50 lat temu, 2 marca 1973 r., zmarła Alina Szapocznikow, jedna z najwybitniejszych polskich rzeźbiarek i graficzek. „Była w niej siła i zachłanność życia” – napisał Marek Beylin w książce „Ferwor. Życie Aliny Szapocznikow”.
„Proszę wykonać moje ostatnie życzenie zaraz po mojej śmierci, nie odkładając na późniejsze exhumacje. Pochowajcie mnie w Warszawie. Prośba ta jest ostatnim aktem, którym mogę podkreślić moje przywiązanie do przyrody, do ziemi, która nie jest jeszcze cała pokryta cementem. Chcę leżeć w Polsce, pod trawą, i tam też moje nazwisko nie jest dziwolągiem” – napisała Alina Szapocznikow w testamencie. Minęło sporo czasu, zanim najbliżsi znaleźli dokument włożony między karty zbioru opowiadań Brunona Schulza – ulubionej książki jej drugiego męża Romana Cieślewicza. Ciało zmarłej artystki spoczywało już na małym cmentarzu Montparnasse, nieopodal jej ulubionej paryskiej restauracji La Coupole. Miejsce to wybrał dla małżonki sam Cieślewicz, nie znając wówczas jej ostatniej woli.
Alina zdawała sobie sprawę, że jest śmiertelnie chora. Zbyt późno zdiagnozowano u niej raka piersi. Antycypowała swoją śmierć i próbowała oswoić ją przez sztukę. Świadectwem tamtego okresu są m.in. cykle „Fotorzeźby” i „Nowotwory”. Od lat w swoich pracach poddawała bacznej obserwacji ludzkie, przede wszystkim kobiece, ciała. Teraz obserwowała i dokumentowała zmiany oraz deformacje postępujące wraz z zaawansowaniem choroby. Powstało też wtedy dzieło zatytułowane „Pogrzeb Aliny” (1970). Anna Król napisała, że „rozgrywa się [ono] w dwóch strefach. Górną tworzą rytmiczne, różnej wielkości nowotwory – papierowe bryły z fotografiami bądź odciskami twarzy przyjaciół i znajomych, osłonięte półprzezroczystą poliestrową zasłoną. Uobecniają one uczestników pogrzebu: syna, męża, przyjaciół, przypadkowych znajomych i psa zgromadzonych nad otwartym grobem, z którego wnętrza spoziera na nich artystka. Ale to właśnie żałobników spowija zasłona, oddzielająca ich od zmarłej”.
Marek Beylin w książce biograficznej pt. „Ferwor. Życie Aliny Szapocznikow” przytacza wspomnienie Andrzeja Wajdy o artystce z okresu, kiedy przebywała w szpitalu po zabiegu mastektomii. „Już wiedząc, że jest śmiertelnie chora, snuła projekty na przyszłość. Nie było skarg, depresji i zwątpienia, jawiła się wciąż jako osoba radosna, pełna życia i mająca w nim jeszcze niemało do zrobienia. I, dodam, nie był to śmiech i humor śmieszki, tylko zgoda na śmierć równie głęboka jak wcześniej zgoda na intensywne życie” – czytamy.
Biografię Beylin rozpoczyna w 1968 r., gdy wraz z dorastającym synem Piotrem Szapocznikow pracowała nad odlewami brzuchów (miały one stworzyć cykl zatytułowany „Ventres – Expansion”, pol. „Brzuchy – Ekspansja”), wylewając z ciężkich wiader polituren, czyli syntetyczną żywicę. Jak pisze autor „Ferworu”, „podczas pracy we dwójkę eksperymentowali z barwnikami: przy jednych masa rosła wraz z freonem jak ciasto, inne neutralizowały freon i nic nie rosło, niczym zakalec. Mozolnej fizycznej pracy, podnieceniu przy eksperymentach towarzyszyła radość”.
Syn stał się wówczas jej modelem. „Alina wiedziała, że umiera, ale wspomnienia Piotra i zdjęcia robione podczas pracy ukazują czas szampańskiej zabawy. Śmieją się i wygłupiają. Gdy matka oblepia nagie ciało syna gipsem, bawią się także obyczajowym przekroczeniem. Zamiast grozy rychłej śmierci panuje święto życia” – odnotowuje Beylin.
Jak dowiemy się z dalszych kart książki, Szapocznikow niejednokrotnie otarła się o śmierć. Urodziła się 16 maja 1926 r. w Kaliszu w zasymilowanej inteligenckiej rodzinie żydowskiej. Jej ojciec był dentystą, matka – lekarzem pediatrą. Dzieciństwo spędziła w Pabianicach. Ojciec zmarł rok przed wybuchem II wojny światowej, Alina zaś wraz z matką znalazły się na terenie łódzkiego getta. Następnie zostały wywiezione do obozów Auschwitz i Bergen-Belsen. Jak zauważa Beylin: „Miały szczęście. W Auschwitz były krótko, może tydzień, może kilka tygodni, potem wysłano je do Bergen-Belsen, gdzie Rywka [matka Aliny – przyp. PAP] pracowała jako lekarka w szpitalu”. Później zostały przeniesione do jednego z podobozów Buchenwaldu – Duderstadt. Alinie przydzielono numer 42048. „W zachowaniu Aliny były siła i zachłanność życia” – konkludował autor jej biografii.
W późniejszych latach artystka nie wracała do wspomnień obozowych. Po wojnie zaczął się dla niej nowy, obiecujący etap życia. Nadając swojemu nazwisku czeskojęzyczne brzmienie Alena Sapocnikova i podając w dokumentach za miejsce urodzenia czeski Cieszyn, znalazła się w Pradze. Tam udało jej się znaleźć zatrudnienie w renomowanej pracowni rzeźbiarza i kamieniarza Otokara Velimskiego. Był to moment przełomowy, który utorował drogę jej kariery. Tam uczyła się ciąć kamień i poznawać różne jego odmiany. Pracowała głównie z piaskowcem – tworzywem architektury czeskiego gotyku i baroku. Udało jej się dostać na studia w Wyższej Szkole Artystyczno-Przemysłowej w Pradze (pod kierunkiem Josefa Wagnera). W latach 1948–1950 przebywała w Paryżu jako wolna słuchaczka zajęć Paula Niclausse’a w École nationale supérieure des Beaux-Arts.
We wczesnych latach pięćdziesiątych na krótko dała się uwieść stalinowskiej propagandzie socrealizmu. Wystawiła swoje rzeźby m.in. w konkursach ogłaszanych przy okazji budowy Pałacu Kultury i Nauki oraz warszawskiego kompleksu budynków MDM. Brała także udział w konkursach na pomniki Chopina (wraz z Oskarem Hansenem), Przyjaźni Polsko-Radzieckiej, Bohaterów Warszawy, pamięci ofiar Auschwitz, Juliusza Słowackiego. Z czasem coraz częściej zaczęła bywać w Paryżu, tam zaś życie bohemy artystycznej było barwne i pociągające. W stolicy Francji poznała swojego pierwszego męża Ryszarda Stanisławskiego. Para adoptowała syna Piotra (po przejściu poważnej choroby dróg rodnych, z której ledwo uszła z życiem, Szapocznikow wiedziała, że jest bezpłodna).
„Nie pamiętam Aliny ponurej, czasem może była zniecierpliwiona na coś, ale to bardzo szybko mijało. Żywiołowa, błyskotliwa, świetna w konwersacyjnych ripostach, bez zahamowań wyrażała uczucia. W rozmowach wspomagała się ciałem, żywymi gestami ruchem rąk, co podkreślało jej spontaniczność” – wspominał ją Wojciech Fangor. „Mężczyźni stanowili dla niej materiał do obróbki” – dodawał.
Andrzej Wajda zauważał z kolei, że „Alina była kimś szalenie osobnym. Nikt nie przyłączał jej do żadnej grupy. A my, inaczej niż ona, chcieliśmy być w grupie, żeby być silniejszymi. Za bardzo obliczaliśmy rzeczywistość: kto z kim przeciw komu, tworzyły się różne obronne koterie. A ona sama sobie wyznaczała wolność. Była niezależna”.
Z książki Beylina dowiadujemy się, że już w latach pięćdziesiątych „jako pionierka” podejmowała w swojej sztuce grę z kobiecym ciałem i seksualnością. „Jeszcze przed Październikiem rozpoczyna stały i mocny nurt swojej twórczości: wiwisekcji kobiecości i erotyzmu” – wyjaśniał autor biografii.
Jej pierwszą indywidualną wystawę zorganizowano w Zachęcie w 1957 r. Trzy lata później otwarto wystawę poświęconą wyłącznie Szapocznikow poza Polską. Zorganizował ją włoski krytyk sztuki Giuseppe Marchiori w Galerii Falsetti w toskańskim Pratto. W 1963 r. artystka na stałe osiadła w Paryżu. Docenił ją tam Marcel Duchamp, za którego rekomendacją otrzymała prestiżową nagrodę Fundacji Copleya za rzeźbę „Goldfinger”, inspirowaną serią filmów o Jamesie Bondzie. W tym czasie, po rozpadzie małżeństwa ze Stanisławskim, związała się z Romanem Cieślewiczem, który w Paryżu podjął współpracę z czasopismem „Elle”. Z czasem obok fascynacji ludzkim ciałem, kobiecością i erotyką w jej twórczości zaczęły pobrzmiewać echa zainteresowania kulturą masową i kulturą konsumpcjonizmu, czego najjaskrawszym dowodem była wykuta w różowym marmurze rzeźba kabrioleta Rolls-Royce’a w skali 2:1 (praca zatytułowana „My American Dream” miała być – według jej słów – symbolem „Boga Najwyższego Luksusu”). Idea została zaprezentowana z powodzeniem w Nowym Jorku (1970) w ramach wystawy „Art Concepts from Europe” w Bonito Gallery.
Jak zauważa Agata Jakubowska w opracowanej na potrzeby Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie książce „Alina Szapocznikow: Awkward Objects”, stale powracającymi motywami w twórczości artystki jest ekspozycja fragmentów kobiecego ciała – ust, piersi, nóg, brzuchów. Jej prace na przestrzeni lat były wykonywane w różnych rozmiarach i za pomocą różnych tworzyw. „Zawsze szukałam materiału, którym mogłabym kształtować od razu, własnoręcznie inkrustować” – mówiła sama Szapocznikow. Do najsłynniejszych jej dzieł należą m.in. cykle „Zielnik”, „Brzuchy – Ekspansja”, „Nowotwory”, rzeźby „Pierwsza miłość”, „Skuter”, „Goldfinger”, „Iluminowana”.(PAP)
Autorka: Malwina Wapińska
mwp/ skp/