
W Gliwicach uhonorowano w piątek laureatów pierwszej edycji Gliwickiej Nagrody Literackiej, przyznawanej osobom u progu kariery twórczej – autorkom i autorom przed debiutem albo krótko po debiucie. Gościem specjalnym gali była laureatka Nagrody Nobla w dziedzinie literatury Olga Tokarczuk.
Gliwicka Nagroda Literacka to program stypendiów i rezydencji twórczych dla autorek i autorów pracujących nad swoją pierwszą lub drugą książką. Wyróżnienie ma wspierać osoby, które są na początku swojej drogi literackiej. W pierwszej edycji do konkursu napłynęły setki zgłoszeń z całego kraju. Nazwiska laureatek i laureatów ogłoszono podczas gali PreZero Arenie Gliwice.
W kategorii „poezja – przed debiutem” kapituła nagrodziła Konstantego Famulskiego za projekt książki pt. „Ten pies imieniem Rimbaud i inne metale ciężkie”, zaś w kategorii „poezja po debiucie” nagrodę otrzymała Joanna Łępicka za projekt książki pt. „Olbrzym”.
W kategorii „proza – przed debiutem” triumfował Przemysław Pożar za projekt książki pt. „Puff”, a „proza po debiucie” Iwona Bassa za projekt książki pt. „Rewizja”.
W kategorii „esej i reportaż przed debiutem” nagrodę przyznano Emilii Sułek za projekt książki pt. „Kirgizi zeszli z gór”, zaś „esej i reportaż po debiucie” – Monice Glosowitz za projekt książki „Baby – reportaż o kobietach ze społeczności górniczych”.
Kilkadziesiąt minut po wręczeniu nagród na scenie Olga Tokarczuk rozmawiała z prof. Ryszardem Koziołkiem. Rektor Uniwersytetu Śląskiego pytał noblistkę m.in. o początki drogi pisarskiej i przełomowe momenty w karierze. Pisarka opowiadała, że w młodości bardzo wiele czytała, wręcz pożerała książki. Jak deklarowała, mimo to wówczas nie chciała być pisarką – fascynowała ją psychologia i psychoterapia, tym zamierzała się zajmować.
Pytana, kogo z grona osób oceniających twórczość powinni słuchać młodzi autorzy, Tokarczuk odpowiedziała stanowczo, że na pewno nie należy ufać krytykom. – Tak jak rozumiem pisanie jako totalny akt twórczy związany z pracą nad swoją tożsamością, z wyjściem poza swoje granice, krytycy są sługami systemu, w którym funkcjonują. Najczęściej są sługami systemu akademickiego oraz mód intelektualnych – uzasadniała.
Prof. Koziołek pytał Tokarczuk o momenty zwrotne w jej karierze, m.in. przyznawane nagrody. Autorka powiadała, że ważny był dla niej klub młodych autorów, w którym rozpoczynała swoją twórczość, pierwsze wydrukowane opowiadania. – Booker oczywiście, że był ważny. To była jakby jazda windą do góry, taką szybką, bez trzymanki. Nagle wyniosło mnie to bardzo wysoko i stałam się pisarką międzynarodową (...) To dało takie ogromne poczucie, strasznie ważne, że moja literatura jest rozumiana także poza moją kulturą – przyznała.
Jak oceniła, nagrody są ważne, bo dodają twórcom odwagi i dają poczucie, że zostało się rozumianym. – Ale to nie przez nagrody piszemy i nie nagrodami mierzy się literaturę – zaznaczyła. Jak mówiła, Nobel to nagroda, po której przestała być swoją własnością, a stała się „naszą ukochaną noblistką”. Przyznała, że nienawidzi tego określenia.
Pytana jaki ma stosunek do swoich napisanych przed laty książek, Tokarczuk mówiła, że je zapomina, często czytelnicy przypominają jej dany fragment, i według niej jest to dobry znak. – Myślę, że ten proces zapominania własnych książek robi mi w głowie miejsce na co innego i właściwie wszystkie (książki) tak mi się udaje zapominać – mówiła.
Prof. Koziołek pytał też pisarkę, czy zabieranie głosu w sprawach publicznych dobrze robi jej literaturze. Tokarczuk odpowiedziała, że nie jest aktywistką, nie występuje na wiecach, ale jest żywą istotą, która ma swoją wrażliwość, która czasem prowadzi do gniewu lub buntu i przez to bywa ofiarą hejtu. – Jestem żywą istotą, ale np. teraz nie omieszkam powiedzieć o tym, że siedzimy w tym pięknym kompleksie, w arenie w Gliwicach, ale oczywiście wiem, że za dwa tygodnie ma tutaj być jakieś męczenie zwierząt, zwane rodeo – powiedziała Tokarczuk i zaapelowała o powstrzymanie się przed sprawianiem cierpienia zwierzętom dla przyjemności człowieka.
Podczas konferencji prasowej poprzedzającej galę prezydent Gliwic Katarzyna Kuczyńska-Budka powiedziała, że zgodnie z ideą pomysłodawców nagrody w jej mieście - znanym i dumnym z nauki, techniki czy automatyki przemysłowej – trzeba nieco „wyrównać proporcje” i wzmocnić kulturę. – Choć nagród literackich w Polsce jest sporo, to takich, które wspierają właśnie młodych, brakuje – dodała.
- Nasza nagroda rzeczywiście ma wyjątkowy charakter na tle pejzażu nagród literackich w Polsce, bo jest skierowana niemal wyłącznie do autorów na samym początku drogi twórczej – dodał przewodniczący rady programowej Nagrody Juliusz Pielichowski. Jak mówił, organizatorom zależało na tym, by wspierać twórców w praktyczny sposób – stąd pomysł stypendiów i rezydencji literackich.
Znany gliwicki poeta Krzysztof Siwczyk wyraził zadowolenie, że w jego mieście powstała nagroda właśnie dla młodych twórców, co – jak przyznał – początkowo wydawało mu się odważnym pomysłem. – Nie chcemy się ścigać na to, co już na rynku kulturalno-literackim jest (...), ale chcemy szukać młodych – powiedział. Jak przekonywał, literatura „to bardzo czuły instrument pomiaru tego, jak wygląda nasza rzeczywistość” i to właśnie debiutanci i osoby krótko po debiucie mogą o tej rzeczywistości powiedzieć wiele zaskakujących rzeczy.
Prof. Koziołek mówił, że niezwykłe i znane w świecie miasta słyną z tego, że przyciągają do siebie najwybitniejszych ludzi wszelkich profesji, z wszelkich dziedzin; to czyni fenomen miasta. – Gliwice wyciągnęły rękę do młodej literatury, to mądry gest – powiedział rektor i ocenił, że w ten sposób buduje się przyszłość demokracji i miasta.
W ramach Gliwickiej Nagrody Literackiej przyznano sześć stypendiów w wysokości 5 tys. zł oraz sześć 14-dniowych rezydencji twórczych w Gliwicach. Organizatorem Gliwickiej Nagrody Literackiej jest Miejska Biblioteka Publiczna w Gliwicach. Współorganizatorem wydarzenia jest Uniwersytet Śląski w Katowicach, a honorowy patronat nad nagrodą objęła prezydent Gliwic Katarzyna Kuczyńska-Budka.(PAP)
kon/ dki/