Bernard Herrmann. Fot. domena publiczna
50 lat temu, 24 grudnia 1975 r. zmarł Bernard Herrmann – dyrygent i kompozytor, laureat Oscara, autor muzyki do takich filmów, jak „Obywatel Kane”, „Ptaki”, „Psychoza”, „Obsesja” i „Taksówkarz”.
„Muzyka filmowa to kino. Jest częścią tworzenia obrazu, a nie czymś, co dodaje się później. Pisząc ścieżkę dźwiękową do filmu, nadaję mu życie” – podkreślał.
Słynny kompozytor Ennio Morricone mawiał, że „nikt, kto chce mówić o kinie, nie może ignorować muzyki filmowej”. Słowa włoskiego artysty w sposób szczególny można odnieść do twórczości Bernarda Herrmanna. Muzykę jego autorstwa zignorować jest niezwykle trudno, jest ona bowiem nie tylko muzyczną ilustracją filmu, lecz jego immanentną częścią. „Muzyka filmowa to kino. Jest częścią tworzenia obrazu, a nie czymś, co dodaje się później” – podkreślał artysta, uważany za jednego z najważniejszych kompozytorów w historii muzyki filmowej.
„Odważny i oryginalny Bernard Herrmann zmienił muzykę filmową” – ocenił w „The New York Times” David Mermelstein. „Wprowadził do muzyki filmowej nowy, dramatyczny język zakorzeniony w Ameryce” – zauważył amerykański dziennikarz muzyczny Jon Burlingame.
Jego podejście do pracy było w pewnym sensie nowatorskie. Herrmann nie ograniczał się jedynie do przebywania w studiu nagraniowym. Często osobiście przyjeżdżał na plan, żywo uczestnicząc w tworzeniu filmu. Współpracując z takimi reżyserami, jak Orson Welles, Alfred Hitchcock, Brian De Palma i Martin Scorsese, nie był jedynie dostarczycielem ścieżki dźwiękowej, lecz równorzędnym partnerem reżyserów. „Mam ostatnie słowo - albo nie komponuję muzyki” – zaznaczał kompozytor. Nie oznacza to, że próbował coś narzucać, na siłę forsując swoje pomysły. Tego samego jednak oczekiwał od drugiej strony. „To zależy od osoby. Ale jeśli muszę podporządkować się reżyserowi, wolę nie pracować nad filmem. Uważam, że nie da się pracować w ten sposób” – podkreślał.
Bernard Herrmann urodził się 29 czerwca 1911 r. w Nowym Jorku. Muzyka otaczała go już od najmłodszych lat głównie za sprawą Abrahama – jego ojca, który zabierał syna na koncerty i zachęcał do gry na skrzypcach. Dość szybko okazało się, że Benny – tak nazywali go przyjaciele - przejawia nieprzeciętny talent muzyczny. Kiedy miał 13 lat, wygrał sto dolarów w konkursie kompozytorskim. Wtedy też poczuł, że to właśnie z muzyką powinien związać swoją przyszłość. Po ukończeniu DeWitt Clinton High School, podjął studia na Uniwersytecie Nowojorskim oraz w prestiżowej szkole muzycznej Juilliarda. W wieku 20 lat zorganizował New Chamber Orchestra of New York. Trzy lata później został dyrygentem w CBS. To właśnie tam poznał Orsona Wellesa, komponując muzykę dla jego teatru radiowego, m.in. do słynnego słuchowiska „Wojna światów” (1938) H.G. Wellsa, które było tak realistyczne, że niektórzy słuchacze uwierzyli, iż sygnalizuje prawdziwą inwazję kosmitów.
Kiedy Welles zaczął pracę nad swoim debiutanckim filmem, oczywistym było dla niego zaangażowanie Herrmanna. Co ciekawe jednym z żądań reżysera było, by kompozytor otrzymał wynagrodzenie równe wynagrodzeniu Maxa Steinera – czołowego kompozytora Hollywood, twórcy muzyki do „Przeminęło z wiatrem” (1939). Reżyser doskonale zdawał sobie sprawę z jakim talentem ma do czynienia. Debiutancki obraz Wellesa otrzymał aż 9 nominacji do Oscara, w tym dla Herrmanna za najlepszą muzykę. Mowa tu o filmie „Obywatel Kane” (1941), przez wielu krytyków uznawanym za najlepszy w historii.
„Muzyka Herrmanna do filmu »Obywatel Kane« osiągnęła coś rzadkiego w kinie: w czasach, gdy kompozytorzy zazwyczaj tworzyli muzykę wypełniającą całą przestrzeń, podkreślającą akcję lub scenerię, muzyka Herrmanna oddawała psychologię bohaterów i ich wewnętrzne rozterki. W przypadku Charlesa Fostera Kane'a muzyka była pełna brawury, ambicji, głodu, izolacji i rozpaczy – przedstawiona w różnych stylach epoki i przefiltrowana przez wspomnienia bohaterów, którzy opowiadali o swoich doświadczeniach i wspomnieniach związanych z Kane'em” – opisuje na swojej stronie internetowej stacja „CBS News”.
Sposób pracy Herrmanna przy tym filmie był wówczas w branży czymś niezwykle nietypowym. Kompozytorzy zazwyczaj angażowani byli na końcowym etapie produkcji, by dodać swoją muzykę, jako ozdobę tego, co stworzyli wcześniej inni. Herrmann natomiast uczestniczył w całym procesie powstawania „Obywatela Kane’a”. Nalegał także, by samodzielnie wykonać wszystkie aranżacje. Welles, który sam cenił sobie niezależność doskonale to rozumiał. „Kompozytor pisząc ścieżkę dźwiękową do filmu, nadaje mu życie” – podkreślił Herrmann.
Swojego jedynego w karierze Oscara nie dostał jednak za muzykę do „Obywatela Kane’a”. Tego samego roku współpracował także z Williamem Dieterlem przy filmie „Diabeł i Deniel Webster”, znanym także pod tytułem „Wszystko co można kupić za pieniądze” i to właśnie muzyka do tego filmu przyniosła mu statuetkę. Podczas oscarowej gali w 1942 r. Herrmanna nominowano za dwa filmy, co także stanowiło ewenement.
W połowie lat 50. poznał Alfreda Hitchcocka. Ich pierwszym wspólnym filmem była komedia kryminalna „Kłopoty z Harrym” (1955). „Współpraca między nimi jest porównywalna do współpracy Ennio Morricone z Sergio Leone, Johna Williamsa ze Stevenem Spielbergiem czy też Nino Roty z Federico Fellinim, w których muzyka staje się integralną i nieodłączną częścią opowieści filmowej” – ocenił włoski krytyk muzyczny Ernesto Assante.
Hitchcock podobnie jak Welles uchodził za trudnego we współpracy, ale to w żaden sposób Herrmanna nie zniechęcało. Po latach Herrmann wyzna, że „jedynymi osobami, dla których warto było pracować, były osoby trudne — ponieważ są one zainteresowane osiągnięciem czegoś”. „W przypadku Herrmanna i Hitchcocka nie było jednolitości poglądów, wręcz przeciwnie, to właśnie w konfrontacji, sprzecznościach i różnicach między tymi dwoma autorami kryła się iskra, która po zapaleniu prowadziła do innowacyjnych lub genialnych rozwiązań, ale to właśnie ta różnorodność była przyczyną zerwania współpracy po zaledwie dziewięciu latach” – czytamy w „La Repubblica”.
Momentem kulminacyjnym tej współpracy i jej najważniejszym efektem wydaje się „Psychoza” (1960). – Ten film jest prawdziwą encyklopedią Hitchcocka. Mamy w nim wszystkie jego ulubione tematy jak: motyw rozpadu tożsamości, lęk przed kobiecością, koncepcja świata jako pułapki, pomysł piętna przeszłości, gotycką scenerię i motyw melancholii – powiedział PAP znawca twórczości Hitchcocka prof. Krzysztof Loska. – „Psychoza” to szczytowy moment w twórczości Hitchcocka. Film z jedną z najbardziej ikonicznych scen w historii kina – podkreślił filmoznawca. Mowa tu oczywiście o słynnej scenie zabójstwa pod prysznicem.
„Wystarczyłaby muzyka z jednej sceny, tej pod prysznicem z filmu »Psychoza«, aby Bernard Herrmann przeszedł do historii. Ten dźwięk skrzypiec, ostry, pełen napięcia, sprawia, że scena jest idealna, niezapomniana i stała się akustycznym synonimem przeczucia niebezpieczeństwa, nieuchronnego nadejścia dramatu. Był to najwyraźniejszy i najtrwalszy znak geniuszu amerykańskiego kompozytora, który był głównym i najważniejszym współpracownikiem muzycznym Alfreda Hitchcocka” – ocenił na łamach „La Repubblica” Ernesto Assante.
Dzisiaj trudno wyobrazić sobie tę scenę – jedną z najbardziej charakterystycznych w historii kina, bez specyficznej muzyki Herrmanna. Co ciekawe rola Marion w „Psychozie”, przyniosła Janet Leigh pewną traumę. „Zawsze stoję twarzą do drzwi i obserwuję, niezależnie od tego, gdzie znajduje się słuchawka prysznica” – wspominała aktorka. W jednym z wywiadów Leigh wyznała, że gdy nocowała w hotelu lub u znajomych, gdzie dostępny był tylko prysznic, wpadała w panikę. „Upewniam się, że drzwi i okna w domu są zamknięte, a drzwi łazienki oraz zasłona prysznicowa pozostają otwarte” – podkreślała. Dwa lata przed „Psychozą” artysta skomponował dla Hitchcocka muzykę do filmu „Zawrót głowy” („Vertigo”). Przystępując do pracy usłyszał od reżysera instrukcję, że jego film potrzebuje „niespotykanej ilości muzyki”. Herrmann stworzył ją w niespełna dwa tygodnie, a efekt jego pracy był zachwycający. Zdaniem Jacka Sullivana muzyka Herrmanna od początku napędza ten film, a skomponowane przez niego dźwięki wystarczyłyby jeszcze na kilka innych. „Tragicznie piękna muzyka filmowa Bernarda Herrmanna jest absolutnie niezbędna dla ducha, funkcjonowania i potęgi »Zawrotu głowy«”– ocenił po latach Martin Scorsese.
„Przez cały okres postprodukcyjny Hitchcock dokonał wielu takich wyborów, dopracowując film jak nigdy przedtem, montował go na nowo, usuwał elementy, przez które historia była zbyt dosłowna, więcej miejsca dawał na muzykę Herrmanna, kończąc tym samym przekształcanie» Zawrotu głowy« ze zwykłej tajemniczej opowieści o morderstwie w niesamowitą emocjonalną alegorię” – zauważył Patrick McGilligan w książce „Alfred Hitchcock: Życie w ciemności i pełnym świetle”. W 1963 r. skomponował muzykę do filmu „Ptaki” (1963). Rok później ukazał się ostatni wspólny film Hitchcocka i Herrmanna – „Marnie” (1964).
„Pomimo pewnych różnic artystycznych, które doprowadziły do dość gwałtownego zerwania stosunków, Herrmann był prawdopodobnie współpracownikiem, któremu Hitchcock ufał najbardziej (często mówi się o tym, jak autorytarny i nieufny wobec osób, z którymi pracował, był reżyser). Wielu uważa, że film »Vertigo« stanowi szczyt niezwykłej twórczej symbiozy między nimi” – czytamy na stronie internetowej Il Cinema Ritrovato, odbywającego się co roku w Bolonii festiwalu filmowego poświęconego historii kina.
Choć Herrmann cały czas był aktywny zawodowo, to na pewien czas było o nim nieco ciszej. Sytuacja uległa zmianie na początku lat 70-tych, kiedy nawiązał współpracę z Brianem De Palmą, z którym stworzył dwa filmy – „Siostry” (1973) i „Obsesję” (1976). To właśnie De Palma polecił Herrmanna innemu młodemu, zdolnemu reżyserowi – Martinowi Scorsese. Owocem tej współpracy był film „Taksówkarz” (1976), którego premiera odbyła się już po śmierci kompozytora. „Jego ostatnia ścieżka dźwiękowa do filmu Martina Scorsese »Taksówkarz« tworzy muzyczne piekło pomiędzy ujęciami brudnego Times Square i postacią cichego, zakochanego oraz szalonego Travisa Bickle'a (Robert De Niro). Najbardziej zaskakujące jest solo saksofonu jazzowo-bluesowego, tak bogate, bolesne i romantyczne, jak wszystko, co napisał Herrmann” – oceniono na łamach magazynu „Time”.
Pomimo upływu lat twórczość amerykańskiego kompozytora wciąż inspiruje. Chętnie korzystał z niej Quentin Tarantino, który w swoim filmie „Kill Bill” (2003) użył skomponowanego przez Herrmanna motywu muzycznego z „Twisted Nerve” (1968). Z podziwem o Herrmannie wypowiadał się kompozytor Jerry Goldsmith – autor muzyki do takich filmów, jak „Chinatown” (1974), „Nagi instynkt” (1992), twórca motywów muzycznych w serii „Star Trek”, „Rambo” i laureat Oscara za muzykę do filmu „Omen” (1976). Jego zdaniem Herrmann był „mistrzem niezwykłych kombinacji instrumentów”.
– Kulturowy miszmasz jest charakterystyczny dla ścieżek dźwiękowych filmów tego reżysera. Tarantino korzysta z zapomnianych przebojów sprzed kilku dekad, używa piosenek z filmów anime, instrumentalnych kompozycji z chińskich filmów sztuk walki, spaghetti westernów. Często korzysta również z utworów jego ulubionych kompozytorów, jak Ennio Morricone, Luis Bacalov, Bernard Herrmann, Jerry Goldsmith albo Quincy Jones – powiedział PAP w 2019 r. dziennikarz muzyczny Paweł Piotrowicz.
„Muzyka filmowa Herrmanna była słyszalnym napięciem i kluczowym czynnikiem w profilach psychologicznych niektórych z najbardziej pokręconych, enigmatycznych i potężnych postaci kina: Charlesa Fostera Kane'a w »Obywatelu Kane«, Normana Batesa w »Psychozie« i Travisa Bickle'a w »Taksówkarzu«” – ocenił amerykański krytyk Richard Corliss.
Bernard Herrmann zmarł w nocy z 24 na 25 grudnia 1975 r. Za swoje dwa ostatnie filmy („Obsesja” i „Taksówkarz”) otrzymał nominacje do Oscara. „Żywił urazę do świata i swojego miejsca w nim; jego przyjaciel David Raksin nazwał go» wirtuozem nieokreślonej złości«” – czytamy w magazynie „Time”. Jego wkład w historię kinematografii jest trudny do przecenienia.
„Bernard Herrmann jest dla niektórych największym kompozytorem muzyki filmowej wszech czasów, choć mówi się również, że wpływ jego ścieżek dźwiękowych jest niemożliwy do odtworzenia poza kinem. Jego geniusz polegał przede wszystkim na odejściu od wielkich symfonicznych kompozycji, z których korzystali jego współcześni, na rzecz struktur opartych na kolejnych punktach ostrej, skoncentrowanej uwagi” – podsumował na łamach „The Guardian” krytyk muzyczny Tim Ashley. (PAP).
Autor: Mateusz Wyderka
mwd/ aszw/