
90 lat temu, 12 października 1935 r. urodził się Luciano Pavarotti – jeden z najwybitniejszych śpiewaków operowych w historii. „Moim marzeniem jest przybliżenie opery szerokiej publiczności” – mawiał specjalizujący się w repertuarze bel canto tenor.
„Kiedy śpiewak bez żadnego pozornie wysiłku osiąga czyste i dźwięczne brzmienie wysokich nut, efekt jest niesamowity” – czytamy w książce Vivien Schweitzer „Szalona miłość. Wprowadzenie do opery”. Wydaje się, że słowa te doskonale oddają efekt, jaki wywoływał Luciano Pavarotti – tenor liryczny, którego występy przez dekady elektryzowały nie tylko klasycznie operową publiczność.
Urodził się 12 października 1935 r. w Modenie. Jego ojciec – Fernando, był piekarzem. Kiedy wracał z pracy puszczał w domu arie operowe. Tym samym muzyka otaczała małego Luciano już od najmłodszych lat. Razem ze swoim ojcem występowali w chórze kościelnym, a niekiedy także w chórze miejscowego Teatro Comunale. „Fernando miał wiele płyt z nagraniami włoskich tenorów i odtwarzał je bez końca, wpajając synowi miłość do pieśni neapolitańskich i oper kompozytorów, takich jak Giacomo Puccini, Verdi, Donizetti i Bellini” – czytamy w książce Guya Cavilla „Pavarotti”. Śpiewał także dziadek Luciana, o którym tenor mówił, że miał lepszy głos od niego.
Wydawać się mogło, że Pavarotti będzie skazany na karierę muzyczną. Jego droga na scenę nie była jednak tak oczywista. Za namową rodziców podjął studia pedagogiczne, by wkrótce rozpocząć pracę jako nauczyciel. Szybko okazało się, że nie był to najlepszy pomysł. Postanowił więc spróbować swoich sił jako… agent ubezpieczeniowy. Początkowo szło mu bardzo dobrze, ale po dwóch latach doszedł do wniosku, że to także go nie spełnia. Wrócił więc do muzyki.
Lekcji udzielał mu ceniony śpiewak Arrigo Pola. Z uwagi na trudną sytuację materialną Pavarottich robił to za darmo. „Gdyby nie mój drogi nauczyciel, Arrigo Pola, nie byłbym tym, kim jestem dzisiaj” – wyzna po latach Pavarotti. Kiedy Pola otrzymał pracę w Japonii, zadbał by Luciano trafił pod skrzydła jego przyjaciela z Mantui – Ettore Campogallianiego kompozytora, który uczył śpiewu m.in. Renatę Tebaldi i Mirellę Freni.
W trakcie nauki Luciano zaręczył się z Aduą Veroni, która w 1961 r. po ośmiu latach narzeczeństwa została jego żoną. Dzięki wygranej w konkursie wokalnym w Reggio Emilia, dostał rolę Rudolfa w operze Pucciniego „Cyganeria”. Tym samym 29 kwietnia 1961 r. Luciano Pavarotti po raz pierwszy oficjalnie wystąpił jako śpiewak operowy.
Od tej pory jego kariera zaczęła nabierać tempa. Po czterech latach rolę Rudolfa prezentował już w słynnej mediolańskiej La Scali, do której zaproponował go sam Herbert von Karajan. Rola Tonia w operze „Córka pułku” Gaetana Donizettiego, którą wykonywał m.in. na deskach angielskiej Royal Opera House w Covent Garden oraz w nowojorskiej Metropolitan Opera, przyniosła mu przydomek „króla wysokich C”.
Kolejne występy przynosiły mu coraz większą popularność i uznanie. Artysta dwukrotnie gościł także w Polsce. Pavarotti śpiewał na wszystkich najważniejszych scenach operowych. Pragnął jednak czegoś więcej, chciał by jego głos wyszedł poza operowe ramy. „Moim marzeniem jest przybliżenie opery szerokiej publiczności” – opowiadał. „To potrzeba odpowiedzi na to, co dał mi Bóg. Nie chcę dbać o swoją popularność, chcę popularyzować operę” – podkreślał artysta.
7 lipca 1990 r. – w przeddzień finału piłkarskiego mundialu we Włoszech, przy 6 tysięcznej widowni na miejscu i 800 milionach przed telewizorami, wystąpił wraz z Placido Domingo i José Carrerasem w Termach Karakali w Rzymie. Plenerowy koncert Trzech Tenorów był pierwszą tego typu inicjatywą w historii. Wykonano wówczas m.in. arie z „Toski” i „Nessun dorma” z „Turandot” Giacomo Pucciniego oraz melodie z musicalu „West Side Story”. Nigdy wcześniej muzyka operowa nie miała takiej promocji. Był to także początek niezwykle popularnych, wspólnych występów Pavarottiego z Domingo i Carrerasem.
– Luciano Pavarotti był dla mnie nie tylko jednym z najwybitniejszych tenorów XX wieku, ale także ikoną, która w niezwykle przystępny sposób przybliżała operę szerokiej publiczności. Jako jeszcze w zasadzie dziecko pamiętam tę wyjątkową atmosferę oglądanego w telewizji koncertu Trzech Tenorów, który rozbudził we mnie zaciekawienie tym światem – powiedziała PAP Magdalena Grzybowska z portalu Opera Lovers.
Rok później, 30 lipca 1991 r. z okazji 30-lecia kariery scenicznej, Pavarotti dał koncert w londyńskim Hyde Parku. Wydarzenie zgromadziło około 150 tys widzów, w tym Lady Dianę. Dwa lata później jego koncert w nowojorskim Central Parku przyciągnęło półmilionową widownię. W 1994 r. z okazji piłkarskich mistrzostw świata w USA ponownie wystąpił z Carrerasem i Domingo. Ich koncert w Los Angeles obejrzało przed telewizorami 1,3 miliarda widzów, czyli co piąty wówczas człowiek na ziemi.
– Dzięki jego charyzmie i sile głosu miliony ludzi na całym świecie mogły doświadczać magii opery na styku z muzyką popularną, co uczyniło go niezapomnianym ambasadorem tego gatunku – podkreśliła blogerka i popularyzatorka opery.
„Kochał muzykę (…). Pavarottiemu zawdzięczamy to, że kultura operowa została doceniona przez młode pokolenia” – wspominał w 2007 r. w rozmowie z włoską agencją ANSA Franco Zeffirelli. „Byli tenorzy i był Pavarotti” – podsumował wybitny włoski reżyser.
Muzyka nie była jednak jedyną pasją urodzonego w Modenie artysty. Od najmłodszych lat pasjonował się także futbolem. „Zagraliśmy razem tysiące koncertów na całym świecie. Poznaliśmy się w gimnazjum, graliśmy w piłkę nożną na boisku Salezjanów” – wspominał w 2023 r. w rozmowie z „Correire Della Sera” włoski dyrygent i pianista Leone Magiera. „Luciano miał świetny słuch i ogromną determinację. Zawsze mówi się o jego pięknym głosie, ale nigdy nie mówi się wystarczająco dużo o tym, że był wielkim interpretatorem” – podkreślił artysta.
Jednym z dziecięcych marzeń Pavarottiego była gra w piłkarskiej reprezentacji Italii. Tak się nigdy nie stało, ale miłość do piłki towarzyszyła mu przez resztę życia. Pilnował by terminy koncertów nie kolidowały z ważnymi meczami. Szczególnie oddany był Juventusowi. „Choć nie miał za wiele czasu na jeżdżenie na mecze, to proszę mi wierzyć, oglądał każdy mecz Juventusu. Był typem kibica, który bardzo się emocjonował spotkaniami i krzyczał przed telewizorem” – opowiadała jego druga żona Nicoletta Mantovani.
Kiedy w lipcu 2006 r. w związku z aferą Calciopoli Stara Dama została zdegradowana do Serie B, schorowany tenor powiedział, że nie odejdzie z tego świata, póki jego klub nie wróci do najwyżej klasy rozgrywkowej. Pod koniec maja 2007 r. Bianconeri zapewnili sobie powrót do Serie A. Oprócz drużyny z Turynu wspierał także swój lokalny klub – Modena FC.
Równie ważną namiętnością Pavarottiego było jedzenie. Po jednym z przedstawień w Bolonii właściciel restauracji, w której przebywał tenor wspomniał, że ma 53 rodzaje pierwszych dań. Jak wspomina Magiera, Pavarotti odparł: „przynieś mi je”. Po czym zjadł połowę. Kochał nie tylko jeść i to w dużych ilościach, ale także gotować. Szczególnie upodobał sobie makarony, ze spaghetti alla napoletana na czele. Uwielbiał także popularne w rejonie Modeny wino Lambrusco.
Nieco mniej znaną pasją śpiewaka były konie, o czym wspominał broniący barw Starej Damy w latach 1982-85 Zbigniew Boniek. „Pavarotti był kibicem naszego klubu, bywał na meczach. Kiedyś byłem w okolicach Modeny i spotkaliśmy się, wypiliśmy razem kawę. Łączyło nas hobby — konie. Jego bardziej interesowały te, które skaczą, mnie kłusaki. Dla niego konie były pewną odskocznią” – zaznaczył wybitny polski piłkarz.
„Może właśnie to wielkie serce i uwielbienie życia spowodowało, że Pavarotti miał potrzebę wyjścia z operą poza budynek teatru. Do parków i na stadiony. Do londyńskiego Hyde Parku, nowojorskiej Madison Square Garden i Central Parku, pod wieżę Eiffla. W Modenie organizował koncerty »Pavarotti and Friends«, w czasie których śpiewał m.in. z Bono, Jamesem Brownem, Ricky Martinem, Erikiem Claptonem, Céline Dion, innymi — jak on — wielkimi gwiazdami muzyki” – zaznaczył reżyser teatralny i operowy Tomasz Cyz.
Zdaniem Wiktora Aleksandra Brégy, Pavarotti to Włoch „z krwi i kości, a Włosi mają bardzo specyficzny stosunek do teatru operowego, co wynika z historii ich kultury”. Dziennikarz muzyczny i pasjonat opery dodał, że „jego osobowość znakomicie pasowała do masowych spektakli, był bowiem człowiekiem niesłychanie otwartym, łatwo nawiązywał kontakt z publicznością, tworzył sobie wyrazisty image, m.in. poprzez różne rekwizyty, jak owe słynne szale i chusty”.
„Był bardzo wybitnym śpiewakiem, specjalizował się głównie w repertuarze włoskim. (…). Jak sam powtarzał, »Pan Bóg dotknął jego strun głosowych«. Miał dar od Boga i tego się mu nie da odmówić. Ktoś, kto kocha śpiew, ludzki głos, zawsze będzie się Pavarottim zachwycał ” – ocenił w rozmowie z „Tygodnikiem Powszechnym”.
Pavarotti zachwycał, ale spotykał się także z krytyką. Nie wszystkim podobały się jego występy z gwiazdami muzyki popularnej. Wytykano mu słabe aktorstwo, brak umiejętności czytania nut oraz to, że zdarza mu się korzystać z playbacku.
W 2002 r. w rozmowie z „La Repubblica” artysta zapowiedział, że zamierza skończyć karierę. Podkreślał, że nie da rady doczekać swojego scenicznego półwiecza. "Pięćdziesiąt lat na scenie dla kogoś, kto, jak ja, zadebiutował w wieku 26 lat, to nieosiągalny cel. Aby go osiągnąć, musiałbym zadebiutować mając 18 lat" – zaznaczył.
Zdawał sobie sprawę, że nie prezentuje już najwyższej formy. Coraz częściej odwoływał koncerty, co jak sam wspominał sprawiało mu „ogromny ból”. W maju 2002 r. dwukrotnie w ciągu kilku dni w ostatniej chwili odwołał swój występ w Metropolitan Opera, czym zirytował publiczność. Zaczęły pojawiać się pytania czy wielki mistrz, który w czasie swojej kariery sprzedał ponad sto milionów płyt, nie powinien już zejść ze sceny.
Artysta planował wyruszyć w pożegnalną trasę dookoła świata, która ostatecznie nie doszła do skutku. 10 lutego 2006 r. w Turynie zainaugurowano XX Zimowe Igrzyska Olimpijskie. Pavarotti wystąpił podczas ceremonii otwarcia. Włoski tenor wykonał wówczas „Nessun dorma”, czyli swój koronny utwór, towarzyszący mu przez całą karierę. Był to ostatni publiczny występ artysty nazywanego przez wielu tenorem wszech czasów.
W ostatnich latach życia zmagał się z rakiem trzustki. Zmarł w swojej rodzinnej Modenie, 6 września 2007 r. „To był nie tylko śpiewak, ale symbol doskonałości operowej. Miał wyjątkową barwę głosu i osobowość artystyczną. Potrafił poderwać miliony, miliardy widzów na całym świecie” – powiedział wówczas znający Pavarottiego osobiście Bogusław Kaczyński. „Zostawił pusty tron króla opery naszych czasów” – dodał krytyk.
30 września 2025 r. w rzymskim amfiteatrze Arena di Verona odbył się koncert z okazji 90. rocznicy urodzin artysty, zatytułowany „Pavarotti 90”. Wydarzenie zgromadziło wiele operowych gwiazd, jak Plácido Domingo, José Carreras, Andrea Bocelli, Vittorio Grigolo, Marcelo Álvarez, Francesco Meli, Yusif Eyvazov, Jonathan Tetelman, Angela Gheorghiu i Laura Pausini.
„Pavarotti był artystą, który poza ogromnym talentem zrewolucjonizował zasady gry. Był też nieco źle traktowany przez niektóre środowiska muzyczne, ale udało mu się przybliżyć nasz świat znacznie szerszej i bardziej popularnej publiczności” – oceniła włoska pianistka i dyrygentka Beatrice Venezi. (PAP)
Mateusz Wyderka PAP
mwd/ wj/