29 czerwca 1924 r. urodził się w Kownie (Litwa) Gustaw Lutkiewicz – aktor. „Umiał znaleźć sobie miejsce, zaistnieć w przedstawieniu w sposób naturalny” – mówi PAP Maciej Wojtyszko. „Nawet źle napisane role zamieniał w kreacje” – ocenia.
Rola lekarza psychiatry w filmie „CK Dezerterzy” Janusza Majewskiego nie była napisana źle, tylko krótko – epizod trwający kilkadziesiąt sekund. Lutkiewiczowi to wystarczyło. „A skąd przyszedł panu do głowy osioł?… Co… Może to zwierzę przypomina nieco osła?… Na przykład taka kura, która przypomina nieco osła, co?…” – te trzy zdania wypowiada w taki sposób, że widzowie zaczynają chyba nawet współczuć badanemu przezeń oberlejtnantowi Von Nogayowi (Wojciech Pokora), choć to „bydlak” i „Buszmen”, nie kwalifikujący się nawet do „sądu dla ludożerców”.
Równie epizodyczną postacią był wachmistrz Zydor Luśnia w „Panu Wołodyjowskim” (1967). Ale sposób, w jaki „oprawiał” Azję Tuchajbejowicza, utkwił w pamięci widzów o mocnych nerwach – ci o słabszych odwracali wzrok od ekranu. Ten sam okrutny Luśnia śpiewał w filmie Jerzego Hoffmana nostalgiczną „Balladę stepową” – której słowa napisał sam Gustaw Lutkiewicz.
„Ja śpiewam, a ty się naprawdę modlisz” – miał powiedzieć Lutkiewiczowi Bułat Okudżawa, po wysłuchaniu „Modlitwy Francoise Villona” w jego wykonaniu.
„Przez tę Modlitwę, przez sposób, w jaki on ją śpiewał – nie do opisania – ja się zakochałam w Okudżawie” – powiedziała Ewa Dałkowska w okolicznościowej audycji Jacka Wakara, nadanej w radiowej „Dwójce” w dniu śmierci Gustawa Lutkiewicza, 24 lutego 2017 roku.
„Lubię śpiewać, ale nie publicznie. Na przygotowanie jakiegoś recitalu jestem po prostu za leniwy” – powiedział Lutkiewicz w rozmowie ze „Słowem Powszechnym” (1974). Nieco chyba kokieteryjnie, bo śpiewał jeszcze kilka innych ballad Okudżawy w tym niezwykłą „Katarynkę”. W innym wywiadzie wyjaśnił, że na Kresach, z których pochodził „śpiewanie było czymś powszechnym”. „Moja mama pięknie śpiewała. To na pewno na mnie wpłynęło” – dodał.
Ten kresowy smak pozwalał mu też grać w wielu sztukach rosyjskich klasyków… za jedną z nich - rolę Osipa w „Płatonowie” Antona Czechowa otrzymał wyróżnienie na Festiwalu w Katowicach w 1962 roku.
Gustaw Lutkiewicz urodził się 29 czerwca 1924 r. w Kownie na Litwie - niedługo później rodzina Lutkiewiczów przeniosła się do Wiłkomierza, gdzie ojciec, Witold, został sekretarzem gimnazjum polskiego. Gustaw uczył się w nim do roku 1940, kiedy to szkoła została zamknięta. Przeniósł się do gimnazjum litewskiego, ale również nie dane mu było go ukończyć.
„W 1941 przyszli Niemcy, ale to nie oni wyrzucili mnie ze szkoły. Chłopcy z ósmej klasy, Litwini, powiedzieli, że mam się wynosić – jak to nazwali – z ich szkoły. Nie chcieli Polaka. Trudno to dziś młodym osobom zrozumieć, ale wtedy w ludzi coś wstępowało… Szerzył się nacjonalizm” – wspominał po latach Lutkiewicz.
„Jakim byłem uczniem? Słabym. Matematyka i pokrewne to był horror. Nawet musiałem powtarzać drugi rok gimnazjum. Ale lubiłem literaturę, recytować, stać na scenie” – opowiadał aktor „Super Expressowi” (2009).
Wyrzucony ze szkoły, szukał pracy. Trafił do fabryki kafli, został pomocnikiem kierowcy – ładował i rozładowywał ciężarówkę, dokładał do pieca - bo auto było na holzgaz.
Gustaw Lutkiewicz wystąpił w ok. 200 filmach i serialach telewizyjnych, zwykle w rolach drugoplanowych i epizodycznych, ale często wyrazistych i zapadających w pamięć widza. Po raz pierwszy pojawił się na ekranie w „Żołnierzu zwycięstwa” (1953) Wandy Jakubowskiej.
W 1945 r. rodzina Lutkiewiczów uciekła do Suwałk. W 1946 r. Gustaw dostał się do warszawskiej PWST z działającej wówczas w Łodzi pod kierownictwem Aleksandra Zelwerowicza.
„Studia to był dobry czas, ale i biedny. Pamiętam, jak w piwnicach zorganizowano dla nas ogromne lokum, kilkanaście łóżek jedno obok drugiego. My studenci spaliśmy tam jak w koszarach. Ale wtedy człowiek miał niewielkie wymagania” – wspominał.
Czas był niewątpliwie dlań dobry, bo w łódzkiej szkole poznał Wiesławę Mazurkiewicz, swą przyszłą żonę. Nie było łatwo, bo na piękną i zgrabną dziewczynę zwrócił również uwagę Tadeusz Pluciński – znany peerelowski amant. Z pomocą Lutkiewiczowi przyszła gitara i śpiew.
„Musiałem wytworzyć wokół siebie artystyczną aurę. Żona twierdzi, że zakochała się w mojej grze na gitarze, pięknym śpiewie. Nabrała się na stworzony przeze mnie, jak to się dziś mówi, image” – opowiadał po latach aktor. A tych wspólnie spędzonych lat uzbierało się blisko siedemdziesiąt.
„To byli cudni ludzie” – wspomina Maciej Wojtyszko, który poznał aktorską parę w latach 80. w warszawskim Teatrze Powszechnym. „Wzruszające było patrzeć, jak troszczyli się wzajemnie o siebie, wspierali, pomagali – mieli klasę i styl” – ocenia.
Dyplom Wydziału Aktorskiego PWST Lutkiewicz otrzymał w 1949 roku. Występował w teatrach łódzkich: Nowym (1949-60) i teatrze 7.15 (1960-61). Potem przeniósł się do Warszawy – pracował w Teatrze Dramatycznym (1961-63), Powszechnym (1963-68 i 1974-2010) i Narodowym (1969-74). Więcej teatrów w Polsce „nie zaliczył”.
„Głównie był to skutek mojej leniwej nieoperatywności. Inni patrzyli, szukali gdzie lepiej, a ja jakoś nie. Taka aktywność około czterdziestki jest godna pochwały, ale ja byłem jej pozbawiony. To jest na pewno nie najlepsza cecha, brak skłonności do wznoszenia się o piętro wyżej, ale ja już taki jestem” – opowiadał Lucjanowi Kydryńskiemu („Magazyn Filmowy”, 1971).
Grał w spektaklach reżyserowanych m.in. przez Kazimierza Dejmka, Adama Hanuszkiewicza, Zygmunta Hübnera, Andrzeja Wajdę i Macieja Wojtyszkę.
Wojtyszko przez jeden sezon, 1990-91, był dyrektorem artystycznym Powszechnego. „Wstawił mnie na to stanowisko Andrzej Wajda” – przypomina. Ocenia, że było to dla niego z jednej strony „bajkowe miejsce” – z drugiej jednak „za bogate gospodarstwo”. Po roku zrezygnował, bo nie zostawało mu czasu na nic innego.
„Ówczesny Powszechny to był top of top teatru polskiego, filmu polskiego – występowali w nim: Janda, Seniuk, Gajos, Pieczka, Pawlik, Żółkowska, Dałkowska, Władek Kowalski, Zapasiewicz - nie sposób jednym tchem wymienić wszystkich” – mówi PAP Maciej Wojtyszko.
„Byliśmy zespołem, jedną rodziną” – oceniła Ewa Dałkowska.
Gustaw Lutkiewicz wystąpił w ok. 200 filmach i serialach telewizyjnych, zwykle w rolach drugoplanowych i epizodycznych, ale często wyrazistych i zapadających w pamięć widza. Po raz pierwszy pojawił się na ekranie w „Żołnierzu zwycięstwa” (1953) Wandy Jakubowskiej.
„Grałem rolę małą i niewdzięczną, lecz – ważną dla dramaturgii filmu. To właśnie ja, na ekranie, strzelałem do generała Świerczewskiego” – wspominał.
Pierwszą większą rolę – cwaniaczka Kwaśniewskiego – zagrał w „Ludziach z pociągu” (1961) Kazimierza Kutza.
Lubił role w filmach kostiumowych: w rozgrywającym się na Żmudzi horrorze Janusza Majewskiego „Lokis” (1970) zagrał doktora Froebera, lekarza hrabiny Szemiotowej; w „Lekcji martwego języka” (1979) też Majewskiego – leśniczego Szwandę, w „Ostrzu na ostrzu” (1983) Tadeusza Junaka, ekranizacji powieści Józefa Hena „Przypadki starościca Wolskiego” – starostę Krasickiego.
Był bikiniarzem w „Sprawie do załatwienia” (1953) Jana Rybkowskiego i Jana Fethke, policjantem w „Ewa chce spać” (1958) Tadeusza Chmielewskiego, biskupem warmińskim w „Koperniku”(1972) Ewy i Czesława Petelskich, ginekologiem w „Nadzorze” (1983) Wiesława Saniewskiego, naczelnikiem więzienia w „Pismaku” (1984) Wojciecha Jerzego Hasa, dyrektorem PGR-u w „Kuchni polskiej” (1991) Jacka Bromskiego, księciem Mikołajem Radziwiłłem w serialu „Kanclerz” Ryszarda Bera. Stanisław Bareja zatrudnił go w serialach „Alternatywy 4” i „Zmiennicy”. Jego ostatnią rolą filmową była postać Zygmunta Karabasza, w telenoweli „Złotopolscy”.
Nie zagrał Kargula w „Samych swoich”. Było to tak - jak opowiadał Jan Warenycia reżyser wielu słuchowisk Polskiego Radia, w których brał udział Gustaw Lutkiewicz – że zaproponowano mu tę rolę. „Nie znałem reżysera, scenariusz wydał mi się taki byle jaki. Dałem sobie spokój, bo miałem dużo zajęć w teatrze” – zacytował Warenycia Lutkiewicza w radiowej „Dwójce”.
W 1994 r. Gustaw Lutkiewicz otrzymał „Złoty Mikrofon” za kreację postaci Polikarpa Lepieszki w radiowej powieści „W Jezioranach”.
Występował również w Teatrze Telewizji - uzbierało się ponad 50 spektakli.
„Uwielbiam teatr, ale… ideałem byłby taki, w którym mógłbym grać tylko to co chcę, ja chcę i kiedy chcę” – wyjaśnił Lutkiewicz w rozmowie z Lucjanem Kydryńskim. „Zapalam się do każdej roli, która mi się podoba, ale po wielu próbach i wielu przedstawieniach, zaczyna mnie już męczyć, nużyć, pragnę zmiany. A w dodatku przychodzi mi grać nie tylko to co lubię” – powiedział. „Nie lubię tych wszystkich herosów. Koriolanów, Kordianów, Ryszardów… tak samo nie lubię pogmatwań awangardy. Prawdopodobnie zresztą dlatego, że to role i tak nie dla mnie” – dodał aktor.
„Aktorzy dzielą się na dobrych, złych i samosterownych” – wyjaśnia Maciej Wojtyszko. „Od dobrego aktora nawet zły reżyser jest w stanie mimo wszystko uzyskać pozytywny efekt, z kolei złemu aktorowi, nawet najlepszy reżyser nie pomoże” – wyjaśnia. „Natomiast Gustaw Lutkiewicz – podobnie jak Bronek Pawlik – był aktorem samosterownym. To znaczy takim, który bez względu na okoliczności umiał znaleźć sobie miejsce, zaistnieć w przedstawieniu w sposób naturalny – bez przerysowań, zagrywania się, karykatury” – podkreśla Maciej Wojtyszko. „Nawet źle napisane role zamieniał w kreacje” – ocenia.
„Uwielbiam teatr, ale… ideałem byłby taki, w którym mógłbym grać tylko to co chcę, ja chcę i kiedy chcę” – wyjaśnił Lutkiewicz w rozmowie z Lucjanem Kydryńskim. „Zapalam się do każdej roli, która mi się podoba, ale po wielu próbach i wielu przedstawieniach, zaczyna mnie już męczyć, nużyć, pragnę zmiany. A w dodatku przychodzi mi grać nie tylko to co lubię” – powiedział. „Nie lubię tych wszystkich herosów. Koriolanów, Kordianów, Ryszardów… tak samo nie lubię pogmatwań awangardy. Prawdopodobnie zresztą dlatego, że to role i tak nie dla mnie” – dodał aktor.
„Niewątpliwe ma te dane, by grać typy podejrzane” – podpisał w 1971 r. sporządzony przez siebie wizerunek Lutkiewicza, Stanisław „Ibis” Gratkowski, karykaturzysta łódzkiego tygodnika satyrycznego „Karuzela”.
„Moja fizys widocznie pokrywa się z obiegowymi pojęciami o tym, że taki właśnie człowiek jak ja może być dwuznaczny, przewrotny, zdradliwy i wrogi. Bo w sobie samym nie zauważam większej ilości ziaren zła” – ocenił Lutkiewicz w rozmowie z rzeszowskim czasopismem „Profile” (1980). „Ale tak mnie widzą – co robić” – podsumował.
Nie do końca chyba i nie wszyscy… „Kiedy patrzy się na role Gustawa Lutkiewicza i patrzy się na jego twarz, to są na niej wypisane dwie rzeczy – dobro i przyzwoitość” – ocenił Jacek Wakar w radiowej „Dwójce”.
Gustaw Lutkiewicz zmarł 24 lutego 2017 roku w Warszawie. Miał 93 lata. Jest pochowany na Powązkach Wojskowych w Warszawie.
Paweł Tomczyk (PAP)
pat/ dki/