Wprowadzenie podatku VAT na książki, brak windujących sprzedaż bestsellerów - to spowodowało, że zeszły rok był dla rynku książki wyjątkowo ciężki. Wstępne szacunki Biblioteki Analiz mówią o 8-procentowym spadku przychodów wydawców, w złej kondycji są też księgarnie. Dane Biblioteki Analiz - największego polskiego portalu branżowego o książce - mówią o 8-procentowym spadku przychodów wydawców w zeszłym roku, mimo że średnia cena książki wzrosła o 12 proc. - do 38,40 zł.
"To są dopiero bardzo wstępne szacunki. Biblioteka Analiz zbiera dane, opierając się na informacjach przesyłanych przez wydawców w ramach dorocznych ankiet na początku każdego roku. Ankietowanych jest około 200 wydawców z grupy decydującej o wielkości polskiego rynku, a wyniki ekstrapolowane są na pozostałe firmy. Zbieranie ankiet od wydawców jeszcze trwa, dokładne dane zostaną opublikowane w maju. Może sie okazać, że spadek przychodów wydawców nie okaże się ostatecznie aż tak dramatyczny i wyniesie mniej niż 8 proc., na ile go obecnie szacujemy, ale jakiś spadek na pewno był. Mamy sygnały od kilku dużych wydawców, że osiągnęli poziom sprzedaży z 2010 r., lub nieco go nawet przekroczyli, od innych dużych wydawców są natomiast informacje o stratach. Na pewno nie można mówić, że miniony rok był dla rynku wydawniczego udany" - ocenił obserwator rynku książki, redaktor naczelny miesięcznika "Magazyn Literacki Książki" Piotr Dobrołęcki w rozmowie z PAP.
Od początku lat 90. na polskim rynku książki tendencja była wzrostowa. "Polska zadziwiała w skali Europy dynamiką wzrostu rynku. Te wartości były wprost niewiarygodne, bo z 250 mln zł (ceny nominalne) na początku lat 90., w 2008 roku uzyskaliśmy ponad 2,5 mld zł wartości rynku, czyli w tym czasie odnotowaliśmy co najmniej 10-krotny wzrost. W ciągu ostatnich trzech lat mamy natomiast stagnację, którą w różny sposób się interpretuje. Można szacować, że wartość rynku utrzymuje się na poziomie blisko 3 mld zł" - mówił Dobrołęcki.
Jego zdaniem na złych wynikach w roku 2011 wyraźnie odbiło się wprowadzenie podatku VAT, a zwłaszcza sposób jego wprowadzenie. Wydawcy mogli do 30 kwietnia sprzedawać książki jeszcze zwolnione z VAT, jeśli były wprowadzone do obrotu przed 1 stycznia 2011 r. Spowodowało to na rynku duże zamieszanie, ponieważ długo nie było jednoznacznej interpretacji przepisów przejściowych.
"Okres przejściowy obowiązywania podatku był wyjątkowo pokraczny. W założeniu miał złagodzić skutki wprowadzenia podatku, ale sposób, w jako potraktowali przepisy urzędnicy Ministerstwa Finansów, sprawił, że okres przejściowy raczej pogłębił chaos. Aż do maja trwał okres niepewności, co do interpretacji przepisów przez urzędników, wydawcy przesuwali premiery ważnych tytułów, zmieniali nakłady. Pierwszy kwartał zeszłego roku był dramatycznie słaby, hurtownicy informowali, że liczba tytułów spadła o 20 proc., porównując pierwszy kwartał 2010 i pierwszy kwartał 2011 roku. Wydawcy wstrzymywali się z drukiem wielu tytułów. Dopiero w połowie roku zanotowano lekkie odbicie i takim momentem nadganiania były październik i część listopada. Ale grudzień - tradycyjnie miesiąc żniw w branży książkowej - już nie był taki dobry. Tak wyglądał zeszły rok" - podsumował Dobrołęcki.
Prezes Polskiej Izby Książki Piotr Marciszuk odnosząc się do doświadczeń krajów Europy Zachodniej, postawił w zeszłym roku tezę że tam, gdzie podnosi się podatek VAT na książki, o tyle samo procent spada czytelnictwo.
"Nie mamy aktualnych danych o czytelnictwie, ale jeżeli chodzi o spadek na rynku książki, to prognoza się sprawdziła. Wprowadzenie 5-procentowego podatku VAT okazało się dla polskiego rynku zabójcze, zmniejszyło obroty na rynku książki o conajmniej 5 proc. Podejrzewam, że cała ta operacja wprowadzenia VAT na książki przyniesie Skarbowi Państwa jakieś ułamkowe zyski, ale straty tym spowodowane na rynku książki są nieobliczalne. Nie ma takiego spotkania w środowisku ludzi książki, żeby ktoś nie pomstował na Ministerstwo Finansów" - zaznaczył Dobrołęcki.
Bardzo trudna jest też sytuacja rynku dystrybucji książki, który zdominowany został przez jednego potentata - Empik. "Empik to sieć nowości. Rynek książki ma swoje prawa i specyfikę. Rotacja towaru jest tutaj siłą rzeczy dość powolna - życie książki trwa długo. Dlatego część wydawców ma za złe Emipikowi, że przenosi na rynek książki zwyczaje z handlu jogurtami, z rotacją towaru rodem ze sklepu spożywczego, gdzie towar może się popsuć. Książka bardziej ambitna, naukowa na przykład, ma prawo być na rynku dłużej. Poza tym Empik stosuje bardzo długie okresy płatności wydawcom - przyznaje się do stosowania okresu blisko 200 dni od dostarczenia towaru do zapłaty, chociaż niektórzy wydawcy twierdzą, że nawet i dłużej. Wyobraźmy sobie taką sytuację w innej branży, czekanie tyle czasu na pieniądze za towar. Empik ma dzisiaj dominującą pozycję na rynku, opisywałbym ją nawet jako pozycję drapieżną. Ale zapracowaliśmy na to wszyscy, pozostali uczestnicy rynku po prostu pozwolili na taką dominację. Nie powstała żadna inna sieć, która mogłaby być przeciwwagą dla tak silnego gracza. Na rynku książki powinno być co najmniej trzech równoważnych dystrybutorów, a mamy jednego. Nie pomagaliśmy innym w stworzeniu przeciwwagi i teraz jesteśmy wszyscy w bardzo trudnej sytuacji" - przyznał Dobrołęcki.
Oceniając zeszły rok trzeba wziąć pod uwagę fakt, że nie pojawiły się wielkie bestsellery w rodzaju serii o Harrym Potterze czy książek Dana Browna. "Tylko wydawca, który dysponuje takimi tytułami, może dyskutować z wielkim dystrybutorem, jak Empik. W zeszłym roku sukcesem były na przykład +Marzenia i tajemnice+ Danuty Wałęsowej (250 tys. sprzedanych egzemplarzy) czy wywiad-rzeka z Marią Czubaszek (150 tys. sprzedanych egzemplarzy), ale zabrakło prawdziwego bestsellera na miarę na przykład książek o Janie Pawle II, które w swoim czasie osiągały sprzedaż pół miliona egzemplarzy" - przypomniał Dobrołęcki.
W ostatnim roku z rynku książki zniknęły dwa ważne wydawnictwa, które były własnością Skarbu Państwa. "Wydawnictwa Naukowo-Techniczne i Wiedza Powszechna zostały zlikwidowane na życzenie urzędników Ministerstwa Skarbu Państwa. Upadki spowodowane były ewidentnie błędami właściciela - czyli państwa. Urzędnicy nie mają wiedzy o specyfice rynku książki. Poza tym w ostatnich latach nie widziałem jakichś spektakularnych upadków wśród wydawców ani wśród dystrybutorów, choć nie wykluczam, że w tym roku może to nastąpić. Najbardziej zagrożona obecnie wydaje się być pozycja niezależnych księgarń, które już teraz, zwłaszcza na prowincji, aby jakoś funkcjonować handlują nie tylko materiałami piśmiennymi, co w sumie należy już do tradycji, ale też odzieżą, walizkami, proszkami do prania, reprodukcjami malarstwa czy rajstopami itp.” - zauważył Dobrołęcki. (PAP)
aszw/ hes/