Rola powstań śląskich jest marginalizowana, choć powinny być ważnym elementem budowy regionalnej tożsamości i wiedzy o Śląsku – uważa specjalizujący się w dziejach regionu historyk z Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach prof. Zygmunt Woźniczka.
W latach 1919-1921 ważyła się sprawa przynależności państwowej Górnego Śląska, należącego wcześniej do państwa niemieckiego. Walka o wpływy narodowe poskutkowała m.in. trzema powstaniami śląskimi, które miały miejsce kolejno w 1919, 1920 i 1921 r. O roli powstań i dyktatora zwycięskiego III powstania Wojciecha Korfantego, a także potrzebie większej promocji zrywów, które znacząco wpłynęły na kształt granic II Rzeczypospolitej prof. Woźniczka mówi w rozmowie z PAP.
PAP: III Powstanie Śląskie, którego 90. rocznicę właśnie obchodzimy, to jedno z niewielu udanych polskich powstań. Czy współcześnie wiedza na ten temat jest, zdaniem pana profesora, wystarczająca?
Prof. Uniwersytetu Śląskiego Zygmunt Woźniczka: Moim zdaniem, powstania śląskie są niedoceniane. Należy je bardziej akcentować. To był ewenement, że Śląsk po kilkuset latach do Polski wrócił i chciał w tej Polsce być. Nie było tak, jak to niektórzy dzisiaj mówią, że Ślązacy nie wiedzieli, o co chodzi, siedzieli sobie tutaj, gadali śląską godką, pili piwo i chodzili na grubę (kopalnię – PAP), a potem przyjechali Polacy, wzięli ich za twarz i przeciągnęli do Polski – to nieprawda.
Na Górnym Śląsku w drugiej połowie XIX wieku zaczyna się odrodzenie narodowe i wielu Ślązaków wchodziło w orbitę kultury polskiej lub niemieckiej. Ponadto była duża grupa labilna, o niewykrystalizowanej świadomości narodowej. Państwo pruskie było represyjne, gnębiło Polaków i Ślązaków. Był zakaz działania szkół polskich od 1872 r., co wiązało się z niemiecką polityką Kulturkampfu, czyli mamy proces wynaradawiania, narzucania kultury niemieckiej. Ślązak mógł wejść do elit, jeżeli się wyrzekł polskości. W państwie pruskim Ślązacy byli często traktowani jako obywatele drugiej kategorii, a organizacje polskie dyskryminowane. Wielu miało uzasadnione obawy, że w powojennych Niemczech będzie podobnie. Do tego dochodziła obawa, że będzie trzeba spłacać wielkie reparacje, narzucone przez zwycięskie mocarstwa Niemcom. Stąd narastało ciążenie do nowo powstałego państwa polskiego. Niemcami Ślązacy byli rozczarowani, a Polski nie znali i często ją idealizowali.
PAP: Czy powstania śląskie to była wojna domowa? Lider Ruchu Autonomii Śląska Jerzy Gorzelik był bardzo krytykowany za takie spojrzenie na powstania, zaprezentowane w niedawnym wywiadzie prasowym.
Prof. Woźniczka: Wydaje się, że obie opinie są poprawne, a można dodać i jeszcze jedną, że była to momentami rewolucja społeczna, przede wszystkim I powstanie w sierpniu 1919 r. Trudności z definiowaniem tego, co dokonało się na Górnym Śląsku w latach 1919-1922, wynikają z emocji oraz z tego, że był to przez cale lata i jest nadal najpoważniejszy argument polityczno-historyczny, uzasadniający przynależność tego regionu do Polski. W historiografii niemieckiej się pisze, że to była ukryta agresja polska, podjęta w sposób wiarołomny, po podpisaniu ustaleń traktatowych, które regulowały rozwiązanie konfliktu o Śląsk. Z drugiej strony należy pamiętać, że rząd w Berlinie wysłał na Górny Śląsk dywizje wojska i rozbudowywał organizacje paramilitarne, przede wszystkim tajny Selbstschutz. Także Warszawa budowała tajną Polską Organizację Wojskową (POW). W sumie przybyli z Niemiec i Polski ochotnicy stanowili od kilku do kilkunastu procent walczących.
Z punktu widzenia wielu Ślązaków to była wojna domowa, bo to oni przede wszystkim walczyli po jednej i drugiej stronie. W czasie I wojny często byli w jednym oddziale niemieckiej armii, czy mieszkali wcześniej na jednym podwórku, a teraz jeden był za Polską, drugi za Niemcami. Podziały biegły nawet wewnątrz rodzin.
Z polskiego punktu widzenia były to powstania narodowe. W polskiej historiografii wszędzie używamy takiego terminu. Przed wojną sanacja śląska odwoływała się do tradycji powstań śląskich, szukając w nich inspiracji do dalszej walki z wpływami niemieckimi w tym regionie. Po wojnie tradycje powstań śląskich przejęli komuniści, widząc w nich elementy rewolucji społecznej oraz podtrzymując ich antyniemiecki charakter.
Należy jednak przypomnieć, że I powstanie z sierpnia 1919 było samorzutną reakcją niektórych organizacji POW na terror niemiecki m.in. w Mysłowicach. W tym żywiołowym wystąpieniu brak było w zasadzie programu politycznego i sprawnego dowództwa. II powstanie w sierpniu 1920 roku było dobrze zaplanowaną i przeprowadzoną demonstracją wojskową. Zniszczono część niemieckich bojówek i wymuszono powołanie dwunarodowej policji plebiscytowej. Natomiast III powstanie, które wybuchło w nocy z 2 na 3 maja 1921 roku, było próbą podważenia niekorzystnych dla nas wyników plebiscytu. Tutaj wyraźnie, tak jak w innych narodowych powstaniach polskich, mamy do czynienia z takimi elementami, jak długie przygotowania prowadzone w konspiracji, wybuch walk i okres polskiej ofensywy, oraz wygaszanie walk i zakończenie. Podobnie jak w innych powstaniach zajęto duży obszar, tworzono administrację i strukturę polską, są liczne zdyscyplinowane oddziały wojskowe, duże bitwy.
Ponadto przejmowanie tradycji powstańczej – wielu powstańców miało polskie pseudonimy, nawiązujące do tradycji romantycznej. Także samo określenie przywódcy - terminem dyktator. Dyktatorami byli przywódcy powstania listopadowego i styczniowego. Przechodzenie ludzi – na Śląsku walczyli powstańcy wielkopolscy, żołnierze walczący w wojnie polsko – bolszewickiej. Niektórzy brali później udział w Powstaniu Warszawskim. Zresztą podczas Powstania Warszawskiego wykorzystano doświadczenia powstania śląskiego. Nawiązywał do nich generał brygady Stanisław Rostworowski w swojej pracy: „Polskie doświadczenia powstańcze”. Był legionistą, szefem sztabu w III Powstania Śląskiego, a później członkiem Komendy Głównej AK. Gdzie wcześniej wojsko polskie prowadziło wcześniej konspirację i walkę w miastach? Właśnie na Górnym Śląsku m.in. w walkach o Kędzierzyn, Gogolin.
PAP: Kluczową rolę odegrał w tym okresie Wojciech Korfanty.
Prof. Woźniczka: On był po części trybunem ludowym, trochę jak Lech Wałęsa. Chłopak stąd, z ludu, ale wykształcony. Doskonały mówca. Znał języki i Europę. Wygrał kampanie wyborcze do Reichstagu i Landtagu, wydawał gazety. W wolnej Polsce był dwa razy desygnowany na premiera, był przywódcą chadecji w skali ogólnopolskiej, animatorem powstania Stronnictwa Pracy, opracował w dużej mierze jego program. To był polityk o formacie europejskim, współtwórca II Rzeczypospolitej.
Jak już wspomniałem, pierwsze, spontaniczne powstanie śląskie zostało przegrane. Przeciwnikiem strony polskiej była armia niemiecka, powstańcy nie mieli żadnych szans. Drugie trwało tydzień. Dało efekt, bo doprowadziło do cofnięcia pewnych restrykcji niemieckich. Kluczowe było trzecie powstanie. Korfanty zdawał sobie sprawę, że to obszar wyłączony z polskiej jurysdykcji, celem była walka z niemieckimi bojówkami i demonstracja polskości. Czyli zajmujemy ten obszar, rozbijamy niemieckie bojówki, dochodzimy do tzw. linii Korfantego - maksimum polskich wpływów, tworzymy fakt dokonany i rozmawiamy z Niemcami i aliantami. Nie ruszamy wojsk sojuszniczych. Z militarnego punktu widzenia to zostało zrealizowane w pierwszym okresie. Potem Niemcy ściągnęli oddziały i zaczęły się dalsze walki, często dla powstańców niekorzystne. Właściwie z militarnego punktu widzenia powstanie pozostało nierozstrzygnięte. Góra św. Anny została stracona, groziła nam klęska.
Sytuację uratował Wojciech Korfanty, którego nie doceniamy. Rzadko w historii mamy polityka, przywódcę, który czegoś nie zepsuł. On nie zepsuł. On to powstanie wygrał politycznie. Niemcy odnoszą sukcesy, a on proponuje rozejm. Obiecał francuskim przemysłowcom, że jak Śląsk będzie polski, to oni będą w radach nadzorczych. Niemcy tyle nie obiecali. Interes polski pokrył się z francuskim, a nic tak nie przemawia w polityce, jak pieniądze. W polskiej historii jest często tak, że mamy wielką wiktorię, a kiepski efekt polityczny, przykładem może być wiktoria grunwaldzka czy wiedeńska. Korfanty potrafił z niewielkich zwycięstw militarnych zrobić polityczny sukces, a my się tym nie chwalimy.
PAP: Na ile ustanowiona w 1920 r. autonomia województwa śląskiego przyczyniła się do sukcesu powstań śląskich?
Prof. Woźniczka: To była gra, by przeciągnąć Śląsk do strony polskiej i niemieckiej, bo obie strony proponowały takie rozwiązania. Autonomia Śląska była wyjątkiem w Polsce, nie było innych takich województw. Dla Ślązaków to było bardzo korzystne – dawało korzyści ekonomiczne, polityczne, w dużym stopniu wpływała na stymulację i rozwój Śląska, przyczyniła się do sukcesu powstań. Ślązacy odczuli, że Polska im coś daje. Trzeba też pamiętać, że układ sił – ludnościowy, geopolityczny - był wtedy inny, niż dzisiaj. Potem autonomia była systematycznie ograniczana, przede wszystkim w konstytucji kwietniowej z 1935 r. Została zniesiona przez Niemców w 1939 r.
Jednocześnie trzeba powiedzieć, że w okresie międzywojennym władze polskie prowadziły wobec Śląska politykę kolonialną, a skala drenażu była bardzo duża. Dla odbudowy kraju potrzeba było olbrzymich pieniędzy. Środków w dużej mierze dostarczył Śląsk. To był bogaty region, wręcz potęga gospodarcza, i przemysł warszawski, łódzki, krakowski - o wiele słabszy - obawiał się konkurencji lepszego przemysłu śląskiego. Jednocześnie nie było elit śląskich, bowiem Niemcy do 1918 r. nie pozwalali na ich powstanie. Tworzono je z trudem w wolnej Polsce. Po powstaniach wygoniono elity niemieckie, a pojawiły się elity krakowskie, warszawskie. To przyczyniło się do wytworzenia poczucia śląskiej krzywdy. Mówiono często z przekąsem: „Po co były te powstania, wygoniliśmy panów berlińsko - wrocławskich, a przyjechali warszawsko - krakowscy”.
Przyłączenie Śląska do Polski w dużym stopniu wpłynęło na rozwój gospodarczy całego państwa. Śląsk niejako ukierunkował rozwój Polski w kierunku kraju nowoczesnego, przemysłowego. Można postawić tezę, że bez Śląska Polska byłaby trochę taką Rumunią. Dlaczego wybudowano wielki port w Gdyni i magistralę węglową? W dużym stopniu dlatego, żeby sprzedawać węgiel ze Śląska.
PAP: Na ile Polska wspierała powstania?
Prof. Woźniczka: Bardzo. Teoretycznie nie miała prawa nic zrobić, bo to był obszar wyłączony spod jurysdykcji i gdyby udowodniono, że Polska wspiera powstańców, to Niemcy mieliby idealny argument, żeby wprowadzić swoje wojsko. Odbywało się to więc w tajemnicy. Polska pomogła utworzyć całe struktury podziemnej organizacji - Polskiej Organizacji Wojskowej Górnego Śląska, po drugie – przeszkolić ludzi, przesłać broń, zapłacić żołd powstańcom. Polska kupowała też węgiel z kopalń na terenach zajętych przez powstańców, aby te nie upadły i ludzie nie stracili pracy. Przesłała ochotników – szacuje się, że było to 800 oficerów, wielu podoficerów, a także oficerowie wywiadu. W całym kraju działały komitety wsparcia dla powstania, zbierano pieniądze. Warszawscy urzędnicy się opodatkowali – 10 proc. dochodów przeznaczyli na pomoc dla Ślązaków. Rady miejskie, np. Krakowa i Lwowa, przyjęły uchwały popierające powstanie. Polska była zafascynowana tym, że śląska ziemia wraca do Polski. Mówienie, że Polska się wtedy odwróciła od Śląska, jest bzdurą.
PAP: Czy powstania śląskie kształtują współcześnie śląską tożsamość i wpływają na postrzeganie Ślązaków przez mieszkańców innych części Polski? Czy poza regionem wiedza o nich jest wystarczająca?
Prof. Woźniczka: Ta wiedza jest dostateczna tu, w Polsce jest bardzo słaba. Nie musi powstawać osobne Muzeum Powstań Śląskich, ale w nowej siedzibie Muzeum Śląskiego można by utworzyć supernowoczesny pawilon, coś w rodzaju Muzeum Powstania Warszawskiego. Eksponatów jest stosunkowo dużo, ale są rozrzucone po różnych muzeach. Moglibyśmy je zebrać w jednym miejscu. To powinna być placówka, gdzie można nie tyle oglądać eksponaty w gablotach, ale wysłuchać ciekawej opowieści. Jest Muzeum Powstań Śląskich na Górze św. Anny – bardzo dobry pomysł, ale to odległa lokalizacja. W Katowicach, w centrum miasta, taka placówka mogłaby być żywym ośrodkiem edukacyjnym.
Marginalizujemy te zrywy, a powinniśmy wzmacniać wiedzę o powstaniach, to jest ważny element śląskiej tożsamości. Chodzi o wyraźne podniesienie wiedzy na temat tego ważnego dla Polski i Śląska wydarzenia. To też element wychowania patriotycznego. Powstania się idealnie do tego nadają. Świadczą o polskości, pokazują wielokulturowość. W zjednoczonej Europie szukamy korzeni i swojej tożsamości i tę tożsamość musimy pokazywać. Ta część historii nie skierowana przeciwko innym. To nie jest tak, że budujemy tożsamość przeciwko komuś, po prostu jesteśmy trochę inni. Mówmy o naszej odrębności i kultywujmy ją, ale razem patrzmy do przodu.
Rozmawiała: Anna Gumułka (PAP)
lun/ ls/