90 lat temu, 1 października 1933 r., odbyła się polska premiera filmu „King Kong”. „Mocno wpłynął on na popkulturę nad Wisłą. Były to u nas narodziny nowego typu filmu” – mówi PAP dr Jerzy Stachowicz, kulturoznawca z Uniwersytetu Warszawskiego.
"+King Kong+ mocno wpłynął na popkulturę nad Wisłą. Były to u nas narodziny nowego typu filmu, idealnego w swojej prostocie, który miał w sobie wszystko, co mogło przyciągnąć widza do kina w latach 30" – powiedział PAP dr Jerzy Stachowicz z Instytutu Kultury Polskiej Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego. "Sukces tego filmu był powiązany z wielkim kryzysem. Było to wówczas kino eskapistyczne" – dodał.
"Film +King Kong+ z 1933 roku nie był ani pierwszą ani najoryginalniejszą produkcją science fiction w historii. Niemniej jednak, w moim odczuciu, jest to jedno z najważniejszych (jeśli nie najważniejsze) z widowisk filmowych, jakie kiedykolwiek powstały" – napisał w 2021 r. na portalu Alien Hive red. Marek Adamczyk.
"W przypadku polskiej premiery +King Konga+ ważnym wątkiem jest postać współreżysera Meriana C. Coopera, który jako pilot walczył o niepodległość polski w 1920 roku" – powiedział PAP filmoznawca z Uniwersytetu Jagiellońskiego prof. Piotr Kletowski. "Tytułowy King Kong był symbolem natury, nad którą próbuje zapanować człowiek, a która wymyka się spod kontroli. Obraz ten dał na świecie początek filmom o potworach, które po II wojnie światowej były odbiciem lęków przed wojną atomową" – wyjaśniał. "Kolejna ważna sprawa – King Kong stał się inspiracją do stworzenia Godzilli, czyli najsłynniejszego potwora japońskiego. Co ciekawe w kilku filmach King Kong walczył z Godzillą" – dodał.
King Kong (goryl ponad naturalnych rozmiarów) to postać filmowa, która weszła na stałe do popkultury. Scena, gdy King Kong na dachu drapacza chmur walczy z atakującymi go samolotami, stała się w popkulturze ikoniczna. Olbrzymi goryl z czasem został bohaterem komiksów, noweli, gier komputerowych i kolejnych wersji filmowych tej opowieści.
Zdjęcia do tego obrazu trwały niespełna półtora roku, od 10 października 1931 r. do 1 lutego 1933 r. Po raz pierwszy na ekranach kin w USA, trwający 100 minut film "King Kong" pojawił się 2 marca 1933 r. Cztery tygodnie później można było go już obejrzeć w Europie, od 1 kwietnia wyświetlany był w kinach Wielkiej Brytanii. Polska premiera odbyła się pół roku później.
Pierwsze opisy filmu "King Kong" pojawiły się w naszej prasie przed premierą. "Były już filmy o najrozmaitszej wartości. Lecz to, co teraz zrealizowano, przechodzi najśmielsze oczekiwania, rozbija granice fantazji, prześciga wszystko. Ta rewelacja XX wieku, nieznana dotychczas w dziejach kinematografii – to słynny +King Kong+. Wkrótce ten film wyświetlany będzie na ekranie kina +Filharmonia+" – pisał na sześć dni przed premierą żydowski dziennik "5-ta rano".
W magazynie "Kino dla wszystkich", z 30 lipca 1933 r., ukazała się duża reklama filmu i dystrybutora: "King Kong, 8-my cud świata, wg. pow. Edgara Wallace’a, reż. Meriana C. Coopera i Ernesta Shoedsacka, w rolach głównych: Fay Wray, Robert Armstrong, Bruce Cabot, wytwórnia RKO Nowy Jork, +AGEFILM+ Warszawa, Marszałkowska 111".
Cytowana reklama nie był ścisła w kwestii informacji o twórcach. Nad scenariuszem pracowali obok Wallace’a również Merian C. Cooper, James Ashmore Creelman, Ruth Rose.
Współscenarzysta i reżyser Merian C. Cooper był oficerem armii Stanów Zjednoczonych a zarazem podpułkownikiem Wojska Polskiego. Służył jako pilot w 7. Eskadry Myśliwskiej im. Tadeusza Kościuszki podczas wojny polsko-bolszewickiej. Cooper był również ojcem Macieja Słomczyńskiego, pisarza i tłumacza, który swoje powieści kryminalne podpisywał pseudonimem Joe Alex.
Przed polską premierą, na łamach tygodnika "Kino", ukazała się dwuczęściowa nowela na podstawie filmu. Polski widz wiedział więc, o czym będzie opowieść, jeżeli nawet nie z lektury wspomnianego magazynu to z plotek, jakie wzbudziła ta publikacja.
Gdy "King Kong" zaczął być wyświetlany w polskich kinach promocja prasowa nabrała ogromnego tempa. Reklamy pojawiały się w czasopismach trafiających do wszystkich grup społecznych, od rolników, robotników i biednych środowisk żydowskich poczynając, przez klasę średnią i mieszczaństwo, do elitarnych magazynów kulturalnych. Treści reklam powtarzały się, akcentując, że "King Kong" to: "Gigantyczne arcydzieło kinematografii, rewelacja XX wieku, 8 cud świat, film dla ludzi o mocnych nerwach".
Film wszedł do polskich kin w iście amerykańskim stylu. Polacy tłumnie ruszyli do kin i seanse odbywały się przy pełnych salach. Było to wydarzenie kulturalne żywo dyskutowane przez wiele miesięcy po premierze.
Na odbiór filmu miał też wpływ stan polskiego społeczeństwa. Od ponad roku boleśnie odczuwane były skutki wielkiego kryzysu światowego. Ludzie byli zmęczeni problemami ekonomicznymi i niepewnością jutra. W takiej sytuacji tak emocjonujący film jak "King Kong" na pewien czas odrywał ich od trosk i dawał rozrywkę. Jest to często podkreślane przez historyków kina.
Cztery dni po polskiej premierze, w popularnym dzienniku "ABC", napisano: "Kino Filharmonia wystąpiło z premierą filmu +King Kong+, wykonanego dużym nakładem kosztów i pracy według specjalnie napisanego przez Edgara Wallace’a scenariusza fantastycznego". "Dwa lata temu Wallace otrzymał z Ameryki propozycję napisania 8 ultra-sensacyjnych scenariuszy. Powieściopisarz zdążył przed swoją niespodziewaną śmiercią napisać tylko jeden – mianowicie +King-Kong+. Jest to historia nie tylko fantastyczna, ale i niesamowita. Bije rekord osławionego +Frankensteina+. Reżyser każe nam wędrować razem z bohaterami filmu na jakąś fantastyczną wyspę, na której zachował się po dziś dzień las przedpotopowy wraz z jego przedhistorycznymi mieszkańcami. W tym lesie mieszka właśnie 23 metrowy potwór King Kong. W ekspedycji bierze udział reżyser filmowy, który pragnie nakręcić scenę porwania złotowłosej gwiazdy przez tego potwora" - czytamy w "ABC".
"Potwór rzeczywiście porywa aktorkę. Ekspedycja wyrusza w ślad za potworem. Rozgrywa się tam emocjonująca walka z olbrzymem wielkości kilkupiętrowej kamienicy. Ale nie tylko podróżnicy walczą z potworami. Taką bardzo dobrze technicznie spreparowaną walkę stacza bohater filmu, 23-metrowy King Kong, z jakimś ichtiozaurem.
Kończy się ta cała wyprawa nie tylko wyrwaniem z rąk olbrzyma porwanej gwiazdy, ale przewiezieniem go do Nowego Jorku (od czego są gazy usypiające) i występami potwora w music-hallu na Broadwayu. Potwór pozrywał olbrzymie stalowe łańcuchy i wydostaje się na wolność. Burzy i wali w gruzy domy, wspina się na 60-piętrowy drapacz chmur i tam trzymając w garści złotowłosą gwiazdę, którą ponownie porwał, walczy ze ścigającymi go samolotami.
Film doskonale technicznie wykonany. Pod względem reżyserskim jest bez zarzutu, aktorzy zaś bardzo dobrze wykonali swoje trudne role. Największą jednak zaletą tego obrazu jest jego strona techniczna. Dzięki zastosowaniu najnowocześniejszych pomysłów w tej dziedzinie, ta fantazja filmowa nabiera rumieńców życia. Miłośnikom emocji film ten dostarczy nie łada wzruszeń i wrażeń" - zrelacjonowano w dzienniku fabułę filmu.
Inne recenzje prasowe, z pierwszych tygodni po premierze, były zbliżone w ocenach filmu do tej z dziennika "ABC". W niektórych można były dodatkowo doszukać się jeszcze informacji o odbiorze filmu przez widzów. "Nowy Dziennik", z 5 października, pisał: "Na widowni olbrzymie zainteresowanie. Panie z wypiekami na twarzy ciche wydają jęki albo też z głośniejszym piskiem przytulają się do swych towarzyszy, szukając jak gdyby u nich ratunku przed olbrzymim gorylem, trzymającym w swej łapie piękną blondyneczkę. Mężczyźni uspokajają swoje towarzyszki i tłumaczą im dobrotliwie, że chodzi tu o same tryki".
W skierowanym do żołnierzy i środowisk związanych z wojskiem, konserwatywny dzienniku "Polska Zbrojna", w recenzji opublikowanej 5 października, napisano: "+King-Kong+ to wielka, lecz dobrze zrobiona bajda. Zatem z góry można już wiedzieć, że będziemy mieli do czynienia z przygodami wręcz fantastycznymi. Dużo emocji i dreszczyków grozy dostarczy ona amatorom tego rodzaju widowisk, gdyż rzecz opracowana została pierwszorzędnie pod względem technicznym".
Do beczki miodu – z pozytywnymi, a niekiedy euforycznymi recenzjami z prasy codziennej – łyżkę dziegciu dołożył magazyn "Kino" (z 8 października 1933 r.), w którego recenzji pojawiło się trochę krytyki: "Zmarły przed dwoma laty powieściopisarz Edgar Wallace zostawił bogaty dorobek powieści sensacyjnych. Ostatnim jego dziełem był scenariusz do filmu +King Kong+. Scenariusz dość nierówny. Pierwsze część jest trochę przewlekła i ma brak tempa, ale później… Czego tam niema: piękna dziewczyna, którą porywają dzicy, potworna małpa, której dzicy tubylcy składają ofiary w ludziach. Dinozaury i inne potwory przedpotopowe. A w końcu – clou wszystkiego: potworna małpa King Kong zostaje sprowadzona do Nowego Jorku i tu ucieka, siejąc popłoch i zgrozę. Film jest jednocześnie straszny i dziecinny. Ale zwolennicy silnych wrażeń przeżyją parę scen emocjonujących. Fay Wray wygląda uroczo, Robert Armstrong jest dobry, jako reżyser filmowy, Bruce Cabot, poza doskonałymi warunkami zewnętrznymi, nie wyróżnia się niczym. Właściwy bohater filmu – wielka małpa King Kong – nie spodoba się prawdopodobnie płci pięknej" - oceniono. "Reżyseria na poziomie techniki. A technika święci w tym filmie tryumfy" - podkreślono.
"King Kong" był obecny w polskich kinach do wybuchu II wojny światowej. Po kilkunastu miesiącach projekcji w dużych miastach, kopie zaczęły trafiać do kin prowincjonalnych a bilety na seanse taniały, co czyniło film bardziej dostępnym. (PAP)
Autor: Tomasz Szczerbicki
szt/