Tomasz Trzciński, długoletni dziennikarz PAP, od wielu lat kierownik działu naukowego oraz serwisu Nauka w Polsce, zmarł w poniedziałek w Warszawie po ciężkiej chorobie. Miał 69 lat. Odszedł przyjaciel nas, papowców, ale i szef, jakiego każdy chciałby mieć: kreatywny, spokojny i uważny.
Jako koledzy i podwładni zapamiętamy jego uśmiech i spokój, entuzjazm i kreatywność. Zaczynał jako dziennikarz sportowy, bo sport fascynował go także prywatnie - na swoim koncie miał tytuły mistrzowskie w badmintona czy tenisa ziemnego. Niespożytą energię sportową zamienił na naukę, i także dzięki jego wielkiemu zaangażowaniu serwis PAP Nauka w Polsce stał się jedną z najsilniejszych marek wśród specjalistycznych mediów o tematyce naukowej. Ceniony przez czytelników i chwalony przez środowisko naukowe za rzetelność i kompetencję.
Odszedł niespodziewanie, bo chociaż chorował długo, to miesiąc temu pojawił się w dobrej formie na gali rozdania PAP-owskich nagród naukowych. Liczyliśmy w redakcji, że wróci i przygotuje kolejną galę.
Szefował głównie młodemu zespołowi, dlatego dopiero przy okazji jubileuszu PAP wielu papowców dowiedziało się, że to Tomek relacjonował słynny mecz na Wembley z października 1973 roku.
"Tego dnia nie zapomnę i nie zapomnę tego meczu. Inne - nawet te najwspanialsze - na zagranicznych czy polskich boiskach - umykają pamięci, ich fragmenty zlewają się ze sobą, bledną szczegóły. Mecz z Anglią pamiętam, jakby odbył się wczoraj, a nie 35 lat temu; na wspomnienie o wielkiej grze na Wembley i atmosferze jaka jej towarzyszyła do dziś robi się gorąco. +Zwycięski remis+, jak określa się często wynik 1:1 na Wembley, rozpoczął złoty okres polskiej piłki, a dla mnie - reportera - wspaniałą przygodę z wielkim futbolem na stadionach Niemiec, Argentyny, Hiszpanii... Gdy rano sięgnąłem po +The Sun+, jego tytułowa strona składała się wyłącznie z pięciu wydrukowanych czarna czcionką słów: +The end of the world+" - wspominał po latach.
1 września skończyłby 69 lat. Do Warszawy trafił z rodzinnego Lublina, gdzie ukończył Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Marii Skłodowskiej-Curie w Lublinie (1968), trafił do Studium Dziennikarskiego Uniwersytetu Warszawskiego (1970), a zaraz potem związał się z Redakcją Sportową Polskiej Agencji Prasowej, w której pełnił funkcję zastępcy redaktora naczelnego.
W latach 1990-1991 był korespondentem agencji w Indochinach. W latach 1991-1992 kierował działem sportowym gazety "Glob 245", a od września 1992 "Życia Codziennego". Od 1994 roku do ostatnich chwil życia związany był z PAP.
Relacjonował przebieg wielu imprez sportowych, letnich i zimowych igrzysk olimpijskich, mistrzostw świata i Europy w piłce nożnej i pięcioboju nowoczesnym.
Jego umiejętności posługiwania się słowem doceniło dwukrotnie jury najstarszego polskiego konkursu Złotego Pióra organizowanego przez Klub Dziennikarzy Sportowych i Polski Komitet Olimpijski, przyznając mu w 1983 r. drugą, a w edycji 1993/1994 trzecią nagrodę.
Przez wiele kadencji wchodził w skład Zarządu Klubu Dziennikarzy Sportowych.
Pisał o sporcie i uprawiał go, jeździł na nartach i grał w tenisa, a codzienna porcja gry w ping-ponga w pracy z kolegami należała do redakcyjnego rytuału.
Co czwartek wyłączał się na piętnaście minut z redakcyjnej pracy. "Wracam do was za chwilę, czytelnicy ukazującego się w Lublinie +Sztandaru Ludu+ czekają bowiem na cotygodniowy felieton "To i owo na sportowo" - powtarzał.
Gdy po krótkiej nieobecności powrócił do PAP, rozstał się z tematyką sportową. Zaczął pracować w Dziale Kultury i Nauki, któremu z czasem zaczął szefować. Dział wydawał już wtedy serwis naukowy (dziś serwis Nauka i Zdrowie) – codzienny zestaw najważniejszych informacji o badaniach prowadzonych na świecie, dostępny przez internet. I dzięki popularności stał się z czasem osobnym serwisem.
Nauka w Polsce powstała w 2004 r. jako pierwszy z ogólnodostępnych serwisów PAP. Red. Trzcińskiemu udało się pozyskać wsparcie finansowe Ministerstwa Nauki i Informatyzacji. Szefujący mu wtedy prof. Michał Kleiber podzielał jego opinię, że polska nauka w zmieniającym się świecie potrzebuje promocji, o którą sama nie potrafiła jeszcze zadbać.
Choć on zapewne w ten sposób o sobie nie myślał, dla większości jego współpracowników w tamtym okresie było jasne, że typ osobowości dziś znany pod nadużywaną nazwą „kreatywność” mógłby mieć swój wzorzec w osobie red. Tomasza Trzcińskiego.
Do końca był szefem i menedżerem, który potrafił zorganizować wszystko, niezależnie od trudności, a jego pomysły „wypalały”. Każdy dziennikarz zespołu mógł mieć pewność jego absolutnego wsparcia, nawet w krytycznych sytuacjach. (PAP)
jej/ ula/ agt/ bk/