Natura ma większy wpływ na moje malarstwo niż wszyscy mistrzowie - powiedział wybitny współczesny malarz prof. Tadeusz Dominik. Z okazji 60-lecia pracy artysty odbędzie się wystawa jego nowych obrazów w warszawskiej Galerii Grafiki i Plakatu. Wernisaż w sobotę 3 września.
PAP: - Na wystawę z okazji 60-lecia pracy twórczej namalował Pan w ciągu roku 30 nowych obrazów. Czy jest to forma "dziennika", w którym nawiązuje Pan do głównych wątków swego malarstwa, czy zupełnie nowa propozycja. A zatem, czy to jest suma twórczości, czy raczej nowy manifest?
Tadeusz Dominik: - Manifesty są przywilejem młodości. A ja już jestem osiemdziesięciolatkiem, ale nie znaczy to wcale, że przedstawiam jakieś podsumowania czy powtórki. Trafne jest powiedzenie, że artysta przez całe życie maluje jeden obraz. Tak się właśnie czuję. Przecież każda autentyczna twórczość jest rozpoznawalna i kojarzona z konkretnym artystą. Do tego dochodzi się z czasem, naturalnie im prędzej, tym lepiej. Jednak z drugiej strony, jest to proces, który trwa. Trzeba bowiem starać się odrzucać to, co niepotrzebne, zapożyczone, odzyskiwać własne widzenie, krystalizować styl.
Tadeusz Dominik: Jestem człowiekiem natury. Zawsze miałem bliski, osobisty kontakt z naturą. Była ona i jest motorem mojego działania. Natura ma większy wpływ na moje malarstwo niż wszyscy mistrzowie, których podziwiałem w największych muzeach świata.
PAP: - Odrzucać nawet to, co się zawdzięcza własnym mistrzom czy też inspiracje wielkim malarstwem?
Tadeusz Dominik: Byłem uczniem Jana Cybisa, wybitnego malarza, kolorysty i to w czasie, gdy po wojnie w Polsce koloryzm osiągnął swoje apogeum. Podziwiałem profesora, uczyłem się od niego. Był dla mnie absolutnym autorytetem, do tego stopnia, że bałem się nawet w jego obecności odezwać, w pracowni na Akademii najchętniej skrywałem się za sztalugami. A jednak przyszła pora, gdy po studiach zacząłem się wyzwalać. Dwa lata po skończeniu Akademii zaprosiłem Jana Cybisa do mojej pracowni i pokazałem mu obrazy. Cybis powiedział "Nie rozumiem ich, ale wierzę w twój talent". I tak poszedłem własną drogą.
PAP: - Jakie drogowskazy były na niej najważniejsze?
Tadeusz Dominik: - Urodziłem się na wsi. Jestem człowiekiem natury. Zawsze miałem bliski, osobisty kontakt z naturą. Była ona i jest motorem mojego działania. Natura ma większy wpływ na moje malarstwo niż wszyscy mistrzowie, których podziwiałem w największych muzeach świata. Im jestem dojrzalszy, bardziej doświadczony, tym bliższa jest mi natura jako źródło inspiracji z jednej strony, choć z drugiej to sprawa instynktu czy intuicji, które kierują mnie ku naturze.
PAP: - Jest to w pańskim malarstwie przekaz tak mocny, że wydaje się oczywiste, iż widoczne na płótnie koła to korony drzew, a linie przecinające horyzont to lasy, zagony pól, łąki. Ale przecież wciąż jest to malarstwo abstrakcyjne.
Tadeusz Dominik: - Cały świat rzeczywisty jest przefiltrowany przez wyobraźnię. Dla mnie moje obrazy, i te najnowsze również, to są przede wszystkim pejzaże. W nich wyrażam swoje doświadczenie, zmysłowe widzenie świata, to, czego w życiu doznałem.
PAP: - "Świat Dominika to ogniste słoneczne koła, kwiaty, patyki w płocie, dzbany, bochny chleba, trawa" - tak pisał o pańskich obrazach Zbigniew Herbert. Jest Pan malarzem, o którym piszą poeci, a czy Pan lubi poezję?
Tadeusz Dominik: - Bardzo. Chętnie zawsze czytam wiersze Herberta. Bardzo lubiliśmy się z Herbertem. Zaprzyjaźniliśmy się. Stało się podczas wyjazdu na festiwal "Due Mondi" we włoskim Spoleto. Pojechaliśmy tam we trójkę: Zbyszek Herbert, Jarek Abramow-Newerly i ja. Miałem okazję poznać tam Luchino Viscontiego, który był inicjatorem festiwalu. Ale prawdę mówiąc, poezja raczej malarsko mnie nie pobudza. Moją wielką inspiracją jest muzyka.
PAP:- Jaki rodzaj muzyki Pan lubi?
Tadeusz Dominik: - Muzykę klasyczną. Uwielbiam arie operowe. Maluję przy muzyce: chwytam za pędzel i poddaję się malarsko-muzycznym żywiołom.
PAP:- Czy w tym żywiołowym procesie tworzenia jest plan, założony z góry cel, czy Pan wie, co namaluje?
Tadeusz Dominik: - To jest właśnie fascynujące w malarstwie, że do końca nie wiadomo, co powstanie, ponieważ w trakcie pracy obraz delikatnie wyzwala się spod wpływu artysty. Na początku jest pewna idea, ale w czasie malowanie przychodzi - przepraszam za wielkie słowo - olśnienie i obraz się zmienia, w cudowny sposób sam się tworzy.
PAP:- Pańskie obrazy kipią kolorami, kształtami, fakturą. Jak ująć pewną melancholię egzystencji w rozwibrowanym kolorze?
Tadeusz Dominik: - Taki jest też paradoks życia, które jest piękne, kuszące, ale ma nieuchronny smutny finał.
PAP: - Co jest najważniejsze dla artysty: wyrazić siebie, wykrystalizować swój styl, estetykę czy wzruszyć odbiorcę?
Tadeusz Dominik: - Wrażenie i wzruszenie odbiorcy jest najważniejsze. Prawdziwy odbiorca sztuki, podobnie zresztą jak prawdziwy artysta, należy do rzadkości. Ale bywa, że te dwie wrażliwości się spotkają. Zdarzyło się, że moje obrazy kupił amerykański aktor Christopher Lambert dla francuskiej aktorki Sophie Marceau. Otóż sfotografowała ona te prace u siebie w domu i przysłała mi ich zdjęcie opatrzone podziękowaniem za to, że obrazy "wnoszą do jej domu tyle ciepła i radości". Pieniądze za te płótna dawno się rozeszły, ale ja wciąż mam przyjemność, gdy odczytuję jej słowa.
Rozmawiała Anna Bernat
abe/ abr/