
Choć sam Fryderyk Chopin uważał, że „słowo rodzi się z dźwięku – dźwięk przed słowem”, to słowa z jego korespondencji pozwalają odczytać emocje, codzienność i sposób myślenia kompozytora.
Chopin pozostawił setki listów, dzięki którym możemy śledzić nie tylko rozwój jego twórczości, ale też codzienne troski, radości i relacje społeczne. Pozwala to poznawać jego osobowość w detalach – od anegdot po refleksje nad sytuacją polityczną. Potwierdza to Aleksander Laskowski z Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina, który zauważa, że „mamy listy Chopina do jego przyjaciół z lat dziecięcych, (…) bogatą korespondencję z Paryża i z podróży, (…) do współpracowników, innych artystów”.
Oprócz tego „jest dużo wstrząsających dokumentów, które opowiadają nam też o tym, jak np. przeżywał powstanie listopadowe”. Istnieją też najbardziej znane listy miłosne do George Sand, które – ku rozpaczy czytelników – adresatka postanowiła w 1851 roku częściowo zniszczyć; na szczęście zrealizowała ten zamiar tylko w części. Dzięki listom właśnie możemy towarzyszyć Chopinowi nie tylko w jego podróżach (Warszawa, Majorka, Paryż), ale również prześledzić, jak zmieniało się jego życie: od dzieciństwa – najwcześniejsze zachowane listy pochodzą z około szóstego roku życia – przez młodość pełną pasji i pierwszych sukcesów, aż po narastającą chorobę i nieuchronny kres życia.
„(...) jest dużo wstrząsających dokumentów, które opowiadają nam też o tym, jak np. przeżywał powstanie listopadowe.”
Początek epistolograficznej przygody Chopina przypada na jego „krotochwilny”, jak ujmuje to Laskowski, okres: „widzimy radosnego chłopaka, który kocha muzykę, przyrodę, kocha trochę pofiglować”. Nastoletni Fryderyk pisze do swoich przyjaciół i rodziny o „takowej siurpryzie”, czyli niespodziewanej korespondencji, jaka do niego dotarła, o muzealnym łóżku po Mikołaju Koperniku, w którym „jakiś Niemiec”, „objadłszy się kartofli, nieraz dość częste puszcza zefiry”, czy o dziewczynach, co „połową gęby niemiłosiernie piszczą”. Słowa lekkie, nawet mocno potoczne, przeplatają się z poetyckimi frazami. W listach łączył sprawy ważkie, jak zdrowie swoje i bliskich, ze zwykłymi młodzieńczymi żalami, np. że komary gryzą, a ćwiczyć na fortepianie trzeba.
Sprawy muzyczne stanowiły jednak trzon życia Chopina, a jego listy odzwierciedlają ten wyjątkowy proces twórczy. Z czasem korespondencja staje się nie tylko relacją z powstawania utworów, lecz także świadectwem kontaktów z muzykami i wydawcami, a także zbiorem refleksji nad interpretacją oraz recepcją własnej twórczości. W liście do przyjaciela pisał o swoich próbach uzyskania idealnego brzmienia: „Staram się, aby każde uderzenie, każde crescendo odpowiadało temu, co w duszy”.
Listy zdradzają też jego krytyczne spojrzenie na własne dzieła, niekiedy pełne wątpliwości i drobiazgowych uwag: „Czasem myślę, że ten fragment nie oddaje do końca mojego zamiaru, muszę spróbować inaczej”. Równocześnie pokazują praktyczne aspekty życia muzycznego – terminy koncertów, korekty wydawnicze, negocjacje z wydawcami i przygotowania do publicznych występów. Dzięki tym dokumentom można śledzić rozwój warsztatu Chopina oraz jego wyjątkową wrażliwość na brzmienie i niuanse interpretacyjne, które już w młodości wyróżniały go spośród rówieśników.
W 1831 roku, podczas pobytu w Wiedniu, Chopin wraz z przyjacielem Franzem Salesem Kandlerem odwiedził cesarską bibliotekę, by obejrzeć zbiory rękopisów muzycznych. Ku swojemu zdumieniu natknął się na własny utwór – wariacje, które wydawca Haslinger przekazał do biblioteki. Chopin w liście opisuje swoje zaskoczenie: „Coś to dosyć grubego i w ładnej oprawie. Myślę sobie, nigdym jeszcze o innym Chopinie nie słyszał. Był jeden Champin, a więc myślałem, że to może jego nazwisko przekręcone lub coś podobnego”. Zaraz jednak dodaje z typowym dla siebie humorem: „Nie durnie… i nie wierzę w żaden cudzy zachwyt nad sobą; lecz widzę, że moje rękopisy leżą w bibliotece i ktoś je ceni”.
Jego osobliwa wrażliwość na świat odzwierciedliła się w korespondencji. „Jestem dzisiaj jak para na naszym parowcu – rozpływam się w powietrzu i czuję, jak jedna część mojego ja wędruje do mej Ojczyzny” – pisał, gdy tęsknota za krajem nie dawała mu spokoju.
„Paryż jest to wszystko, co chcesz – możesz się bawić, nudzić, śmiać, płakać… i nikt na cię nie spojrzy, bo tutaj tysiące toż samo czyniących co ty.”
Spotkania z rodakami, rozmowy i wspólne chwile były namiastką Polski, której brakowało coraz dotkliwiej. „Rzucili się do mnie, że zamiast operę narodową, albo symfonię pisać, łaskoczę nerwy po salonach” – żalił się, świadomy, że to właśnie mazury i polonezy niosą echo ojczyzny daleko od Warszawy. I choć sercem był w kraju, jego codzienność zakorzeniona była w stolicy Francji. „Paryż jest to wszystko, co chcesz – możesz się bawić, nudzić, śmiać, płakać… i nikt na cię nie spojrzy, bo tutaj tysiące toż samo czyniących co ty” – notował, a jednocześnie niemal co tydzień bywał w salonach i operze. Za to w dni, kiedy w Polsce obchodzono święta, żalił się w korespondencji: „zwyczajny paryżanin nie czuje różnicy między dziś a wczoraj” i to wyraźnie go dotykało.
Chopin nie był jednak typem eterycznego samotnika, lubił elegancję i wyszukane drobiazgi. Prosił przyjaciela: „Kupisz mi u Houbigant Chardin na Faub. St. Honoré mydło benjoin, 2 pary rękawiczek szwedzkich, flakon patchouli, flakon bouquet de Chantilly”. Z humorem dodawał też, by poszukać „rączki ze słoniowej kości do drapania sobie głowy”. I tak wyglądało życie kompozytora na obczyźnie – rozdarte między tęsknotą za krajem, paryskim zgiełkiem salonów i małymi drobiazgami, sprawiającymi mu niewątpliwą radość.
Kluczowe, jak się zdaje, było jednak napięcie między wyobcowaniem a potrzebą nowego doświadczenia. Efektem tego był wyjazd na Majorkę z George Sand i jej dziećmi - Mauricem i Solange. Miało to być spełnieniem marzenia o „wyspie szczęśliwej” – miejscu odpoczynku, ciepła i słońca, przestrzeni wolnej od paryskiego zgiełku.
W listach Chopin początkowo maluje niemal rajski obraz: „Jestem w Palmie, między palmami, cedrami, kaktusami, pomarańczami, cytrynami. (…) Niebo jak turkus, morze jak lazur, góry jak szmaragd, powietrze jak w niebie. (…) Żyję trochę więcej. (…) Jestem blisko tego, co najpiękniejsze, lepszy jestem”. Egzotyczna wyspa miała być zarówno lekarstwem na jego zdrowotne kłopoty, jak i stać się źródłem inspiracji. Jednak raj szybko stał się sceną dla rozwijającej się choroby. Chopin od dawna był wątłego zdrowia, a wilgotny klimat Majorki tylko pogorszył jego stan. Już wcześniej, w grudniu 1831 roku, pisał:
„Moje zdrowie nędzne. Wesoły jestem zewnątrz, szczególnie między swoimi, ale w środku coś mnie morduje (...).”
„Moje zdrowie nędzne. Wesoły jestem zewnątrz, szczególnie między swoimi, ale w środku coś mnie morduje – jakieś przeczucie, niepokoje, sny albo bezsenność – tęsknota – obojętność – chęć życia, a w moment chęć śmierci – jakiś słodki pokój, jakieś odrętwienie, nieprzytomność umysłu, a czasem dokładna pamięć mnie dręczy. Kwaśno mi, gorzko, słono, jakaś szkaradna mieszanina uczuć mną włada”.
Na Majorce jego stan pogarszał się i opisywał z goryczą wizyty miejscowych lekarzy:
„Trzech doktorów z wyspy najsławniejszych: jeden wąchał, com pluł, drugi stukał, skądem pluł, trzeci macał i słuchał, jakem pluł. Jeden mówił, żem zdechł, drugi – że zdycham, trzeci – że zdechnę”.
Kontrast między początkową wizją „nieba na ziemi” a doświadczeniem choroby i bezradności medycyny tworzy jedną z najbardziej przejmujących kart w korespondencji Chopina. Z listów powstających wówczas wyłania się obraz artysty, który marzył o powrocie do zdrowia, a znalazł na wyspie świadomość własnej kruchości.
Życie uczuciowe Chopina od zawsze przyciągało uwagę, lecz w jego listach temat ten pojawia się rzadko. Jak zauważa muzykolog Ewa Sławińska-Dahlig: „Chopin był dyskretny i w listach niewiele znajdziemy na ten temat”. Nawet w czasie burzliwego związku z George Sand jego słowa pełne były raczej tęsknoty i subtelnych refleksji niż otwartych wyznań: „Listy Pani dały mi wczoraj dużo szczęścia” – pisał w 1838 roku do ukochanej. W liście do malarza Eugene’a Delacroix, z którym się przyjaźnił, podsumowywał czas spędzony z George Sand: „Mijają już trzy miesiące niezakłóconego niczym upojenia”.
Ta powściągliwość w sprawach sercowych rodziła domysły i legendy i np. powstawały apokryfy, którymi była rzekoma korespondencja Chopina i Delfiny Potockiej. Prawdziwe listy ukazują jednak wrażliwość i szacunek dla uczuć, zarówno własnych, jak i adresatek. Przykładowo prośba skierowana do George Sand: „Niech Pani nie przestaje myśleć o swoich starych, bardzo starych znajomych, którzy oczywiście nie myślą o niczym innym, jak tylko o Pani”, ujawnia subtelną głębię emocjonalną, na jaką pozwalał sobie Chopin. W listach z tego okresu widać dystans, a nie emocjonalne zaangażowanie. W jego korespondencji miłość i przyjaźń pozostały delikatnym, intymnym wątkiem. Najgłębsze treści, których słowa nie potrafiły w pełni oddać, Chopin wyrażał przede wszystkim w muzyce i na dziesięć lat przed śmiercią pisał:
„Nie dziwię się baśniom rozmaitym; możesz miarkować, żem wiedział, że się na nie wystawiam. Wszakże i to minie, i pogniją nasze języki, a duszy nie naruszą” – tak jak nie naruszyły jego listów. (PAP)
Marta Panas-Goworska
mpg/ dki/