20 lipca 1974 roku na Cyprze wylądowała armia turecka. Powodem inwazji był zamach stanu, którego dokonano w Nikozji pięć dni wcześniej. Wynikiem – trwający do tej pory podział wyspy. Przebywający w tym czasie na wyspie Polacy dzielą się swymi przeżyciam z tych dni.
W poniedziałek 15 lipca 1974 r. Zbigniewa Irzeńskiego i jego żonę Sophie obudziły strzały dochodzące z okolic rezydencji prezydenta Republiki Cypryjskiej arcybiskupa Makariosa, zaatakowanej przez grecko-cypryjskich nacjonalistów popierających zjednoczenie wyspy z Grecją.
Poprzedniej nocy Irzeński, saksofonista, który w Polsce w latach 60. pracował m.in. ze znanym polsko-cygańskim muzykiem Michajem Burano, grał do późna w najbardziej luksusowym hotelu na wyspie Ledra Palace. W poniedziałek do pracy już nie poszedł.
„Hotel nagle zapełnił się dziennikarzami, którzy przyjechali z różnych stron świata, żeby pisać relacje z zamachu na Makariosa“ – opowiada PAP. „W radio obwieścili, że Makarios nie żyje, co okazało się potem nieprawdą. Nikt nie wiedział, co się stanie dalej.“
Tego samego dnia do Ledra Palace Hotel wprowadził się inny Polak, anglojęzyczny korespondent wojenny pracujący wówczas dla "Washington Star", Andrew Borowiec.
Borowiec mieszkał w tym czasie ze swoją brytyjską żoną Juliet i córką z poprzedniego małżeństwa na północnym wybrzeżu wyspy, na wschód od Kyrenii.
„W Ledra Palace były najlepsze warunki do pracy. Oprócz tego był dobrze położony, bo tuż obok przejścia do tureckiej strefy Nikozji. Z jego wyższych pięter dużo można było zobaczyć“ – mówi PAP Borowiec.
W hotelu Borowiec spotkał się z wieloma swoimi kolegami, z którymi wcześniej pracował w Libanie i innych miejscach zapalnych na Bliskim Wschodzie i w Afryce. Mówi, że wszyscy spodziewali się, że prędzej czy później na wyspie pojawi się armia turecka. Puczyści znani byli ze swojego antytureckiego nastawienia. Póki co zajęli się aresztowaniami zwolenników Makariosa i komunistów, ale wszyscy byli pewni, że ich ruch przeciwko cypryjskim Turkom to tylko kwestia czasu.
„W takiej sytuacji inwazja Turcji nie była trudna do przewidzenia“ – tłumaczy Borowiec.
W Famaguście w tym samym czasie inna Polka Anna, żona Greka cypryjskiego, też pamięta aresztowania komunistów.
„Znajomy Grek cypryjski, lewicowiec, prosił, żebym go gdzieś ukryła. Przesiedział u nas kilka dni przez najgorszy okres“ – wspomina Anna.
Turcy faktycznie wylądowali na wyspie 20 lipca rano, zarówno od strony morza, na północnych plażach wyspy, jak i na centralnej równinie cypryjskiej zwanej Mesaoria. Wyspa stanęła w ogniu.
Borowiec, który 19 lipca wieczorem pojechał na noc do żony i córki, sprawdzić co się u nich dzieje, został odcięty od miejsca pracy, jednak nie stracił animuszu. Tuż nad plażą, na której wylądował główny desant turecki, mieszkał jego przyjaciel, amerykański pisarz polskiego pochodzenia, dziennikarz i tłumacz Jack Kuniczak.
Kuniczak był w armii amerykańskiej w Korei i doskonale znał się na sprawach wojskowych. Byliśmy w kontakcie telefonicznym. On patrzył przez lornetkę, co robią Turcy i jaką mają broń i zdawał mi sprawozdanie a ja pisałem raporty. Dzięki temu, że Jack był ekspertem. mieliśmy najlepsze informacje o manewrach tureckiej armii.
„Kuniczak był w armii amerykańskiej w Korei i doskonale znał się na sprawach wojskowych. Byliśmy w kontakcie telefonicznym. On patrzył przez lornetkę, co robią Turcy i jaką mają broń i zdawał mi sprawozdanie a ja pisałem raporty. Dzięki temu, że Jack był ekspertem. mieliśmy najlepsze informacje o manewrach tureckiej armii“ – mówi triumfalnie Borowiec.
Dzięki Kuniczakowi był nawet w stanie pomagać kolegom w BBC.
„Jak słyszałem, że BBC mówi coś nie tak, dzwoniłem do Ledra Palace i tłumaczyłem im, co jest źle, i zaraz słyszałem przez radio, jak BBC wprowadzało korektę.“
W tym samym czasie w Polsce, łodzianka Maria, odchodziła od zmysłów. Maria mieszkała od 1971 r. w Larnace ze swoim grecko-cypryjskim mężem i 12 lipca poleciała z synem do kraju na pierwsze od lat wakacje. O puczu dowiedziała się od kuzyna, który rano w poniedziałek przyjechał do niej rowerem z wiadomością o śmierci Makariosa.
O tureckim ataku Maria słuchała już w polskim radiu, które donosiło też, że o międzynarodowe lotnisko w Nikozji, z którego wyleciała tydzień wcześniej, toczą się ciężkie walki. Maria denerwowała się o męża, z którym nie miała żadnego kontaktu.
„Wszystko stało się tak szybko, że nawet walizek nie zdążyłam rozpakować. Siedziałam i płakałam. Nagle nie miałam dokąd wrócić “ – opowiada PAP Maria.
W Nikozji w tym samym czasie Irzeński planował razem z kolegami wyprawę do hotelu Ledra Palace, już pod ciężkim obstrzałem ze strony tureckiej, po sprzęt muzyczny, który tam zostawili.
Miałem wtedy polskiego fiata 125p, obwiesiliśmy auto polskimi flagami i pojechaliśmy do hotelu. Na szczęście nikt do nas nie strzelał.
„Miałem wtedy polskiego fiata 125p, obwiesiliśmy auto polskimi flagami i pojechaliśmy do hotelu. Na szczęście nikt do nas nie strzelał. Potem musieliśmy się jeszcze czołgać na otwartym tarasie do podium, na którym stał sprzęt, no ale nie mieliśmy wyjścia. Ten sprzęt to było nasze życie. Bez niego nie moglibyśmy pracować“ – opowiada muzyk.
Muzykom wyprawa udała się. Odzyskali prawie wszystko. Jak już odjeżdżali z hotelu, Turcy oddali za nimi tylko jeden, pożegnalny strzał.
Resztę lipca i sierpień 1974 r. Irzeński spędził z rodziną swojej żony w Nikozji. Podczas gdy oni większość czasu siedzieli w piwnicy swojego domu, jazzman wolał obserwować, co się dzieje na ulicach miasta. Miał małą ośmiomilimetrową kamerę, którą z bezpiecznej odległości filmował walki o lotnisko. Rolki ma do tej pory. To na Cyprze cenna pamiątka, bo lotnisko już nigdy potem nie zostało otwarte. Teraz znajdują się tam biura UNFICYP (pokojowej misji ONZ na Cyprze).
Irzeńskim udało się wreszcie ewakuować z Cypru we wrześniu 1974, na pokładzie polskiego drobnicowca MS Gorlice, który zawiózł ich do Libanu. Na pokładzie razem z nimi opuściło Cypr czterech innych Polaków.
Przez lata muzyk pracował na Bliskim Wschodzie. Na wyspę wrócił razem z Sophie dopiero w 1990 r.
Borowiec z żoną i córką zostali ewakuowani z Kyrenii na brytyjskim okręcie wojennym HMS Hermes, który przewiózł ich do wojskowej bazy brytyjskiej na południu wyspy. Stamtąd polecieli do Londynu. Dziennikarz wrócił jednak na Cypr, sam, po kilku dniach, żeby dalej pracować. Opisał drugą, sierpniową fazę tureckiej inwazji, i przeprowadził wywiady z liderem Turków cypryjskich Raufem Denktaszem, a także z pełniącym obowiązki prezydenta Republiki Cypryjskiej Grekiem cypryjskim Glafkosem Kleridesem, tymi samymi politykami, którzy potem przez lata próbowali bezskutecznie wynegocjować rozwiązanie problemu cypryjskiego. Chociaż Klerides i Denktasz już nie żyją, ich następcy w dalszym ciągu nie mogą sobie z tym samym problemem poradzić.
Borowiec wraz z żoną wrócili do swojego mieszkania na północy wyspy po zakończeniu działań wojennych i byli świadkami całego procesu wymiany ludności między obiema stronami konfliktu. Ich wioska, która przed 1974 r. była grecka, stopniowo wypełniła się cypryjskimi Turkami. Po kilkunastu latach, postanowili się przenieść do greckiej części Nikozji, gdzie do dziś mieszkają.
Kuniczak opuścił swój dom na wzgórzach Kyrenii, ale zostawił tam rękopis książki, nad którą pracował. Kiedy po jakimś czasie wrócił pod eskortą żołnierzy ONZ, żeby go odzyskać, zobaczył wzgórza wokół domu pokryte czymś białym – były to kartki jego rękopisu. Pisarz załamał się. Myślał, że nigdy nie będzie w stanie ich odtworzyć. Jednak towarzyszący mu fińscy żołnierze wszystko pozbierali i okazało się, że z 2000 stron brakuje mu tylko kilkunastu. Powstała z tego książka, pod tytułem "Marsz", opublikowana w Stanach Zjednoczonych, gdzie pisarz zmarł w 2000 r.
Do Marii we wrześniu 1974 r. przyszedł telegram z jednym słowem po grecku. Ponieważ nie znała tego słowa, była przekonana, że wiadomość mówi o śmierci męża. Myliła się. Słowo, które dostała brzmiało „żyję“. Po kilku miesiącach mąż Marii dołączył do niej w Polsce. Na Cypr wrócili ponownie w 1976 r.
Po inwazji tureckiej 20 lipca, Anna musiała uciekać z Famagusty. Nigdy już tam nie wróciła. Mieszkanie, które tam zostawiła znajduje się w strefie do tej pory pod kontrolą armii tureckiej, do której nikt nie ma wstępu. Cypryjczycy nazywają to miejsce „miastem duchów".
Problem cypryjski do tej pory nie został rozwiązany. Na wyspie od lat trwają negocjacje pokojowe pod auspicjami ONZ.
Z Nikozji Agnieszka Rakoczy (PAP)
ara/ jo/
Galeria FOTO: http://fotobaza.pap.pl/fotoweb/Grid.fwx?archiveId=5000&search=%28IPTC215%20contains%20%28gal140714130333%29%29