Stare domki kempingowe, z których ścian odchodzi resztka farby. Zarośnięte krzakami budynki stołówek, w których murach wciąż tkwi zapach przypalonego mleka, serwowanego w wazach i nazywanego zupą mleczną. Zardzewiałe huśtawki, które w każdej chwili mogą się urwać. Pełne dziur drewniane pomosty, po których lepiej już nie wchodzić do jeziora, i przycumowane na zawsze do pala, skrzypiące rowerki wodne. Marcin Wojdak w swojej książce „Ostatni turnus. Pocztówki z wczasów w PRL-u” zabiera nas w podróż po miejscach, w których przed laty Polacy spędzali wakacje.
Książka jest efektem fotograficznego projektu autora, który zjechał nasz kraj wzdłuż i w szerz, dokumentując najciekawsze przykłady architektury dawnych ośrodków wczasowych. Większość z nich niszczeje w szybkim tempie, pewnie niektóre z nich niebawem zostaną rozebrane, więc tak naprawdę fotograf utrwala ostatnie ich chwile, równocześnie w dołączonych tekstach dzieląc się swoją osobistą refleksją nad światem, który odchodzi bezpowrotnie.
Bo przecież rośnie już kolejne pokolenie Polaków, którzy nie mają pojęcia, co to był Fundusz Wczasów Pracowniczych i na czym polegał wypoczynek w należących do niego ośrodkach. Nie wiedzą, jak grało się w piłkarzyki ustawione na środku świetlicy, w dzień służącej do wypoczynku, czytania zawieszonych na wieszakach gazet, a wieczorami zmieniającej się w dyskotekę albo, w wersji bogatszej, w dancing, z grającą na żywo orkiestrą. Zresztą – jak zauważa autor –samo słowo „wczasy” wyszło obecnie z użycia. Przecież dziś nikt nie jeździ na wczasy all inclusive ani last minute, tylko leci na urlop nad Morze Śródziemne czy do Dubaju.
„Wczasy są lokalne, zgrzebne i przewidywalne. Na wczasy jedziesz w miejsca, które znasz od lat. Już nawet nie tylko do samego ośrodka, lecz także do tego samego domku, w którym będziesz spał w tej samej co zawsze pościeli. I będziesz tam chodził na ognisko z tymi samymi co zawsze ludźmi, pożyczał sprzęt wodny od tego samego co zawsze ratownika, a śniadania i obiadokolacje jadł przy tym samym co zawsze stoliku” – pisze autor „Ostatniego turnusu”.
Wbrew pozorom Marcin Wojdak nie wykpiwa sposobu spędzania wolnego czasu w PRL-u. Wręcz przeciwnie, jeżdżąc po Polsce odkrywa perełki ówczesnej architektury, które zachowały się do naszych czasów. Takie jak choćby mozaiki, które zdobiły recepcyjne hole czy stołówki. Na ścianie jednej z nich, mieszczącej się w Górniczym Ośrodku Wypoczynkowym „Neptun” w Krynicy Morskiej, odnalazł ciekawy przykład tej sztuki – mozaikę przedstawiającą antycznego boga wód, chmur i deszczu. Inny przykład powojennych modernistycznych dzieł tego typu spotyka w Kołobrzegu, w Zakładzie Przyrodoleczniczym nr 1 przy ul. Rafińskiego 9. Ich autorami okazali się nieźli artyści: Irena Zahorska i Olgierd Szerląg.
Jedną z PRL-owskich osobliwości, która fascynuje autora, ale pewnie robiła też przed laty wrażenie na bywalcach choćby nadmorskich kurortów wczasowych, były stojące na bocznicy wagony kolejowe, w których wakacje spędzali kolejarze i ich rodziny. Te tanie, ale raczej mało wygodne wagony można jeszcze spotkać w niektórych miejscach. Marcin Wojdak odnalazł je choćby w Kołobrzegu, przy ul. Okopowej, tuż przy dworcu kolejowym, ale też w Ocyplu w województwie pomorskim, gdzie stoją obecnie na terenie prywatnych ogródków działkowych. Sfotografował je w Darłówku, przy ul. Lotników Morskich, na terenie jednostki wojskowej należącej do 44. Bazy Lotnictwa Morskiego oraz na Helu w Ośrodku
Wypoczynkowym „Helskie Wagony” – co ciekawe, czynnym do dnia dzisiejszego.
Zresztą nie tylko to miejsce wciąż przyjmuje gości. Pojechać także można do bardzo luksusowego dawniej Ośrodka AMW „Rewita Jurata Kormoran”, który znajduje się kilka kilometrów od miasta Hel, niedaleko portu wojennego. Wciąż można odwiedzić tam kilkanaście drewnianych domków i dwie murowane wille, które służyły PRL-owskim dygnitarzom, choć pewnie dziś nocleg w nich musi być dużym przeżyciem.
„Podczas wszystkich tych krótszych i dłuższych wyjazdów w poszukiwaniu kolejnych skamielin z czasów PRL-u czułem się tak, jakbym faktycznie był na wczasach. Do tego stopnia było to dla mnie silne przeżycie, że nie jestem teraz w stanie odróżnić swoich prawdziwych wspomnień z dzieciństwa od tych, które urodziły mi się w głowie podczas robienia zdjęć do +Ostatniego turnusu+. Dlatego kiedy teraz ktoś mnie pyta, gdzie jeździłem z rodzicami na wczasy, to odpowiadam z przekonaniem, że wszędzie” – pisze w postscriptum książki Marcin Wojdak, zachęcając do odwiedzania dawnych ośrodków wczasowych.
Choć są to często zrujnowane miejsca, to warto wybrać się do nich w poszukiwaniu wspomnień. „Jedźcie za swoimi wspomnieniami, jedźcie do ośrodka, w którym spędziliście swoje pierwsze wakacje, jedźcie na pomost, na którym pierwszy raz się całowaliście, albo sprawdźcie, czy dworzec, na którym wysiadaliście podczas pierwszej samodzielnej podróży, jeszcze istnieje. Tylko róbcie to jak najszybciej, bo czas jest bezwzględny i pozbawiony sentymentów” dodaje autor „Ostatniego turnusu”.
Magda Huzarska-Szumiec
Źródło: MHP