Zmarły we wtorek kolekcjoner sztuki Cornelius Gurlitt zapisał swoją cenną kolekcję obrazów, zawierającą też płótna zrabowane przez III Rzeszę, zagranicznej instytucji, prawdopodobnie w Austrii lub Szwajcarii - podał w środę dziennik "Sueddeutsche Zeitung".
"SZ" oraz stacja telewizyjna NDR dowiedziały się, że 81-letni kolekcjoner sporządził na kilka miesięcy przed śmiercią testament, w którym postanowił, że zgromadzone przez jego ojca zbiory mają zostać zachowane jako jedna całość. Gurlitt nie miał bezpośrednich spadkobierców; jego jedyna siostra zmarła dwa lata temu. Wartość kolekcji szacowana jest na kilkadziesiąt milionów euro.
Cornelius Gurlitt, syn zaufanego marszanda Hitlera, który odziedziczył po ojcu kolekcję sztuki zawierającą obrazy zrabowane przez III Rzeszę, zmarł we wtorek w wieku 81 lat w Monachium.
Ponad dwa lata temu w jego mieszkaniu w monachijskiej dzielnicy Schwabing niemiecka policja, podejrzewając właściciela o oszustwa podatkowe, zajęła 1280 obrazów. Jak się okazało w czasie śledztwa, właściciel odziedziczył zbiory po swoim ojcu, historyku sztuki i znanym marszandzie Hildebrandzie Gurlitcie.
Hildebrand Gurlitt handlował na polecenie władz III Rzeszy dziełami uznanymi przez nazistów po ich dojściu do władzy w 1933 roku za "sztukę zdegenerowaną", zarekwirowanymi w muzeach lub skonfiskowanymi czy też odkupionymi po zaniżonej cenie od prawowitych właścicieli, w większości Żydów. Część obrazów mogła zostać zrabowana przez nazistów w okupowanej Francji; eksperci nie wykluczają, że niektóre skradzione obrazy mogą pochodzić z terenów Polski.
Władze Bawarii ukrywały przez długi czas fakt odnalezienia kolekcji. Dopiero w listopadzie 2013 roku o jej istnieniu poinformowały niemieckie media. Do kolekcji należą głównie dzieła artystów z początków XX wieku - Picassa, Chagalla, Noldego, Mackego, Matisse'a, Liebermanna i Dixa.
W domu kolekcjonera w Salzburgu w Austrii odkryto niedawno dalszych 238 dzieł sztuki, w tym 39 cennych płócien Moneta, Renoira, Courbeta, Gauguina, Toulouse-Lautreca i Liebermanna.
Cornelius Gurlitt twierdził początkowo, że cała kolekcja jest jego własnością, i domagał się jej zwrotu. Po długich negocjacjach, w kwietniu zgodził się na zbadanie pochodzenia obrazów przez komisję powołaną przez władze Niemiec oraz landu Bawaria i obiecał, że zwróci obrazy osobom, których roszczenia zostaną uznane za uzasadnione. Gotowość kolekcjonera do współpracy oceniano jako wyraz uznania przez niego moralnej odpowiedzialności za przeszłość, ponieważ prawne roszczenia właścicieli dawno uległy przedawnieniu.
Prokuratura w Augsburgu uchyliła następnie decyzję o zajęciu kolekcji; miała ona zostać zwrócona Gurlittowi. Miejsce przechowywania zbiorów utrzymywane jest ze względu na bezpieczeństwo kolekcji w tajemnicy.
Bawarskie ministerstwo sprawiedliwości oświadczyło po informacji o śmierci Gurlitta, że porozumienie w sprawie kolekcji pozostaje wiążące także dla jego spadkobierców. Badanie pochodzenia obrazów będzie kontynuowane - zapowiedział bawarski minister sprawiedliwości Winfried Bausback. Jak podkreślił, kontynuowanie tych prac jest konieczne, by "naprawić krzywdy wyrządzone właścicielom przez nazistów".
Odkrycie ukrywanej przez kilkadziesiąt lat kolekcji wywołało ożywioną dyskusję w niemieckich i światowych mediach o odpowiedzialności Niemców za rabunek dzieł sztuki i nieuregulowanie tej kwestii w okresie powojennym. Eksperci przypuszczają, że zbiory Gurlitta nie są jedyną kolekcją na terenie Niemiec zawierającą dzieła sztuki zagrabione przez III Rzeszę.
Z Berlina Jacek Lepiarz (PAP)
lep/ ap/