Pamięć o zbrodniach totalitaryzmów XX w. i ich ofiarach nigdy nie może być zapomniana, dla dobra żyjących w XXI w. i przyszłych pokoleń – podkreśla prof. Bogusław Kopka, redaktor tomu poświęconego jednej z pierwszych zbrodni ludobójstwa popełnionych przez okupantów niemieckich we wrześniu 1939 r.
Studia wydane przez Instytut De Republica są podsumowaniem konferencji naukowej „Wrzesień 1939 roku. Wydarzenia bydgoskie”, zorganizowanej 3 września 2021 r. w gmachu Biblioteki Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy. Była to jedna z pierwszych inicjatyw Instytutu powołanego w lutym 2021 r. Sesji naukowej towarzyszyła wystawa planszowa poświęcona okupacji niemieckiej w Bydgoszczy przygotowana przez pracowników bydgoskiego Muzeum Okręgowego im. Leona Wyczółkowskiego.
Autorzy dążą nie tylko do przedstawienia przebiegu wydarzeń z września 1939 r., ale również do przedstawienia ich genezy. Jak zauważa dr hab. Marek Romaniuk z UKW, zrozumienie przyczyn zbrodni na Polakach wymaga przyjrzenia się postawom Niemców mieszkających w Bydgoszczy po przyłączeniu tego miasta do odrodzonej Polski. Wielu wyjechało do Niemiec, pozostali przybrali negatywny stosunek do nowej rzeczywistości. Autor przybliża proces rozwoju nastrojów nacjonalistycznych i coraz większej niechęci wobec polskich sąsiadów. Na czele niemieckich organizacji w Bydgoszczy stał Deutschtumsbund, finansowany wprost przez budżet państwa niemieckiego. Po jego likwidacji przez władze polskie i aresztowaniu części działaczy za szpiegostwo jego funkcje przejęły inne organizacje, często nawiązujące do ideologii narodowego socjalizmu. „Obowiązywało typowe dla narodowego socjalizmu ślepe posłuszeństwo wodzowi (Führerprinzip). Jungdeutsche Partei czuła się predestynowana do pełnienia kierownictwa politycznego w odniesieniu do całej mniejszości niemieckiej zamieszkującej w Polsce” – wyjaśnia dr hab. Romaniuk.
Te nastroje były swoistym przygotowaniem do działań niemieckich dywersantów podczas tzw. krwawej niedzieli. Prof. Marek Kornat przypomina, że niemieckie zbrodnie popełniane od pierwszych godzin wojny nie były wyłącznie spontanicznym czynem dowódców, żołnierzy i funkcjonariuszy niemieckich, ale także imperatywem polityki niemieckiej polityki wobec Polaków zarysowanym w sierpniu 1939 r. „Obecnie tylko na wschodzie umieściłem oddziały SS Totenkopf, dając im rozkaz nieugiętego i bezlitosnego zabijania kobiet i dzieci polskiego pochodzenia i polskiej mowy, bo tylko tą drogą zdobyć możemy potrzebną nam przestrzeń życiową” – mówił w znanym wystąpieniu do generalicji Wehrmachtu 22 sierpnia 1939 r. w Obersalzbergu Adolf Hitler. Jak podkreśla prof. Kornat, swoistym zamaskowaniem tych zbrodni była wielka operacja dezinformacyjna, której podstawą było twierdzenie o rzekomych mordach popełnionych przez Polaków na Niemcach.
Osią tej narracji miała być historia „krwawej niedzieli”, gdy Polacy mieli przystąpić do masowej rozprawy z mniejszością niemiecką. „W instrukcji dla prasy niemieckiej minister Goebbels kategorycznie zalecał, iż +muszą figurować wiadomości o barbarzyństwach Polaków w Bydgoszczy. Określenie ++krwawa niedziela++ musi wejść jako trwałe pojęcie do słownika i obiec całą kulę ziemską. Dlatego należy nieustannie podkreślać to określenie+” – zauważa prof. Kornat. Dodaje, że charakterystyczną cechą propagandy niemieckiej było stałe zwiększanie „szacunków” dotyczących liczby ofiar polskiego terroru. W końcu 1939 r. sięgnęła ponad 50 tys. Szokujące mogą się wydawać przytoczone przez autora cytaty z prac powojennych niemieckich historyków, którzy w latach pięćdziesiątych podtrzymywali tezy Goebbelsa.
Stłumienie dywersji niemieckiej piątej kolumny przez wycofujące się z Bydgoszczy polskie oddziały służyło nie tylko polityce Goebbelsa, ale również tworzyło podstawy niemieckiego terroru. Wielu jego wykonawców było sąsiadami Polaków. Wśród nich był esesman Karl Friedrich Strauss (sylwetkę tego niemieckiego zbrodniarza przybliża dr hab. Sylwia Grochowina z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu). Przed wojną był właścicielem warsztatu stolarskiego w Toruniu. Jesienią 1939 r. został komendantem więzienia dla Polaków w toruńskim Forcie VII. Więziono co najmniej 1200 osób, głównie przedstawicieli polskiej inteligencji. „Strauss bił stale więźniów – nosząc przy sobie bicz skórzany, którego używał – przy każdym zetknięciu się z więźniami czy na korytarzu bądź też na salach. Powodem tego mogło być każde drobne uchybienie, jak nieoddanie ukłonu. Zresztą znęcał się i bez powodu” – zeznawał jeden z Polaków, któremu udało się przeżyć. Jeden z polskich kapłanów wspominał, że Strauss żywił szczególną nienawiść wobec polskich duchownych, których traktował jako jednoznacznie wrogich wobec Niemiec. „Są oni mistrzami w judzeniu przeciw Niemcom i jeżeli w ogóle cośkolwiek robili, to właśnie to, że judzili bez przerwy przeciw Niemcom” – powtarzał.
Biografia Straussa jest również jednym z przykładów klęski denazyfikacji. „Jeden z największych oprawców więźniów toruńskiego Fortu VII, którego zbrodnie były ewidentne, nie poniósł kary i cieszył się wolnością. Nie znaczy to jednak, że popełnione przez toruńskiego stolarza zbrodnie mogą zostać zapomniane” – zauważa autorka. Szokować może to, że w skierowanym przeciwko niemu akcie oskarżenia w latach sześćdziesiątych powielano tezy goebbelsowskiej propagandy dotyczące polskich zbrodni na Niemcach. Tym samym pomniejszano winę oskarżonego zbrodniarza.
Michał Szukała
szuk/ skp/