90 lat temu, 20 września 1934 r., urodziła się Sophia Loren – ikona stylu, legenda włoskiego i światowego kina, dwukrotna laureatka Oscara. "Myślę o przyszłości, nigdy nie żałuję tego, co mnie ominęło" – powiedziała kilka dni temu.
Kiedy jest zdenerwowana, gotuje ragu. To babcia Luisa zaszczepiła w niej miłość do kuchni. "Zanim dziadkowie zaczęli opłacać rachunki, kupowali mięso, mielili je i przyrządzali ragu po neapolitańsku, które musiało pyrkotać przez trzy albo cztery godziny, a potem było niewiarygodnie dobre" – wspominała Sophia.
Dzieciństwo miała trudne – wojna, porzucenie przez ojca, bieda i naśmiewający się z niej rówieśnicy. Była nieśmiała i małomówna, jednocześnie doświadczenia te zrodziły w niej duże pokłady empatii. "Kiedy byłam mała i umierałam z głodu, najbardziej marzyłam o tym, żeby kupić to, na co mam ochotę, a potem gotować dla wszystkich. To akt miłości, radość dzielenia się z innymi" – opowiadała włoskiej prasie.
Sophia Loren urodziła się 20 września 1934 r. w rzymskim szpitalu Regina Margherita jako Sofia Scicolone – nieślubna córka Romildy Villani i Riccarda Scicolone. Ojciec nie był zachwycony ciążą partnerki, namawiał ją do aborcji. Rodzice rozstali się, kiedy Sofia miała zaledwie sześć miesięcy. Wróciła wówczas z matką do jej rodzinnej miejscowości Pozzuoli nieopodal Neapolu.
Matka próbowała swoich sił jako modelka i aktorka. Swoje marzenia przeleje później na córkę.
W 1943 r. Sofia przeniosła się do dalszych krewnych w Neapolu, gdzie została do końca wojny. Często nie dojadała, z uwagi na jej wychudzoną sylwetkę przezywano ją „wykałaczką”.
Kiedy była nastolatką, zainteresowała się filmem. Do kina szczególnie chętnie chodziła na filmy hollywoodzkie, fascynowała ją również rodzima kinematografia. "Nigdy nie wyobrażałam sobie, że zostanę aktorką, to nie były marzenia w moim zasięgu. Filmy, które oglądałam, sprawiały, że żyłam innym rodzajem egzystencji, życiem pełnym miłości i muzyki, piękna i nadziei, życiem, które obiecywało, że może pewnego dnia, kto wie, moja sytuacja się poprawi" – wyznała w wywiadzie dla "Corriere della Sera".
W wieku 15 lat zdobyła wyróżnienie podczas konkursu piękności "Królowa Morza". Nagrodą były pieniądze i wycieczka do Rzymu. Od tej pory zaczęła próbować swoich sił jako aktorka. Brała również udział w sesjach fotograficznych. To wszystko odbywało się jednak kosztem szkoły.
"Do aktorstwa namawiała ją usilnie matka, która (...) widziała w niej spełnienie swych niezrealizowanych marzeń. Więź między nią a matką była przez całe jej życie bardzo silna" – zauważył w "Odeonie. Felietonach filmowych" krytyk Stanisław Janicki.
Po latach Loren przyznała, że popełniła błąd, rezygnując z nauki. "Jak ja żałuję, że nie mogłam studiować, ależ mi się podobała filozofia; Platon, Sokrates" – wyznała włoskiej prasie. Brak formalnego wykształcenia stał się jej kompleksem. "Trochę boję się intelektualistów, zawsze boję się, że wyjdę na głupią, taka już jestem" – dodała.
Przygodę z filmem zaczęła od statystowania. Zadebiutowała epizodem w komedii Giorgia Bianchiego "Serca na morzu" (1950). Drzwi do świata filmu szerzej otworzył jej producent Carlo Ponti. "W owym czasie organizowano wiele konkursów piękności i w pobliżu Koloseum, w jednym z lokali na Colle Oppio, wybierano miss Rzymu. Dostałam do stolika wizytówkę, na której było napisane: +Dziś wieczorem odbędzie się konkurs i chciałbym, żeby wzięła w nim pani udział" – wspominała Loren cytowana w książce Silvany Giacobini "Sophia Loren. Życie jak film".
"On, Carlo Ponti, był jednym z jurorów, ale ja o tym nie wiedziałam (...). W konkursie zajęłam drugie miejsce. Po zakończeniu pokazów chciał ze mną porozmawiać, więc poszliśmy na krótki spacer" – dodała aktorka. "Wszystko zaczęło się, kiedy poznałam Carla. Dał mi to, czego zawsze szukałam: miłość i piękną rodzinę" – wyznała, wspominając początki znajomości z mężem.
Ponti zachęcał Loren, by postawiła na karierę aktorską. Obiecał, że zrobi z niej gwiazdę. W 1951 r. Sofia wraz z matką statystowała w nakręconym na podstawie powieści Henryka Sienkiewicza amerykańskim filmie historycznym "Quo Vadis" w reż. Mervyna LeRoya. Dwa lata później - już jako Sophia Loren - zagrała u boku Alberto Sordiego w "Dwie noce z Kleopatrą" (1953) Maria Mattolego, gdzie wcieliła się w postać królowej Egiptu. "Sophią Loren" została za namową Pontiego.
"Carlo Ponti (...) był nie tylko producentem, ale także opiekunem niedoświadczonej młodej aktorki, jej nauczycielem, ojcem (którego nigdy na dobrą sprawę nie miała), przyjacielem, a w końcu, po wielu tarapatach (bo Ponti był żonaty) – także jej najwspanialszym mężem" – zauważył w "Odeonie" Janicki.
W 1953 r. zagrała tytułową Aidę w pierwszej ekranizacji opery Giuseppe Verdiego. Choć rola ta spotkała się z pozytywną reakcją zarówno publiczności, jak i krytyków, przyjmuje się, że filmem, po którym została zauważona, było "Złoto Neapolu" (1954). Reżyser filmu Vittorio De Sica pokazał, że Sophia oprócz urody ma także talent aktorski. To właśnie De Sica wywrze największy wpływ na jej karierę. "Był wspaniałym mentorem, nauczył mnie, jak kierować sobą poprzez role, jak wyglądać wiarygodnie i autentycznie przed kamerą" – wspominała na łamach "Corriere della Sera".
Od tej pory jej kariera nabrała tempa. Loren stworzyła wiele cenionych kreacji aktorskich w takich filmach, jak "Piękna młynarka" (1955), "Madame Sans-Gene" (1961) czy "Boccaccio ’70" – przy którym pracowali tacy reżyserzy, jak De Sica, Mario Monicelli oraz Federico Fellini. Pracowała także w Hollywood - zagrała u boku Anthony’ego Quinna w "Czarnej orchidei" (1958) w reż. Martina Ritta. Jej kreację doceniono nagrodą na Festiwalu Filmowym w Wenecji.
W 1960 r. Sophia Loren kręci kolejny film z De Sicą, na planie partneruje jej Jean-Paul Belmondo. "Matka i córka" przyniesie jej zachwyt krytyków i pierwszego Oscara. Nie bez przyczyny, bowiem to nie talenty De Siki i Belmondo budują ten film, lecz właśnie fenomenalna kreacja Loren. "Można pozwolić sobie na refleksję, na ile ten film jest dziełem De Siki i Zavattiniego, a na ile… Sophii Loren? Czy bez niej i bez jej wspaniałego aktorstwa film ten wywierałby na nas wrażenie dzieła o wybitnych walorach artystycznych, czy wyrastałby w ogóle ponad przeciętność?" - pytano na łamach "Filmu" w 1962 r.
Loren wszystkie najważniejsze w filmie sceny zagrała bez dubla. "Jest to moment, w którym ona sięga szczytów kunsztu aktorskiego. (…) Stwarza typ charakterystyczny, swoisty, uderzający siłą prawdy i trudny do powielenia" – recenzował Stanisław Grzelecki, współautor książki "O filmie włoskim".
De Sica wysoko cenił nie tylko urodę Loren, ale również, a może przede wszystkim, jej nieprzeciętny talent aktorski. Co ciekawe, reżyser nie chciał, by chodziła na lekcje aktorstwa, ponieważ jego zdaniem mogłaby zatracić naturalność i autentyczność.
Oscar był dla niej spełnieniem marzeń. Akademia po raz pierwszy nagrodziła wówczas aktorkę za rolę nieanglojęzyczną. Loren pokonała w tej kategorii m.in. Audrey Hepburn nominowaną za "Śniadanie u Tiffany’ego" (1961). O nagrodzie dowiedziała się od Cary’ego Granta. "+Jestem szczęśliwy, że mówię ci o tym pierwszy! Sofio, zdobyłaś Oscara dla najlepszej aktorki!+ (…) Sofia płakała i śmiała się jednocześnie, miała ochotę zrzucić z siebie piżamę, tak bardzo paliła ją gorączka podniecenia" – czytamy w "Sophia Loren. Życie jak film".
Z Grantem poznała się w 1956 r. "Denerwowałam się jak nigdy w życiu. Drżały mi nogi. Wiedziałam, że od tego spotkania w Madrycie zależy moja przyszłość. Byłam 22-letnią włoską aktorką stawiającą pierwsze kroki za granicą, a miałam poznać legendę filmu i porozmawiać o wspólnej pracy. Cary Grant był u szczytu sławy. Spóźnił się dwie godziny, kiedy jednak go zobaczyłam, tak przystojnego jak w filmach, pomyślałam, że marzenia się spełniają" – wspominała Loren. "Ale spojrzał na mnie z odrobiną zjadliwości i zapytał: +Panna Lolloloren, jak sądzę? Albo panna Lorenigida? Wy, Włosi, macie takie dziwne nazwiska+. Oczywiście pomylił mnie z Giną Lollobrigidą, której tam wcale nie było, i nawet nie czuł się tym zakłopotany" – dodała.
Wkrótce jednak Grant całkowicie stracił głowę dla młodej Włoszki. Amerykański gwiazdor zakochał się w niej do tego stopnia, że poprosił ją o rękę, dodając, że w razie jej zgody rozwiedzie się z żoną. Loren była pod wielkim wrażeniem uroku Granta, wybrała jednak Pontiego. 17 września 1957 r. wyszła za niego za mąż. Pięć lat później ślub został jednak unieważniony - w świetle włoskiego prawa Ponti nie był rozwiedziony. Bigamia, której dopuścił się producent, była wówczas we Włoszech przestępstwem kryminalnym. Ponti i Loren zdecydowali się przyjąć francuskie obywatelstwo. Wówczas Pontiemu udało się uzyskać rozwód na gruncie prawa francuskiego, dzięki czemu 9 kwietnia 1966 r. w Sevres mógł już legalnie ożenić się z Loren.
Kiedy w 1966 r. grała u boku Gregory’ego Pecka w filmie Stanleya Donena "Arabeska", była już wielką gwiazdą. Przeszła drogę od wyśmiewanej, nieco skrytej i dotkniętej biedą dziewczyny, do pożądanej piękności i gwiazdy światowego formatu.
Sophia Loren zagrała w ponad stu filmach, współpracowała z największymi aktorami i reżyserami. W wielu z nich partnerował jej Marcello Mastroianni, z którym stworzyła bodaj najsłynniejszy duet włoskiego kina. Przyjaźnili się na co dzień, choć na ekranie często grali kochanków. Zagrali razem w nagrodzonym Oscarem za najlepszy film zagraniczny "Wczoraj, dziś, jutro" (1963), a także w "Małżeństwie po włosku" (1964) - oba wyreżyserował De Sica, czy w "Pret a Porter" (1994) w reż. Roberta Altmana.
W 1991 r. Loren ponownie otrzymała Oscara, tym razem za całokształt twórczości.
"Większość postaci kreowanych przez Loren to kobiety silne, niezależne, walczące z przeciwnościami losu, często też dominujące nad męskimi partnerami. Co warte podkreślenia, Sophia Loren zawsze sprawdzała się znakomicie zarówno w repertuarze dramatycznym, jak i komediowym" – zauważa italianistka Anna Osmólska-Mętrak.
Krytyczka zaznacza, że choć Loren "nigdy nie odebrała żadnego aktorskiego wykształcenia, łut szczęścia, determinacja, intuicja, możliwość pracy z najwybitniejszymi reżyserami i aktorami spowodowały, że jej samorodny talent dojrzał, rozkwitł i nabrał blasku najszlachetniejszych kamieni".
Loren uważa, że wciąż nie powiedziała zawodowo ostatniego słowa. "Myślę o przyszłości, nigdy nie żałuję tego, co mnie ominęło. De Sica był pierwszym, który we mnie uwierzył. Z Mastroiannim przeżyłam tylko szczęśliwe chwile, gotowałam mu fasolę ze skórkami wieprzowymi" – powiedziała kilka dni temu w urodzinowym wywiadzie dla dziennika "La Repubblica". W 2020 r. wystąpiła w filmie swojego syna Eduardo Pontiego "Życie przed sobą".
Uznawana jest za ikonę stylu, symbol lat 60., legendę włoskiego i światowego kina. "Ja bez kina absolutnie nie mogę żyć" – mówiła w 2021 r., odbierając nagrodę David di Donatello, włoski odpowiednik Oscarów. (PAP).
Autor: Mateusz Wyderka
mwd/ miś/ mhr/