W środę minie 55 lat od katastrofy lotniczej pod Monachium, w której zginęli piłkarze i działacze angielskiego klubu Manchester United. Śmierć poniosły 23 osoby, w tym ośmiu zawodników. 6 lutego 1958 roku 38 piłkarzy, członków sztabu tego klubu oraz dziennikarzy wracało z Belgradu z ćwierćfinałowego meczu Pucharu Europy przeciwko Crvenej Zvezdzie. Spotkanie zakończyło się wynikiem 3:3, który dawał Manchesterowi United awans do półfinału tych rozgrywek.
W drodze na Wyspy samolot musiał zatrzymać się niedaleko Monachium w celu uzupełnienia paliwa. Pomimo niekorzystnych warunków pogodowych i zaśnieżonego pasa startowego, załoga dwukrotnie próbowała wystartować, ale pojawiały się problemy natury technicznej związane z niewłaściwym ciśnieniem paliwa w silnikach.
Te kłopoty nasiliły się przy trzeciej próbie wzbicia maszyny w powietrze, która zakończyła się fiaskiem i samolot wpadł w poślizg na pokrytej błotem nawierzchni. Maszyna przełamała ogrodzenie lotniska i runęła na pobliski dom mieszkalny.
Gdy cały kraj pogrążony były w żałobie, "Busby Babes", jak wówczas nazywano piłkarzy United, niespodziewanie odnosili sukcesy sportowe. W maju, trzy miesiące po tragedii, dotarli do finału Pucharu Anglii, a sezon ligowy 1958/59 zakończyli na drugim miejscu w tabeli.
W wypadku życie straciło siedmiu piłkarzy: Geoff Bent, Roger Byrne, Eddie Colman, Mark Jones, David Pegg, Tommy Taylor i Liam "Billy" Whelan. Po kilkunastu dniach w szpitalu zmarł także kolejny zawodnik Duncan Edwards.
Ocalało kilkanaście osób, w tym nieżyjący już trener Matt Busby, a także słynny piłkarz, mistrz świata z 1966 roku sir Robert "Bobby" Charlton.
"Byłem wstrząśnięty tym, co się stało. Aż do następnego ranka nie wiedziałem właściwie, kto zginął" - wspominał tragedię były reprezentant Anglii.
Charlton doznał tylko lekkich obrażeń głowy i jako pierwszy opuścił szpital. "To była wielka tragedia. Moim obowiązkiem jest opowiadać o niej, by pamiętano o zmarłych" - powiedział jeden z najbardziej rozpoznawalnych ludzi w Manchesterze przy okazji 50. rocznicy wydarzeń spod Monachium.
Gdy cały kraj pogrążony były w żałobie, "Busby Babes", jak wówczas nazywano piłkarzy United, niespodziewanie odnosili sukcesy sportowe. W maju, trzy miesiące po tragedii, dotarli do finału Pucharu Anglii, a sezon ligowy 1958/59 zakończyli na drugim miejscu w tabeli.
Upłynęło 10 lat zanim Bobby Charlton podniósł do góry Puchar Europy na londyńskim Wembley. W maju 1968 roku MU wygrał finałowy mecz z Benficą Lizbona 4:1, a sam kapitan zdobył dwie bramki. Potraktował to jak hołd złożony kolegom, którym nie było dane grać w finale europejskich rozgrywek pucharowych.
W drodze do finału podopieczni Busby'ego wyeliminowali piłkarzy Górnika Zabrze, choć w rewanżu to polska drużyna wygrała 1:0 po bramce Włodzimierza Lubańskiego. W pierwszym ćwierćfinałowym spotkaniu w Anglii było jednak 2:0 dla gospodarzy, a na listę strzelców wpisali się George Best i Brian Kidd.
Obecnie United jest najbardziej utytułowaną drużyną na Wyspach. Mistrzostwo ligi wywalczyli 19 razy, 11-krotnie wznosili Puchar Anglii, a w 1968, 1999 i 2008 roku zdobyli najważniejsze trofeum europejskie. (PAP)
mm/ pc/ cegl/