Stare domki kempingowe, z których ścian odchodzi resztka farby. Zarośnięte krzakami budynki stołówek, w których murach wciąż tkwi zapach przypalonego mleka, serwowanego w wazach i nazywanego zupą mleczną. Zardzewiałe huśtawki, które w każdej chwili mogą się urwać. Pełne dziur drewniane pomosty, po których lepiej już nie wchodzić do jeziora, i przycumowane na zawsze do pala, skrzypiące rowerki wodne. Marcin Wojdak w swojej książce „Ostatni turnus. Pocztówki z wczasów w PRL-u” zabiera nas w podróż po miejscach, w których przed laty Polacy spędzali wakacje.