75 lat temu, w końcu czerwca 1940 roku, w portugalskiej miejscowości Figuiera da Foz zawiązał się polski Komitet ds. uchodźcow, świadczący pomoc obywatelom polskim przebywającym do Portugalii po kapitulacji Francji. Łącznie kraj rządzony przez Antonio Oliveirę de Salazara przyjął 7 tys. polskich cywilów oraz 5,5 tys. żołnierzy i oficerów Wojska Polskiego.
Jak informuje ambasada RP w Lizbonie, z każdym rokiem zwiększa się liczba Polonii Portugalskiej – w 2011 roku w Portugalii zarejestrowanych było prawie 1300 naszych rodaków. Ojczyzna Vasco da Gamy stanowi dziś też częsty kierunek wakacyjny dla turystów znad Wisły. Mimo tego, zapoczątkowany w czerwcu 1940 roku exodus tysięcy obywateli polskich do tego małego europejskiego kraju, jest dziś praktycznie nieznany.
Okno na wolny świat
Los tysięcy polskich uchodźców został przypieczętowany wraz z klęską Francji, która ostatecznie skapitulowała przed Niemcami 25 czerwca 1940 roku. Polacy uciekali na zachód, by - przez Półwysep Iberyjski - dotrzeć do Wielkiej Brytanii lub za Ocean, głównie do USA i Kanady. Portugalia, ówczesne "okno na wolny świat" miała być w tej drodze jedynie krótkim przystankiem. Dla niektórych okazała się drugą ojczyzną.
Najdalej wysunięty na zachód kraj Europy, podobnie jak sąsiednia Hiszpania, podkreślał w czasie wojny swoją neutralność. Co więcej, choć Portugalii groziła niemiecka agresja, odegrała ona w czasie wojny sporą rolę. Między innymi udostępniała aliantom bazy lotnicze i marynarki wojennej - mieściły się na Azorach, archipelagu wysp na Atlantyku. W Lizbonie działał Międzynarodowy Czerwony Krzyż, który dostarczał pomoc humanitarną jeńcom wojennym.
W Lizbonie zamieszkał m.in. Stanisław Schimitzek, który w sierpniu 1940 roku stanął na czele Komitetu Pomocy Uchodźcom Polskim w Portugalii. Instytucja zajmowała się organizacją pomocy dla polskich uchodźców, załatwianiem spraw formalno-prawnych, finansowaniem (główny ciężar finansowania ponosił jednak emigracyjny Rząd RP) itp.
Przede wszystkim jednak Portugalia otworzyła swe granice dla europejskich, w tym także polskich, uchodźców. Rodzime władze na emigracji - w tym czasie Rząd RP na Uchodźstwie, z gen. Władysławem Sikorskim na czele, zaczynał właśnie działalność w Wielkiej Brytanii - niezwłocznie rozpoczęły załatwianie niezbędnych formalności związanych z pobytem Polaków na obcej ziemi. Portugalczycy życzliwie przyjęli przybyszów, choć tysiące uchodźcow stanowiły dla nich problem - głównie od strony prawnej.
Na obcej ziemi
Uchodźcom odebrano paszporty (w zamian dawno je nowe dokumenty tożsamości) i osadzono w specjalnych ośrodkach rozsianych po całym państwie, bez prawa pobytu w Lizbonie. Przebywali m.in. w miejscowościach: Figueira da Foz, Anadia, Caldas de Rainha, Curia, a także w Porto. W międzyczasie prowadzono rejestrację polskich uchodźców. Część z nich obawiała się jednak, że spis będzie prowadzony na potrzeby armii i starała się unikać ewidencji.
Najwięcej trudności dotyczyło wjazdu na terytorium portugalskie polskich obywateli żydowskiego pochodzenia - Portugalczycy odmawiali im przyznania wiz pobytowych, przez co tworzyły się zatory graniczne. Z czasem udało się je rozładować, ale do tej pory znacznie utrudniły one napływ kolejnych grup uchodźców.
Początkowo Lizbona zgodziła się na przyjęcie ok. tysiąca polskich obywateli - pod warunkiem, że w najszybszym możliwym terminie zostaną ewakuowani. W praktyce możliwość szybkiego wyjazdu wszystkich uchodźców była ograniczona do minimum; w międzyczasie do Portugalii napływali kolejni Polacy.
Portugalczycy przystali też na propozycję wyznaczenia tzw. mężów zaufania, którzy mieli pośredniczyć między odpowiednią komórką władz centralnych a reprezentantami przybyłej ludności polskiej. Osoby te miały otrzymać natychmiast krótkoterminowe przepustki, umożliwiające pobyt w portugalskiej stolicy. Aby cel ten osiągnąć, konieczna była zgoda miejscowej Dyrekcji Policji Międzynarodowej.
W drodze mediacji udało się wyjednać zgodę rządzących na tymczasowy pobyt w Lizbonie przynajmniej dla części uchodźców. Inni - głównie dyplomaci - otrzymali bezterminowe wizy. Z czasem dźwięk polskiego języka na ulicach portugalskich miast, a także widok Polaków przesiadujących w popularnych lizbońskich kawiarniach, już nikogo nie dziwiły.
Komitet Pomocy Uchodźcom Polskim
W Lizbonie zamieszkał m.in. Stanisław Schimitzek, który w sierpniu 1940 roku stanął na czele utworzonego w portugalskiej stolicy Komitetu Pomocy Uchodźcom Polskim w Portugalii. Wcześniej działał na rzecz rodaków w Figueirze; stał na czele Komitetu ds. uchodźców, był też deegatem Rządu RP ds. opieki społecznej.
Komitet Pomocy Uchodźcom Polskim w Portugalii przeprowadził też zakrojoną na szeroką skalę akcję przesyłania paczek żywnościowych i odzieżowych do okupowanego kraju. Otrzymanie przesyłki z kawą, kakao, owocami lub sardynkami w puszkach przynajmniej chwilowo mogło sprawić, że Polacy zapominali o koszmarze życia w niewoli.
W czasie jednej z rozmów z posłem Karolem Dubicz-Pentherem, Schimitzek dowiedział się, że Naczelny Wódz zgodził się na spełnienie warunków strony portugalskiej. Jak podkreślono, polscy uchodźcy mieli być utrzymywani przed polski rząd, a pobyt w Portugalii określono jako tymczasowy – celem była emigracja dalej na zachód lub na północ.
Polski dyplomata pisze w pamiętniku ("Wspomnienia portugalskie 1939-1945") m.in. o problemach z załatwieniem dokumentów dla Polaków; opieszałości portugalskich władz, braku zgody wśród pracowników Poselstwa Polskiego w Lizbonie i działaczy tamtejszej Delegatury emigracyjnego Ministerstwa Opieki Społecznej (od 1941 roku - Pracy i Opieki Społecznej).
"Cel, który nam przyświeca, można osiągnąć jedynie przez ułatwianie i popieranie wyjazdów indywidualnych włącznie z pokryciem, w razem potrzeby, ich kosztów, przy jednoczesnych zabiegach o zbiorową ewakuację tych obywateli polskich, dla których indywidualny wyjazd okazałby się z jakichkolwiek względów niemożliwy. Z planem takim wiąże się konieczność dysponowania środkami nie tylko na bieżące zasiłki, lecz również na koszty indywidualnych wyjazdów uchodźców nie posiadających pieniędzy na opłacenie drogich biletów okrętowych" - pisał Schimitzek. Musiał mieć na uwadze także fakt, że nie każdy kraj jednak chętnie godził się na przyjęcie "obcych" na swojej ziemi.
W Komitecie, oprócz Schimitzka, działali m.in.: ks. Edmund Wołkowski, Władysław Korsak, Krystyn Ostrowski, ppłk Jan Kowalewski i Tadeusz Katelbach.
Pomoc dla okupowanego kraju
Instytucja zajmowała się organizacją pomocy dla polskich uchodźców, załatwianiem spraw formalno-prawnych, finansowaniem (główny ciężar finansowania ponosił jednak emigracyjny Rząd RP) itp. Przeprowadziła też zakrojoną na szeroką skalę akcję przesyłania paczek żywnościowych i odzieżowych do okupowanego kraju. Otrzymanie przesyłki z kawą, kakao, owocami lub sardynkami w puszkach przynajmniej chwilowo mogło sprawić, że Polacy zapominali o koszmarze życia w niewoli.
"Ogromnie tęsknimy za krajem. Co chwila wracamy do wspomnień i rozmów o Polsce. Najbanalniejsze przeżycia związane z krajem są tematem opowiadań bez końca. Ulubioną rozrywką jest przypominanie sobie ulic warszawskich, domów i opisywanie na wyścigi, co w jakiej kamienicy się mieściło, jakie były tam sklepy…" - wspominał polski dyplomata.
Oprócz lizbońskiego Komitetu w portugalskiej stolicy funkcjonowaly także inne organizacje i instytucje, które udzielały wsparcia polskim uchodźcom, m.in. Delegatura Polskiego Czerwonego Krzyża oraz Delegatura na Europę Rady Polonii Amerykańskiej. Działało też wspomniane wcześniej Poselstwo Polskie, w którym powstał nawet specjalny referat paszportowy, w celu przyśpieszenia prac nad wydawaniem dokumentów tożsamości.
Choć Niemcy domagali się zamknięcia placówki (oprotestowali też otwarcie granicy dla Polaków - co, w warunkach realnej groźby niemieckiej napaści na Portugalię, było szczególnie niebezpieczne), władze portugalskie zezwoliły na jej dalszą działalność. Co więcej, zwiększono liczebność polskiego personelu dyplomatycznego w Lizbonie, gdzie powołano przedstawicielstwa wszystkich resortów emigracyjnego Rządu RP.
Centrum polskiego wywiadu
W czasie wojny Portugalia była miejscem o strategicznie ważnym znaczeniu; to tam krzyżowaly się ważne linie komunikacyjne. Świat spoglądał na kraniec Europy także z innego powodu - odbywała się tam swoista rywalizacja wywiadów. W ojczyźnie Vasco da Gamy funkcjonowała jedna z najważniejszych komórek polskiego wywiadu. Szczególną aktywność przejawiał ppłk Kowalewski, znakomity kryptolog, bohater wojny polsko-bolszewickiej.
Przy sporym udziale ppłk. Kowalewskiego, a także polskich dyplomatów, w Portugalii (m.in. miasteczku Estoril pod Lizboną) prowadzono tajne negocjacje dotyczące przyłączenia do obozu aliantów Rumunii, Węgier i Włoch. Rozmowy były częścią operacji "Trójnóg", w którą zaangażowały się polskie władze emigracyjne. Polski oficer otrzymał specjalne upoważnienie od Rządu RP w Londynie do prowadzenia wspomnianych rozmów. Te jednak, wskutek postanowień konferencji w Casablance i Teheranie z 1943 roku nie doszły do skutku. Zgodnie z nimi, państwa Osi miały zostać zmuszone do bezwarunkowej kapitulacji.
***
W biegiem czasu idea szybkiej, jednorazowej ewakuacji uchodźców z Portugali straciła jednak rację bytu. Polscy cywile wyjeżdżali więc z tego słonecznego kraju stopniowo - m.in. do Ameryki Północnej i Południowej oraz Afryki. Z kolei wojskowi - zgodnie z rozkazem Naczelnego Wodza - zostali przerzuceni do Wielkiej Brytanii. Niektórze spośród uchodźców na stałe osiedlili się w kraju na krańcu Europy, w którym w 1940 roku znaleźli wytchnienie.
Podczas II wojny światowej w Portugalii przebywało wielu znanych Polaków - wybitnych osobistości życia politycznego, wojskowego, a także kulturalnego. Byli wśród nich m.in. generałowie Józef Haller i Władysław Anders, Ignacy Jan Paderewski, Szmul Zygielbojm oraz aktorka Irena Eichlerówna.
Waldemar Kowalski
ls