Symboliczny grób dziennikarza Jarosława Ziętary na cmentarzu komunalnym przy ul. Wiślanej w Bydgoszczy, 2014 r. PAP/Tytus Żmijewski
W grudniu Sąd Apelacyjny w Poznaniu ma ogłosić prawomocny wyrok ws. uprowadzenia, pozbawienia wolności i pomocnictwa w zabójstwie poznańskiego dziennikarza Jarosława Ziętary. W 2022 roku Sąd Okręgowy w Poznaniu nieprawomocnie uniewinnił oskarżonych.
Apelację od nieprawomocnego wyroku uniewinniającego Mirosława R. ps. Ryba, i Dariusza L. ps. Lala skierował do sądu II instancji prokurator, domagając się uchylenia nieprawomocnego wyroku i przekazania sprawy do ponownego rozpoznania przez sąd I instancji. Sąd Apelacyjny w Poznaniu rozpoznał sprawę w poniedziałek. Ze względu na jej zawiłość, odroczył wydanie wyroku do 2 grudnia.
Prokurator Tomasz Dorosz zwrócił uwagę w mowie końcowej m.in. na nowe dowody, jakie udało się pozyskać w sprawie, w tym zeznania nowego świadka, dziennikarki Anny D., którą przesłuchiwano na poniedziałkowej rozprawie. Prokurator zaznaczył, że wskazała ona m.in. na okoliczności porwania Ziętary, które w znacznej części pokrywają się z opisem zdarzeń wskazywanym przez oskarżyciela. Mówiąc o nowych dowodach prokurator wspomniał także o nagraniu wideo z konferencji prasowej dotyczącej spółki Art-B, w której uczestniczył Jarosław Ziętara. W opinii prokuratora to kolejny dowód, który świadczy o zainteresowaniu dziennikarza działalnością tej spółki - z którą związany był również były senator Aleksander G.
Oskarżyciel posiłkowy w sprawie, brat dziennikarza - Jacek Ziętara, podkreślił, że od zdarzeń z 1992 roku minęły już 33 lata. Wskazał, że jest jeszcze wciąż grupa osób, głównie dziennikarzy, którzy wciąż walczą „o prawdę o Jarku”.
- Ciśnie się na usta wiele pytań; czy naprawdę ta sprawa jest i była tak skomplikowana, że ani policja, ani prokuratura poznańska w latach 90., a przede wszystkim krótko po 1 września 1992 roku nie mogła tej sprawy wyjaśnić? Co tak naprawdę stało na przeszkodzie? Dlaczego dopiero po 20 latach, po przejęciu sprawy przez prokuraturę krakowską, sprawa ta w mojej ocenie nabrała dopiero właściwego kierunku? Czemu te procesy w sądach różnych instancji tu w Poznaniu, ale nie tylko, trwają już 11 lat? – pytał w sądzie Jacek Ziętara.
- Na koniec nie wiem, czy nie najważniejsze pytanie: jaka była tak naprawdę i jest rola służb specjalnych w sprawie Jarka? Dlaczego przez 20 lat kłamały w sprawie zainteresowania służb osobą Jarka? (…) Dlaczego akta sprawy Jarka są wciąż utajnione? Komu nadepnął na odcisk? Czy mam uwierzyć w to, że odtajnienie tej sprawy przez służby spowoduje, nie wiem, zawalenie struktur państwa polskiego? Czy może naruszy raczej czyjeś dobre imię? Położy się cieniem na działalności tych służb? – kontynuował.
Obrońcy oskarżonych chcą utrzymania wyroku uniewinniającego w mocy. Adw. Agata Michalska-Olek przypomniała w mowie końcowej, że „fundamentalną zasadą procesu karnego jest zasada, że muszą być dowody, co do których nie ma żadnych wątpliwości”. - W tej sprawie od samego początku istnieją liczne wątpliwości, liczne sprzeczności co do zeznań świadków. Powiedziałabym nawet opowieści świadków, bo zeznania powinny być co do faktów – tutaj te fakty z zeznań podawanych przez poszczególnych świadków tak bardzo się nie zgadzają, że można przyjąć, że są to opowieści świadków, którzy mają określony interes – powiedziała.
Drugi z obrońców, adw. Wiesław Michalski zaznaczył, że „apelacja prokuratora jest apelacją beletrystyczną; wiele sugestii, wiele domyślań, wiele gdybań, a nie opiera się o akta sprawy. Jeżeli są wątpliwości, to trzeba je tłumaczyć na korzyść oskarżonych”.
Na poniedziałkowej rozprawie, przed zamknięciem przewodu sądowego, sąd przesłuchał też nowego świadka w sprawie – koleżankę Ziętary ze studiów, dziennikarkę Annę D. Kobieta powiedziała, że kilka lat temu, po ujawnieniu kolejnych informacji w sprawie, grupa dziennikarzy przygotowywała apel do prokuratora generalnego, ministra sprawiedliwości ws. wszczęcia postepowania dot. zabójstwa Ziętary oraz odtajnienia akt ówczesnego UOP dotyczących tej sprawy. Wówczas, jak mówiła, po raz kolejny pojawiały się pytania czy coś jeszcze można w tej sprawie zrobić. Przypomniała sobie wtedy, że były mąż jej koleżanki Ryszard B. był ochroniarzem rodziny byłego senatora Aleksandra G. Postanowiła się z nim skontaktować; kilkakrotnie rozmawiali telefonicznie.
- Ryszard powiedział mi, że w czerwcu 1992 roku Aleksander G. zapytał go, czy nie załatwiłby jednego dziennikarza, który mu bardzo przeszkadza (…) B. powiedział, że się tym nie zajmie, zapytał czy nie można tej sprawy załatwić inaczej, np. zastraszyć albo przekupić. G. powiedział, że próbował jednego i drugiego, ale nieskutecznie – powiedziała.
Dodała, że ostatecznie Aleksander G. został skontaktowany z ochroniarzami Elektromisu – Mirosławem R. ps. Ryba i Dariuszem L. ps. Lala. Dodała, że w tamtym czasie Ziętara mógł być zagrożeniem dla G., że „wokół G. gromadziły się już czarne chmury, Ryszard B. łączył to z aferą Art-B”. Wskazała też, że Ziętara miał przyjeżdżać i obserwować dom G.
Anna D. powiedziała, że według wiedzy Ryszarda B. w porwaniu Ziętary miały brać cztery osoby: Ryba, Lala, Kapela oraz Robert A. ps. Antek, który miał stać na końcu ulicy i pilnować, gdyby Ziętara zaczął uciekać. - Mówił, że Ziętara został wciągnięty do samochodu, przez Rybę, Lalę i Kapelę. (…) Zapytałam czy posiada wiedzę gdzie wywieźli Jarka, odpowiedział, że na ulicę Wołczyńską, tam były obiekty Elektromisu – powiedziała i dodała, że tam też Ziętara miał zostać zabity.
Wskazała również, że kilka dni po zniknięciu Ziętary Aleksander G. wynajął kampera mówiąc, że chce pojechać z córką na kilka dni nad jezioro. Tam – jak mówiła świadek – G. miał otrzymać jakiś dokument czy też dowód rzeczowy należący do Ziętary i miał się „rozliczyć” z osobami, które miały „uciszyć dziennikarza”. Od Ryszarda B. dowiedziała się, że G. miał przekazać im równowartość obecnych 500 tys. zł. - Kiedy G. szukał kogoś do ucieszenia Ziętary to Ryba był w dużych kłopotach finansowych, prawdopodobnie miał mieć zlicytowany dom i szukał pieniędzy – zaznaczyła Anna D. Dodała, że niedługo później został zorganizowany wyjazd na narty do Włoch, w którym brali udział ochroniarze Elektromisu. Anna D. powiedziała, że „podczas jednego z wieczorów, przy alkoholu panowie mieli mówić, że są tutaj za pieniądze, które dostali za uciszenie dziennikarza”.
Anna D. powiedziała w sądzie również, że zimą 2022 roku doszło do niepokojącego zdarzenia. Jak wskazała, „miałam swoją trasę, którą codziennie przechodziłam z psem po lesie”. „Przy wejściu do lasu jest tunel kolejowy i pewnego dnia na dwóch ścianach tego tunelu ktoś namalował sprejem duży czerwony napis: Ziętara, to Ś. go zabił. Po pewnym czasie ten napis został zamalowany (…) Miałam wrażenie że te napisy były skierowane do mnie dlatego, że mieszkam w małej, podpoznańskiej wsi i nie sądzę by było tam wiele osób, które interesowałyby się tą sprawą” - dodała.
Według ustaleń prokuratury, we wrześniu 1992 roku, oskarżeni Mirosław R., ps. Ryba, i Dariusz L., ps. Lala, podając się za funkcjonariuszy policji, podstępnie doprowadzili do wejścia Ziętary do samochodu przypominającego radiowóz policyjny. Następnie przekazali go osobom, które dokonały jego zabójstwa, zniszczenia zwłok i ukrycia szczątków. Oskarżeni nie przyznają się do winy.
Ponad 60-letni obecnie Mirosław R. i ponad 50-letni Dariusz L., byli w pierwszej połowie lat 90. pracownikami poznańskiego holdingu Elektromis, którego działalnością interesował się Ziętara. W toku postępowania śledczy ustalili, że oskarżeni działali wspólnie z inną, nieżyjącą już osobą.
Proces Mirosława R., ps. Ryba, i Dariusza L., ps. Lala, oskarżonych o uprowadzenie, pozbawienie wolności i pomocnictwo w zabójstwie dziennikarza Jarosława Ziętary toczył się przed Sądem Okręgowym w Poznaniu od stycznia 2019 roku. W październiku 2022 roku sąd uniewinnił oskarżonych od zarzucanych im czynów.
Na początku 2022 roku, w innym procesie, Sąd Okręgowy w Poznaniu uniewinnił oskarżonego o podżeganie do zabójstwa Ziętary byłego senatora Aleksandra G. W styczniu 2024 roku orzeczenie to podtrzymał sąd apelacyjny, zaś w grudniu ub. roku Sąd Najwyższy oddalił kasację prokuratury od tego wyroku.
Jarosław Ziętara urodził się w Bydgoszczy w 1968 roku. Był absolwentem poznańskiego Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza. Pracował najpierw w radiu akademickim, później współpracował m.in. z „Gazetą Wyborczą”, „Kurierem Codziennym”, tygodnikiem „Wprost” i „Gazetą Poznańską”. Ziętara zajmował się m.in. tematyką tzw. poznańskiej szarej strefy. Z tego powodu – jak wynika z ustaleń prokuratury - miał zostać uprowadzony i zabity. Ostatni raz Ziętarę widziano 1 września 1992 r. Rano wyszedł do pracy, ale nigdy nie dotarł do redakcji „Gazety Poznańskiej”. W 1999 r. Ziętara został uznany za zmarłego. Ciała dziennikarza do dziś nie odnaleziono.
Anna Jowsa (PAP)
ajw/ mark/