Pomnik Danuty Siedzikówny zamordowanej w 1946 r. w wieku 17 lat przez komunistyczny aparat bezpieczeństwa odsłonięto w niedzielę w Gdańsku. Droga „Inki”, jej niezłomna postawa, urasta do rangi symbolu – mówił podczas mszy metropolita gdański Sławoj Leszek Głódź.
Pomnik sanitariuszki 5. Wileńskiej Brygady Armii Krajowej stanął na skwerze w pobliżu kościoła św. Jana Bosko na gdańskiej Oruni, u zbiegu ulic Trakt św. Wojciecha i Gościnna, gdzie z okazji odsłonięcia monumentu odbyła się uroczysta msza polowa.
"Dziś nasze myśli kierujemy ku tej młodej Polce, jej życiu, pojęciu i podjęciu służby, jej postawie w czasie śledztwa. Bo przecież może być patronką, wzorem dla młodzieży - na pomniku są wyryte słowa +Chwała bohaterce+. Pszeniczny kłos polskiego życia, który ledwie zaczął dojrzewać, ścięty w godzinie egzekucji" - powiedział w homilii abp Głódź, który przed nabożeństwem odsłonił i poświęcił pomnik.
Hierarcha mówił o losach Żołnierzy Wyklętych, do których należała Siedzikówna. "Stawili zbrojny opór sowietyzacji ojczyzny. Podjęli walkę o jej suwerenność i niepodległość. Uczynili to z potrzeby serca. Nie chcieli Polski spod znaku sierpa i młota, chcieli spod znaku orła w koronie, spod znaku Maryi Bogurodzicy. A wielu z tych żołnierzy nosiło mundury z ryngrafem, wizerunkiem Matki Bożej" - podkreślił.
"Dziś nasze myśli kierujemy ku tej młodej Polce, jej życiu, pojęciu i podjęciu służby, jej postawie w czasie śledztwa. Bo przecież może być patronką, wzorem dla młodzieży - na pomniku są wyryte słowa +Chwała bohaterce+. Pszeniczny kłos polskiego życia, który ledwie zaczął dojrzewać, ścięty w godzinie egzekucji" - powiedział w homilii abp Głódź, który przed nabożeństwem odsłonił i poświęcił pomnik.
"Epopeja Żołnierzy Wyklętych - przez lata wyszydzana, zakłamywana, zohydzana. Bandyci, zdrajcy, zaplute karły reakcji – tak ich nazywano. Pozbawieni praw, tropieni, więzieni, mordowani. Ci, którzy wyszli z więzień byli szykanowani, inwigilowani, spychani na margines życia. Obywatele drugiej kategorii" - dodał abp Głódź.
Autorem wykonanego z aluminium i mosiądzu na granitowym postumencie pomnika jest rzeźbiarz Andrzej Renes, który jest też m.in. twórcą pomnika kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie oraz pomnika ofiar katastrofy smoleńskiej w Katedrze Mariackiej w Gdańsku.
W Komitecie Budowy Pomnika "Inki" zasiadali m.in. abp Sławoj Leszek Głódź, salezjanie z parafii pw. św. Jana Bosko oraz przedstawiciele gdańskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej. Budowa monumentu kosztowała ok. 40 tys. zł, pieniądze pochodziły ze zbiórki społecznej.
Danuta Siedzikówna urodziła się 3 września 1928 r. we wsi Guszczewina, w powiecie bielskim na Podlasiu.
Była sanitariuszką 5. Wileńskiej Brygady Armii Krajowej. W 1943 r. w wieku 15 lat złożyła przysięgę AK i odbyła szkolenie sanitarne. W czerwcu 1945 r. została aresztowana przez NKWD-UB za współpracę z antykomunistycznym podziemiem. Z konwoju uwolnił ją patrol AK Stanisława Wołoncieja "Konusa", podkomendnego mjr. Zygmunta Szendzielarza "Łupaszki". "Inka" znów działała jako sanitariuszka oraz łączniczka, uczestnicząc w akcjach przeciw NKWD i UB.
W lipcu 1946 r. została wysłana do Gdańska po zaopatrzenie medyczne. W nocy z 19 na 20 lipca została aresztowana przez funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa w jednym z mieszkań konspiracyjnych w Gdańsku-Wrzeszczu - adres ten zdradziła łączniczka "Łupaszki" Regina Żylińska-Modras, którą zatrzymano w kwietniu 1946 r. i skłoniono do współpracy z bezpieką.
"Inkę" osadzono w więzieniu w Gdańsku. Po śledztwie, podczas którego próbowano wydobyć od niej informacje o działalności oddziału majora "Łupaszki", została skazana na karę śmierci przez Wojskowy Sąd Rejonowy. Obrońca z urzędu zwrócił się do prezydenta Bolesława Bieruta o skorzystanie z przysługującego mu prawa łaski. Pod listem nie było podpisu Siedzikówny. Bierut odpowiedział odmownie.
Do krewnych dotarł gryps, w którym sanitariuszka napisała: "Jest mi smutno, że muszę umierać. Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak trzeba".
Wyrok wykonano 28 sierpnia 1946 r. w gdańskim więzieniu. Ostatnie chwile jej życia wspominał ks. Marian Prusak, który został wezwany, aby udzielić jej ostatniego namaszczenia. Siedzikówna nie zginęła sama. Wraz z nią rozstrzelany został Feliks Selmanowicz "Zagończyk", uczestnik kampanii wrześniowej. Tuż przed salwą plutonu egzekucyjnego skazani krzyknęli "Niech żyje Polska", a "Inka" dodała jeszcze "Niech żyje +Łupaszko+". Salwa plutonu nie zabiła dziewczyny. Strzałem z pistoletu dobił ją dowódca plutonu.
Szczątki "Inki" ekshumowano we wrześniu 2014 r. na gdańskim Cmentarzu Garnizonowym. Miejsce, gdzie je znaleziono oznaczone zostało kamienną tablicą, którą odsłonięto w kwietniu 2015 r. (PAP)
rop/ agz/