Tegoroczna Laureatka Paszportu „Polityki” w kategorii teatr Katarzyna Szyngiera chciałaby realizować teatr dla artystów i widzów. Marzy jej się powrót do rodzinnego Gdańska i objęcie funkcji dyrektorki Teatru Wybrzeże. Planuje również spektakl o Kaszubach.
"Paszport +Polityki+ oznacza nowe możliwości. Jednak, jako artystka, nie myślę o tej nagrodzie jako o czymś, co definiuje moją pracę" - powiedziała PAP Szyngiera. Jej zdaniem, jeśli artyści zaczynają w swojej twórczości myśleć o nagrodach, albo tworzyć tylko dla nich, to mogą one "zamykać horyzonty, a nie je otwierać".
Jednak, jak zauważyła, w takiej przestrzeni organizacji świata sztuki, otrzymanie tego wyróżnienia może spowodować, że będzie mogła pracować w większej liczbie teatrów, czy negocjować wyższe stawki za pracę. Zaznaczyła jednak, że jest to tylko teoria, bo "hermetyczne środowisko" rządzi się swoimi zasadami.
Szyngiera otrzymała tegoroczny Paszport "Polityki", "za tworzenie teatru mądrego, odważnie i z humorem idącego w poprzek podziałów społecznych i środowiskowych. Za reżyserię +1989+, musicalu, który być może zbudował pozytywny mit, a na pewno dał nadzieję" - podano w uzasadnieniu.
Jej zdaniem, na teatralnej mapie Polski brakuje miejsc, które są otwarte na nowe artystyczne wyzwania. Takich, które tworzą przestrzeń bezpieczną dla artystów pod względem podejmowanych tematów, ale też organizacyjnym i finansowym.
Dodała, że "notoryczną praktyką" w polskich teatrach jest wykupowanie praw autorskich od twórców za niewielkie kwoty. Według niej, artysta powinien zawierać umowy licencyjne. "Artyści sprzedają swoją twórczość często za grosze, bo nie mają innego wyjścia" - oceniła.
Przykładem teatru dobrze - według Szyngiery - zarządzanego i otwartego na różnych artystów, także imigrantów, jest berliński teatr Gorki Theater zarządzany przez Turczynkę Shermin Langhoff. "Jest to miejsce na najwyższym artystycznym poziomie, uwielbiane przez berlińczyków i mające najwyższe notowania, do którego bardzo ciężko kupić bilet. Udało się tam z powodzeniem zadbać o dwie płaszczyzny: zespół teatralny i widzów" - podkreśliła.
Przypomniała, że od chwili ukończenia Wydziału Reżyserii Dramatu Państwowej Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie, pracowała w różnych polskich teatrach, w których - jej zdaniem - praktykuje się inny model zarządzania. "W jednym miejscu słyszę +to my artyści jesteśmy najważniejsi+, w innym z kolei: +musimy zapełnić widownię, bo to dla niej jesteśmy+" - powiedziała.
Obie te postawy powodują, że trudno jest nawiązać dialog między artystą a widzem. "Trzeba zadbać o jedną i drugą stronę, bo nie ma teatru bez artystów, którzy go tworzą i nie ma teatru bez ludzi, którzy do niego przychodzą" - wyjaśniła. Jest to problem "systemowy", który wymaga zmian w funkcjonowaniu instytucji kultury na poziomie prawnym.
Wskazała również na - jej zdaniem - niskie zarobki twórców. "Od czasu przed pandemią nasze zarobki nie wzrosły" - oceniła. Podkreśliła, że kultura nie jest odpowiednio dofinansowana. "Teatry nie utrzymują się z biletów, a z dotacji. Bilety są na tzw. łatanie dziur. Na całe szczęście wzrosły wynagrodzenia pracowników administracyjnych, bo oni są zatrudnieni na etatach - równie wspaniale, że wzrosły wynagrodzenia pracowników technicznych. Natomiast nie wzrosły wynagrodzenia aktorów i reżyserów" - dodała.
Katarzyna Szyngiera pochodzi z Trójmiasta. Pierwsze lata dzieciństwa spędziła w Sopocie. Później przeprowadziła się do gdańskiej dzielnicy Osowa. Ukończyła III Liceum Ogólnokształcące w Gdyni. Jej dziadek po wojnie odbudowywał Technikum Łączności, w którym pracował do emerytury.
"Z wielką przyjemnością wracam do Gdańska, który zawsze pozostanie dla mnie domem. W Warszawie, w której mieszkam pół życia, czuje się jak w drugim domu" - oznajmiła.
Wyznała, że po latach pracy w różnych instytucjach kultury w Polsce, marzy jej się osiąść w jednym miejscu, któremu oddałaby "swoje najbardziej kreatywne i twórcze lata życia" - utworzyć miejsce przyjazne, demokratyczne, etyczne, artystyczne i po prostu rozrywkowego, bo - jak przypomniała - sztuka to także rozrywka, o czym często się zapomina.
Szyngiera chciałaby wystartować w konkursie na stanowisko dyrektorki Teatru Wybrzeże w Gdańsku, którym od czterech kadencji zarządza Adam Orzechowski. "Dobrą demokratyczną praktyką jest ogłoszenie konkursu, w szczególności kiedy ostatnim razem taki konkurs się nie odbył" - powiedziała. Dodała, że mogłaby w nim wystartować z dyrektorem Orzechowskim i innymi kandydatami. "Absolutnie nie zakładam, że mam większe szanse. Nie o to chodzi. Chodzi o to, że taki konkurs powinien zostać ogłoszony i że powinniśmy wspólnie móc w nim wystartować" – wyjaśniła.
Dodała, że obecny dyrektor za dwa i pół roku kończy swoją kadencję. "Myślę, że każda publiczna instytucja wymaga odświeżenia i nowej przyjaznej nie rewolucyjnej, a ewolucyjnej wizji" – powiedziała.
Reżyser przyznała, że od lat próbuje nawiązać współpracę z gdańską sceną, nawet po sukcesie musicalu "1989", ale nigdy "ten temat nie został podjęty" przez szefa tej instytucji.
Według niej, Teatr Wybrzeże w Gdańsku powinien być miejscem, które jest ważne dla regionu i województwa. "Musi on pilnować poziomu artystycznego, ale też być miejscem do rozmowy na tematy ważne dla wszystkich mieszkańców Pomorza" - powiedziała. Dodała, że chciałaby "przekierować model teatru właśnie w stronę bieżących istotnych zagadnień, takich jak wojna w Ukrainie i problemy imigrantów, ale także w stronę eksplorowania bogactwa wieloetnicznej i wielonarodowościowej historii i kultury tego regionu".
Przypomniała, że ostatnie głośne spektakle o Annie Walentynowicz i Lechu Wałęsie powstały w Krakowie. Chodzi o spektakle wystawione w Teatrze Łaźnia Nowa: "Nazywam się Anna Walentynowicz" w reżyserii Anny Gryszkówny i "Wałęsa w Kolonos" w reżyserii Bartosza Szydłowskiego.
Szyngiera myśląc o spektaklach, które mogłaby zaproponować widzom w Trójmieście, przypomniała m.in. na nieopowiedzianą historię gdańskich Żydów, historię palonych kobiet zwanych czarownicami - na Targu Węglowym, gdzie swoją siedzibę ma Teatr Wybrzeże.
Jej zdaniem, Gdańsk, Sopot i Gdynia to miejsca unikatowe nie tylko na mapie Polski ale i świata. "To w Gdańsku zaczęła się druga wojna światowa, czyli wydarzenie tragiczne, a jednocześnie to tutaj powstała +Solidarność+, ruch wolności, i nadziei, który odmienił cały świat" – przypomniała.
Chciałabym w Teatrze Wybrzeże proponować spektakle dla trójmiejskiej widowni i "widowni turystycznej" widzowie uczyliby się bogactwa regionu z teatru, a "teatr byłby wspólną wizytówką" - zaznaczyła.
Przypomniała również tragiczne wydarzenie sprzed pięciu lat – zabójstwo prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza, które rozegrało się na Targu Węglowym. "Chciałabym aby jeden spektakl był poświęcony postaci zamordowanego prezydenta; żeby był to sprzeciw wobec nienawiści, dezinformacji i aby ten artystyczny i etyczny gest wybrzmiał właśnie w Teatrze na Targu Węglowym" – podkreśliła.
W kolejnych artystycznych projektach Szyngiera chciałaby pokazać skomplikowaną i bogatą historię Sopotu m.in. na podstawie powieści Pawła Huelle "Śpiewaj Ogrody" i "Castor".
Wyznała, że jej wielkim marzeniem jest wyreżyserować spektakl o Kaszubach i ich bogactwie kulturowym. "Kaszuby i Kaszubi zasługują na o wiele większą uwagę niż to się dzieje dotychczas" - oceniła.
Jej zdaniem, w Trójmieście - w przeciwieństwie np. do Śląska - nastąpiło wyparcie tożsamościowe. "Kiedy przyjeżdżam do Śląska, to Ślązacy chcą bym zrobiła spektakl o Śląsku, chcą mówić tylko o nim. A ja przecież nie mam pojęcia o Śląsku" – powiedziała. "Mam pojęcie o Trójmieście, Kaszubach i Pomorzu. Tutaj się urodziłam, spędziłam dzieciństwo i młodość i tutaj chcę powrócić" - podkreśliła. "Mam nadzieję, że otrzymam taką szansę i udowodnię, że teatr może być miejscem przyjaznym, otwartym, i ludzkim" – dodała Katarzyna Szyngiera.(PAP)
autor: Piotr Mirowicz
pm/ pat/