"Ten, kto instrumentalnie używa imienia, idei oraz spuścizny twórczej Zbigniewa Herberta do realizacji własnych celów politycznych ten, moim zdaniem, dopuszcza się nadużycia, a przez to okazuje brak szacunku mojemu mężowi i jego twórczości. Przeciwko takiemu postępowaniu wyrażam mój zdecydowany sprzeciw" – oświadczyła Katarzyna Herbert po słynnych słowach Jarosława Kaczyńskiego, wypowiedzianych w pierwszą rocznicę katastrofy smoleńskiej: "Zebraliśmy się tutaj ku pamięci Prezydenta RP, jego małżonki, ale też ku pamięci wszystkich którzy odeszli od nas tak nagle, niespodziewanie, gwałtownie. Można o nich powiedzieć (...) słowami poety: zostali zdradzeni o świcie”(...) Abstrahując od oceny, czy wypowiedź Kaczyńskiego była politycznym nadużyciem, ta bodaj najświeższa odsłona sporu o polityczność Herberta, prowokuje do ponownego namysłu nad stanowiskiem samego poety, który w jednym z wywiadów zaskakująco zadeklarował: "jestem raczej politycznym zwierzęciem, niż poetą." Jak możemy zatem zrozumieć stosunek samego Herberta do polityki, czy jego poświęcenie sztuce wykluczało się z misją społecznego zaangażowania oraz czy daje się rekonstruować polityczne stanowisko twórcy Trenu Fortrynbrasa?
W filmie Jerzego Zalewskiego pt. "Obywatel Poeta", zostaje przedstawiona legendarno-hitoryczna genealogia Zbigniewa Herberta. Rodzina Herbertów pochodzi z Anglii z czasów Wilhelma Zdobywcy. Kolejni Herbertowie żyjąc w Paryżu czy Wiedniu, dotarli w końcu do Lwowa. Tam, żeniąc się z polskimi szlachciankami, doczekują się potomków wychowanych w języku polskim. - I tak po tej całej wędrówce zostaliśmy Polakami – wspomina Danuta Herbert – Ulam historię rodziny poety.
Ostatnie miesiące II wojny światowej rodzina Herbertów przeżywa w Proszowicach i jak przytacza wspomnienia rodzinne o swym wuju Rafał Żebrowski, to prawdopowobnie wówczas dwudziestoletni Zbigniew Herbert angażuje się w konspirację. "Herbert się nigdy nie ujawnił, nie wiemy w jakiej formacji został zaprzysiężony, w mojej +Hańbie domowej+ wspomina – miałem pod sobą iluś tam ludzi" – mówi w filmie Jacek Trznadel.
W innym wywiadzie cytowanym w filmie Zalewskiego Herbert wspomina: "Były w czasie okupacji jakieś sytuacje w których musiałem czymś przewodzić, to były największe koszmary moralne, nie w sensie, że się bałem Niemców, nie lubię tej roli, nie jestem autorytetem moralnym, czasem piję, palę papierosy, teraz już nie piję ale palę, więc jaki autorytet moralny może palić papierosy...".
Długoletni przyjaciel Herberta, Zdzisław Najder, w rozmowie rzece przeprowadzonej przez Pawła Szeligę i Jana Pawelca – "Nadgonić czas.." – odnosi się do tego fragmentu biografii Herberta w sposób następujący: "Nigdy ze Zbyszkiem nie rozmawiałem o partyzantce, ponieważ jestem absolutnie pewien, że w żadnej partyzantce nie był, to są późniejsze mity. I mam na to niejeden dowód pośredni. Na przykład, Zbyszek nie miał zielonego pojęcia o czytaniu mapy."
Bez koniecznego rozstrzygania o tym, możemy powiedzieć, że Herbert już jako dwudziestolatek prezentował zdecydowane, antykomunistyczne stanowisko.
Życie Herberta w Polsce stalinowskiej to okres biedy, osamotnienia, walki o przetrwanie i już wówczas mimo młodego wieku, czas dużego cierpienia. Stanisław Balewicz wspomina w filmie Zalewskiego słowa Herberta na temat nowej, powojennej Polski: "Czuję się jak nie u siebie. Oni wszystko o mnie wiedzą – wspomina Balewicz samotność, będącą konsekwencją rygorystycznego podejścia politycznego poety.
Biedę Herberta w Polsce stalinowskiej wspomina dawna sympatia poety Halina Misiołek, opowiadając o wyprawach Herberta z ulicy Wiejskiej, przy której mieszkał w Warszawie na talerz zupy do baru mlecznego, z jednym biletem tramwajowym na drogę powrotną. Cierpienie poety wspominają zarówno przyjaciele, jak i rodzina. Ogromną ceną jaką Herbert płacił za samotność, sprzeciw wobec ustroju komunistycznego w Polsce, były skłonności depresyjne, łagodzone kieliszkiem wina.
Jak wspomina Zdzisław Najder, patrzenie na cierpienie Zbigniewa Herberta przez lata i niemożność pomocy, to cień, z którego nie można wyjść...
W latach 70. Herbert wraca do kraju po dłuższej nieobecności i na pierwszym swoim wieczorze autorskim w Krakowie na Wawelu, nie dwuznacznie oświadcza, iż wieczór i swoje wiersze dedykuje poległym na Wybrzeżu.
Deklaracja w oczywisty sposób pociągnęła za sobą problemy z dalszym publikowaniem. Mimo to, Herbert w grudniu 1974 roku podpisał tzw. List 15, żądający udostępnienia Polakom zamieszkałym w ZSRR kontaktu z polską kulturą. W grudniu następnego roku, wobec projektowanych zmian w konstytucji, a zwłaszcza planowi wpisania do niej kierowniczej roli PZPR i wieczystej przyjaźni z ZSRR, podpisał "Memoriał 59".
Po roku 1980 wiersz Herberta "Przesłanie Pana Cogito" stanie się swoistym hymnem "Solidarności". W stanie wojennym Herbert postanawia wydawać pisemko podziemne "Kosynier Ogólnopolski". Jak sam wspomina, pisał wówczas wiersze okolicznościowe, odnoszące się wprost do sytuacji politycznej, ale jak mówił Goethe, każda poezja jest okolicznościowa i w tym – jak przyznaje Herbert – jest ziarno prawdy: "Ja większość rzeczy napisałem w reakcji na różne wydarzenia, w reakcji na swój własny los, na los moich bliźnich, nawet wiersz o przyrodzie jest reakcją na przyrodę, jestem reakcjonistą" – mówił w kolejnym z kadrów filmu Zalewskiego Herbert.
Wreszcie, nie można nie wspomnieć o tym, jak w 1986 roku środowisko literackie zbulwersował wywiad Zbigniewa Herberta, opublikowany w książce Jacka Trznadla "Hańba domowa" - zbiorze wywiadów z polskimi pisarzami na temat postaw twórców w okresie stalinizmu. Wywiadu tego udzielił Herbert Trznadlowi w Laskach 9 lipca 1985 roku. W rozmowie pierwotnie opublikowanej w "Kulturze Niezależnej" Herbert miał powiedzieć wszystko to, czego do tej pory nie mówił. Poeta poddał zdecydowanej krytyce tych, którzy bez skrupułów korzystali z przywilejów, jakie PRL-owska władza zapewniała sprzyjającym jej literatom. Ikoniczny wydaje się tu chocby spór Herbert-Miłosz. Literatura na temat tego sporu jest ogromna. W tym miejscu wspomnijmy jedynie, że Miłosz, który często prowokował, pozostawał także w świadomości Herberta jako ten, któremu artystycznie wiele zawdzięcza.
Przemiany rozpoczęte w roku 1989 zastają Herberta w Paryżu. "Zawsze wyobrażałem sobie, że jeśli się dowiem, że Polska jest nareszcie rzeczywiście niepodległa, to pierwsza rzecz, którą zrobię, to wybiegnę na ulicę i jeśli by to było w Paryżu to będę krzyczał +Vive la Pologne+, będę całował przypadkowo napotkane osoby i będę się zachowywał w sposób nieodpowiedzialny – śmieje się Herbert w filmie "Obywatel poeta". - Aliści ogarnął mnie jakiś smutek, melancholia i dyskomfort. Ponieważ ja lubię i w pisaniu i w działaniu, rzeczy które mają swój początek, środek i koniec. Otóż ja nie wiem, co można uważać za początek nowej Polski. Moja teza jest następująca, w Polsce panuje neokomunizm. Nieodwołuje się on od ideologii, ale stara się on – dobrze mu to wychodzi – dobrze się urządzić z kapitalizmem. Powiada, do diabła z Karolem Marksem i Engelsem, władza to pieniądz, pieniądz to banki, opanujmy banki, opanujmy struktury gospodarcze, w każdym razie kontrolumy je, wtedy będziemy rządzili"– oceniał Herbert w filmie Jerzego Zaleskiego.
Na początku lat 90. zarzucił środowisku "Gazety Wyborczej" torpedowanie działań zmierzających do przeprowadzenia dekomunizacji i lustracji w Polsce oraz sprzyjanie postkomunistom. W listopadzie 1994 r. Herbert udzielił "Tygodnikowi Solidarność" wywiadu, w którym zaostrzył oskarżenia z "Hańby domowej":
"Za to zatarcie różnic (między PRL-em a III RP) odpowiedzialne są nie tylko nowe elity, ale te dawno utworzone. Ich hierarchia utrzymuje się do dziś. Są to elity zawodowe, nawet po śmierci: elity trupów" – mówił poeta. Wywiad doprowadził do olbrzymiego ostracyzmu, jaki dotknął Herberta ze strony opiniotwórczych środowisk połowy lat 90. w Polsce. "Nie spodziewałem się, że odium, które na niego spadło z powodu deklaracji politycznych, będzie tak duże – wspomina Antoni Libera. - To było robione w rękawiczkach, bo jednak liczono się znim, ale jego nazwisko było wyraźnie wyciszane, pod pozorem, że poeta jest chory, nietwórczy, że jego gwiazda minęła. Nie mówiąc już o mocniejszych sformułowaniach, których nie wyrażano publicznie: że Herbert zwariował, że jego poglądy są nie do przyjęcia".
Zdzisław Najder, uważa, że choroba poety rzeczywiście w przykry sposób wpływała na zmianę, ale bardziej sposobu i ekspresji niż poglądów poety: "Zbyszek miał od początku, gdy go poznałem, taki prawicowy zgryz. Nasz pierwszy spór ideowy dotyczył Piłsudskiego, do którego Zbyszek wtedy był bardzo krytycznie nastawiony. (...) Jemu się podobał twardy antykomunizm, a w moim odczuciu był on taką drogą na skróty. Potępiamy to całe komunistyczne gówno, ale jak się temu przyjrzeć, to nie było takie jasne, co się potępia. Nawet w Polsce był to system oparty na fałszu, ale był to także system, w którym ludzie czytali o wiele więcej książek niż przedtem i potem (...) i najgorsze komuchy starały się wokół tej kultury skakać, podlizać się i przeciągnąć na swoją stronę".
Wbrew oskrażeniom i podupadłemu zdrowiu, w ostatnich latach życia, Herbert nie rezygnował z zaangażowania w bieżące sprawy publiczne. "Nigdy nie wykazywał chęci do bezpośredniego zaangażowania w politykę, ale zawsze polityką się interesował i chciał być obywatelem. Nie chciał być obywatelem PRL, bo nazywał ten kraj Gomułkowem, albo Ubolandem, po 1989 roku natomiast, bardzo chciał być obywatem – wspomina dziennikarz Andrzej Gelberg. - Oprócz tworczości chciał zajmować stanowisko polityczne jako obywatel. Wielu krytykom się to nie podobało, że on schodzi z Parnasu i zajmuje się sprawami doraźnymi" – dodaje.
Herbert w 1994 roku zainicjował zbiórkę pieniędzy na pomoc dla Czeczenii osamotnionej w wojnie z Rosją, a także podpisał list otwarty z poparciem dla nieuznawanego przez Moskwę prezydenta Dżochara Dudajewa. W 1995 roku poeta skierował do prezydenta Lecha Wałęsy list domagający się rehabilitacji płk. Ryszarda Kuklińskiego. Kiedy nie otrzymał odpowiedzi, opublikował tekst jako list otwarty. Jak wspominał politolog, opozycjonista i inicjator wielu akcji mających na celu przywrócenie pamięci Kuklińskiego – Józef Szaniawski, Herbert do końca czekał na odpowiedź, nie otrzymał jej. Doczekał natomiast spotkania z Kuklińskim tuż przed swoją śmiercią w 1998 roku. Wreszcie, co może bardziej zaskakujące, Herbert ogromnie poruszony tragedią irackich Kurdów, pisze list do prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki – George`a Bush`a. List ten nie jest powszechnie znany, zaś jego treść wyrażająca polityczny temperament ale i krytycyzm wobec Stanów Zjednoczonych Ameryki, wydaje się stać w poprzek tradycyjnym przekonaniom polskiej, proamerykańskiej prawicy.
Warto obszernie dokument ten zacytować: "(...) Panie Prezydencie! Od wielu dni świat w osłupieniu śledzi tragedię Kurdów. Środki masowego przekazu nie oszczędzają nam najdrobniejszych szczegółów tej jatki urządzonej przez soldateskę Saddama Husseina. Zginęło już tysiące dzieci, kobiet i starców. Ponosi za to odpowiedzialność, przynajmniej pośrednio, administracja amerykańska, którą Pan kieruje. Agresor wykorzystał Pańską zwycięską ekspedycję karną ,żeby zemścić się na narodzie, domagającym się od stuleci jedynie autonomii. Nie może pan pozwolić, żeby się powtórzył błąd polityki amerykańskiej, która w historii XX wieku tak często nie umiała obronić ani wolności, ani demokracji.
Prezydent F.D Roosevelt doskonale wiedział, jaki był los Żydów w czasie drugiej wojny światowej, ale nie reagował. jego następca opuścił wszystkich swoich sojuszników w Europie Środkowej, którzy w czasie tej wojny walczyli z faszystami i wydał ich na pastwę stalinowskiego zdziczenia, uznającego ich za +nacjonalistów+.
Następnie, w 1951, opuściliście Niemców ze Wschodu, Węgrów - w 1956, Czechów i Słowaków w 1968, Afgańczyków - w 1980 i Bałtów - w 1990. Ma Pan, jak sądzę, wyjątkową okazję historyczną, żeby zerwać z serią poważnych i haniebnych błędów oraz brakiem perspektywy politycznej. Nie pisze do Pana człowiek urażony, lecz pragmatyk.
Należy zorganizować rzeczywistą pomoc dla Kurdów. W tej tragicznej chwili nie potrzebują oni piknika na rzecz wolności. Ani parady samolotów, zrzutów żywności dla ludzi ginących tysiącami. Opinia publiczna, opinia wszystkich ludzi dobrej woli żąda od Pana pojmania Saddama Husseina i postawienia go przed trybunałem międzynarodowym, obiektywnym i sprawiedliwym, pod zarzutem zbrodni zabójstwa, tortur i banicji przeciwko Kurdom.
Wierzę, że jest Pan nie tylko doświadczonym politykiem, lecz człowiekiem, który wie, że rzadko kiedy w historii rozum, serce i współczucie tworzyły jedno, jak teraz. Nie można już zwlekać. W chwili, gdy piszę ten list, umierają ludzie. (...) Zbigniew Herbert".
Ci, którzy będą chcieli przypisać Herbertowi zbyt łatwo współcześnie funkcjonujące polityczne łatki, powinni pamiętać nie tylko o treści tego listu. Zaś Ci, którzy najchętniej zamknęli by poetę w wieży z kości słoniowej, będą mieli kłopot z każdą dekadą życia autora "Raportu z oblężonego miasta", ale i także z czytaniem jego twórczości.
Sam Herbert, stawiał sobie najwyższe standardy zaangażowania ale i niezalezności: "Intelektualista jest po to, żeby myślał sam na własny rachunek, nawet przeciwko wszystkim, za to jest opłacany albo bity, wszystko jedno, to jest jego psi obowiązek klerka. Prawda obowiązuje zawsze".
Jakub Lubelski
Źródło: Muzeum Historii Polski