunikacji miejskiej. Cytowana przez niego relacja o konflikcie pomiędzy pasażerami w jednym z warszawskich omnibusów w 1877 r. wydaje się wciąż aktualna: „Cała ta historia dowodzi, że i w omnibusach nawet stwierdzić możemy uniwersalność zasady – siła idzie przed prawem, oraz o ile w salonach, w towarzystwie, dla znajomych często aż nadto jesteśmy uprzejmi i uniżeni, tak w miejscach publicznych, na ulicy, w stosunkach z obcymi ludźmi zaniedbujemy nieraz przepisy najprostszej grzeczności, która cechuje każdego dobrze wychowanego człowieka”.
Nieśmiałe osiemnastowieczne przejawy pojawiania się w życiu codziennym najnowszych osiągnięć technicznych były tylko zapowiedzią rewolucji modernizacyjnej, która nastąpiła w kolejnym stuleciu.
W kolejnym odcinku dodatku tematycznego „Ludzie i pieniądze: od pierwszej do drugiej wojny światowej”, przygotowanego we współpracy z Narodowym Bankiem Polskim historyk gospodarki prof. Wojciech Morawski z SGH przybliża historię zagranicznych inwestycji w międzywojennej Polsce. Szczególnym wyzwaniem dla rządów II RP była sprawa rozstrzygnięcia losów kapitałów niemieckich na Górnym Śląsku, na które spoglądano z wielką nieufnością i traktowano jako jedno z zagrożeń dla polskiej suwerenności.(PAP)