Jeszcze miesiąc temu wydawało się, że losy egzaminu z języka polskiego na brytyjskiej maturze są przesądzone. Dzięki Polonii kwestia ta stała się jednak przedmiotem publicznej debaty, a w obronie języka polskiego wystąpili laburzyści i torysi.
Jako pierwsza w obronie wycofywanych z egzaminu A-level (brytyjski odpowiednik polskiej matury) kilku języków obcych (m.in. polskiego, tureckiego i portugalskiego) stanęła Partia Pracy, powszechnie uważana za siłę polityczną bardziej przyjazną imigracji niż rządzący konserwatyści. Minister edukacji w gabinecie cieni Tristram Hunt zadeklarował, że w przypadku zwycięstwa w majowych wyborach parlamentarnych Partia Pracy doprowadzi do przywrócenia przedmiotów wycofanych z egzaminu maturalnego.
W ślad za labourzystami, choć z pewnym opóźnieniem, poszli torysi. Obecna minister edukacji Nicky Morgan wystąpiła z jednoznaczną sugestią cofnięcia decyzji ws. egzaminów z języków obcych na maturze. Formalnie rząd nie ma narzędzi do przeforsowania swojej woli w tym względzie, gdyż gremia egzaminacyjne są prywatnymi instytucjami działającymi na zasadach komercyjnych i świadczącymi usługi egzaminacyjne na mocy kontraktów. Jednak w razie zignorowania rządowych wytycznych w skrajnym przypadku gremiom egzaminacyjnym mogłaby grozić utrata rządowego kontraktu.
Morgan zapewniła, że nowy rząd konserwatystów doprowadzi do cofnięcia decyzji dotyczącej języków obcych na maturze.
Zapowiedzi obu największych partii politycznych są ukoronowaniem dwumiesięcznej akcji w obronie egzaminu z języka polskiego. Tuż po otrzymaniu oficjalnego uzasadnienia decyzji AQA Macierz ruszyła ze zbieraniem podpisów pod petycją o jej anulowanie. Można ją było podpisać zarówno w internecie, jak i w tradycyjnej formie w polskich ośrodkach kulturalnych, kościołach, a nawet sklepach w całej Wielkiej Brytanii.
Choć obecny rząd odcina się od odpowiedzialności za decyzję gremiów egzaminacyjnych, to bezpośrednią przyczyną całego zamieszania jest właśnie forsowana przez konserwatystów reforma brytyjskiego systemu edukacyjnego. Jednym z jej elementów są zmiany w sposobie przeprowadzania egzaminów z języków obcych. Obecnie obejmują one jedynie część pisemną oraz czytanie. Od 2018 roku mają być one jednak rozszerzone o część ustną oraz rozumienie ze słuchu.
Zdaniem gremiów egzaminacyjnych spowoduje to istotny wzrost kosztów i stąd decyzja o wycofaniu mniej popularnych ich zdaniem języków. Dodatkowym argumentem miały być też problemy ze znalezieniem i opłaceniem wystarczającej liczby egzaminatorów. Z tymi argumentami nie zgadza się od początku Polska Macierz Szkolna, instytucja promująca polską edukację w Wielkiej Brytanii.
„W moim przekonaniu potrzeba tylko nieco dobrej woli. Wystarczy bowiem by AQA (instytucja odpowiedzialna za egzamin z języka polskiego) kierowała do nas szkoły, w których uczniowie chcą zdawać egzamin z języka polskiego. Możemy wówczas wskazać im najbliższą polską szkołę, w której pracują nauczyciele odpowiednio wykwalifikowani do przeprowadzenia egzaminu” - mówiła PAP prezes Macierzy Aleksandra Podhorodecka.
Polemizuje ona również z argumentem o małej popularności języka polskiego na egzaminie A-level. „Jest on przeprowadzany już od lat 50. XX wieku. Jeszcze dziesięć lat temu rocznie podchodziło do niego co najwyżej kilkadziesiąt osób. Teraz ta liczba wzrosła do tysiąca i będzie nadal rosnąć, o czym świadczy liczba dzieci zdających język polski na egzaminie GCSE (odpowiednik polskiego egzaminu gimnazjalnego), która obecnie sięga 5 tys. rocznie” - argumentowała Podhorodecka.
Zapowiedzi obu największych partii politycznych są ukoronowaniem dwumiesięcznej akcji w obronie egzaminu z języka polskiego. Tuż po otrzymaniu oficjalnego uzasadnienia decyzji AQA Macierz ruszyła ze zbieraniem podpisów pod petycją o jej anulowanie. Można ją było podpisać zarówno w internecie, jak i w tradycyjnej formie w polskich ośrodkach kulturalnych, kościołach, a nawet sklepach w całej Wielkiej Brytanii.
„W internecie udało nam się zebrać prawie 15 tys. podpisów. Petycje papierowe wciąż do nas spływają i trwa weryfikacja podpisów. Szacujemy jednak, że w tej formie udało nam się zebrać przynajmniej kolejne 15 tys. podpisów” - powiedziała PAP Aleksandra Podhorodecka.
Na tym jednak pomysły Macierzy się nie skończyły. Organizacja ta zaapelowała także do mieszkających na Wyspach Polaków o wysyłanie listów w tej sprawie do swoich lokalnych parlamentarzystów oraz kandydatów startujących w majowych wyborach. Wydaje się, że to właśnie ten element akcji mógł zaowocować zwróceniem uwagi na problem przez polityków.
Pierwszym sygnałem, że politycy poważnie traktują sprawę, było zwołanie pod koniec marca debaty na ten temat w Izbie Gmin. Podczas tej debaty parlamentarzyści, zarówno z Partii Pracy, jak i Partii Konserwatywnej, nie zostawili suchej nitki na gremiach egzaminacyjnych za decyzję o usunięciu egzaminów z języków obcych. Podkreślali, że krok taki będzie miał poważne konsekwencje, nie tylko społeczne, ale także gospodarcze. Z badań wynika bowiem, że bardzo wiele brytyjskich firm eksportujących swe wyroby cierpi na chroniczny niedobór pracowników biegle władających językami obcymi, co utrudnia pozyskiwanie nowych kontraktów.
Od początku w obronie języka polskiego na brytyjskiej maturze stanęły polskie władze. Już na początku marca pismo w tej sprawie do minister edukacji W. Brytanii wystosował ambasador RP w Londynie Witold Sobków. 24 marca list do swojej brytyjskiej odpowiedniczki wysłała również minister edukacji Joanna Kluzik-Rostkowska. Poprosiła w nim o dokonanie przeglądu planowanej reformy i rozważenie zachowania możliwości zdawania języka polskiego na maturze.
Prezes Macierzy jest jednak zdania, że gdyby nie mobilizacja Polonii, sprawa nie zyskałaby tak szerokiego rozgłosu. „Jestem przekonana, że gdyby nie aktywność Polonii, decyzja o wycofaniu (języków obcych) z egzaminu przeszłaby bez większego echa, a szansa na jej odwrócenie byłaby minimalna” – powiedziała PAP Podhorodecka.
Podkreśliła też, że na tym rola Polskiej Macierzy Szkolnej się nie kończy. „Póki co nie mamy żadnych konkretnych decyzji, a jedynie obietnice przedwyborcze. Poczekajmy więc do wyborów i utworzenia nowego rządu” - powiedziała.
Wybory parlamentarne w Wielkiej Brytanii odbędą się 7 maja. W sondażach od dłuższego czasu obie główne partie wypadają niemal tak samo, więc o zwycięstwie może przesądzić niewielka liczba głosów. Być może stąd pomocna dłoń wyciągnięta w sprawie egzaminu do brytyjskiej Polonii.
z Londynu Marcin Szczepański (PAP)
mas/ az/ kar/