18.11. 2010. Warszawa/Katowice (PAP) - Dokumenty sprawy b. szefa MSW Andrzeja Milczanowskiego wskazują, że w 1995 r. w sprawie domniemanego szpiegostwa Józefa Oleksego kierował się on "dobrze rozumianym interesem państwa", a jego działania należy oceniać według ówczesnej wiedzy.
Tak Sąd Najwyższy uzasadnił w czwartek utrzymanie wyroku uniewinniającego Milczanowskiego z zarzutu ujawnienia w 1995 r. tajemnicy państwowej w sprawie rzekomego szpiegostwa na rzecz ZSRR i Rosji ówczesnego premiera z SLD. SN oddalił kasację, którą złożył Oleksy - oskarżyciel posiłkowy w procesie. Chciał on uchylenia uniewinnienia i zwrotu sprawy Sądowi Okręgowemu w Warszawie.
Komentując czwartkowy wyrok, przebywający w Katowicach Oleksy zaznaczył, że kasacja dotyczyła wyłącznie elementów proceduralnych, a nie meritum sprawy, którą - jak mówił - należy oceniać "w kategoriach moralno-politycznych i historycznych". Były premier nie czuje się przegrany, bo - podkreślił - sprawa nie była "sparingiem" między nim a Milczanowskim.
Kasacji nie składała Prokuratura Okręgowa w Warszawie, która oskarżyła b. ministra. Prokurator wnosił, by SN oddalił kasację Oleksego. Tłumaczył PAP, że takie stanowisko prokuratury wynikało "z analizy prawa".
Uzasadniając decyzję SN, sędzia Henryk Komisarski powiedział, że SN nie mógł badać ustaleń faktycznych sądów (jak m.in. wnosiła kasacja), ale tylko czy działały one zgodnie z prawem. Podkreślił, że w 1995 r. Milczanowski "miał określoną świadomość, wynikającą z dokumentów, jakie mu przedstawiono". Dodał, że dokumenty sprawy wskazują, że kierował się on "dobrze rozumianym interesem państwa".
Sędzia podkreślił, że ówczesne regulacje upoważniały szefa MSZ do poznania tajemnicy państwowej w tej sprawie oraz uprawniały prezydenta Lecha Wałęsę do "dysponowania" nią. SN przypomniał, że to na polecenie prezydenta szef MSW zapoznał ze sprawą najważniejsze osoby w państwie.
Milczanowski przyjął decyzję SN z satysfakcją. "Moja wiara w niezawisłość i wnikliwość wymiaru sprawiedliwości jest niezachwiana (...) zachował on całkowitą bezstronność" - dodał. Kategorycznie zaprzeczył, by cała sprawa mogła być prowokacją służb rosyjskich aby utrudnić wejście Polski do NATO.
Oleksemu (nie było go w SN) pozostaje jeszcze skarga do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Jego adwokat mec. Wojciech Tomczyk powiedział PAP, że musi się z nim naradzić w tej sprawie. "Pan Oleksy nie zmienia zaś swej oceny całej sprawy" - dodał. Sam Oleksy zapowiedział w Katowicach, że rozważy skargę do Trybunału.
"Rozważam to, ale te 14 lat procesu nauczyło mnie nie wierzyć zbytnio w procedury prawne, które toczą się po wielu latach od zaistnienia faktu. Ale biorę to pod uwagę, za wcześnie na rozstrzyganie. To nie jest najważniejsze. Moich szkód nikt mi już nie naprawi; to minęło, moja rodzina poniosła konsekwencje, ja być może umrę parę lat wcześniej z powodu tych wydarzeń" - powiedział Oleksy.
Były premier przypomniał, że on sam został oczyszczony z zarzutów Milczanowskiego 13,5 roku temu, natomiast zakończona w czwartek sprawa była sprawą karną, wytoczoną przez prokuraturę, w której b. ministrowi postawiono 11 zarzutów. "Wymiar sprawiedliwości tak skrzętnie prowadził tę sprawę, że wszystkie - poza jednym - najcięższe zarzuty zdążyły się przedawnić" - powiedział.
Za przekłamanie Oleksy uznał relacjonowanie sprawy w sposób sugerujący, że "Milczanowski wygrał z Oleksym", bo - jak mówił - SN "w ogóle się nie zajmował istotą jego prowokacji i szkód, jakie wyrządził w państwie". Dla Oleksego cała sprawa jest "negatywnym świadectwem, wystawionym sobie samemu przez wymiar sprawiedliwości w Polsce".
"Oskarżenia padły i Rzeczpospolita nie dała rady sprostać temu, co powinno było nastąpić, czyli dokonać oceny i kary. Sprawcy tej prowokacji pozostają bezkarni (). Uważam, że ta sprawa będzie ciążyć jak wyrzut sumienia na III Rzeczypospolitej" - ocenił Oleksy.
W lutym br. Sąd Apelacyjny w Warszawie utrzymał w mocy orzeczenie sądu okręgowego z lipca 2009 r. Na jego mocy uniewinniono Milczanowskiego od zarzutów ujawnienia w grudniu 1995 r. informacji na temat Oleksego m.in. prezydentowi Wałęsie, szefowi MSZ Władysławowi Bartoszewskiemu, a także marszałkom Sejmu i Senatu. Co do sejmowego wystąpienia Milczanowskiego nt. Oleksego, sąd umorzył postępowanie, uznając, że zachowanie ministra było "znikomo szkodliwe społecznie".
SA nie uwzględnił wtedy apelacji Oleksego. Jego pełnomocnik chciał uchylenia wyroku I instancji i ukarania b. ministra w ponownym procesie. Sam Milczanowski i jego obrońca mec. Andrzej Tomaszewski domagali się utrzymania uniewinnienia. "Cieszę się, że po tych 14 latach wyrok jest dla mnie korzystny. Trudno mówić o satysfakcji. Ja po prostu wtedy, w 1995 r., spełniłem swój obowiązek i nic poza tym. Tylko swój obowiązek" - mówił wtedy Milczanowski. Były premier zapowiedział kasację. "To wręcz żenujące, że moich argumentów sąd nie przyjmował, a za swoje przyjmował słowa Milczanowskiego" - mówił Oleksy.
Cały proces był tajny. Sądy jawnie ogłaszały tylko same sentencje wyroków. Także SN utajnił rozprawę, powołując się na fakt, że znaczna część akt nadal jest objęta tajemnicą państwową.
Warszawska prokuratura oskarżyła 71-letniego dziś Milczanowskiego (obecnie notariusza w Szczecinie), że 21 grudnia 1995 r. z trybuny Sejmu, jako szef MSW, ujawnił tajemnicę państwową, mówiąc, iż premier Oleksy był źródłem informacji dla wywiadu ZSRR, a później Rosji - m.in. podczas kontaktów z oficerem KGB Władimirem Ałganowem. Ponadto zarzucono mu, że wcześniej "bezprawnie powiadomił" o zarzutach wobec Oleksego m.in. ówczesnego prezydenta-elekta Aleksandra Kwaśniewskiego, marszałków Sejmu i Senatu oraz szefa MSZ.
W 2008 r. SO uznał, że Milczanowski naruszył tajemnicę państwową, ale działał w stanie wyższej konieczności i uniewinnił go. Według sądu Milczanowski był w sytuacji wyjątkowej i dobro niższej wartości - tajemnicę państwową, poświęcił dla dobra wyższego - interesu państwa. W 2008 r. SA uchylił na wniosek Oleksego to orzeczenie i zwrócił sprawę I instancji, o czym zdecydowały względy formalne.
Sprawa rzekomego szpiegostwa, ujawniona na kilka dni przed końcem kadencji Wałęsy, wywołała wielki kryzys polityczny. Oleksy nazwał sprawę prowokacją, bo MSW miało sugerować za kulisami jego odejście z urzędu premiera. Zaprzeczył, by był agentem, choć przyznał, że "biesiadował" z Ałganowem. Na początku 1996 r. Oleksy podał się do dymisji, gdy prokuratura wojskowa wszczęła śledztwo w jego sprawie, o co 19 grudnia 1995 r. wniósł Milczanowski. W kwietniu 1996 r. śledztwo umorzono z powodu niestwierdzenia przestępstwa szpiegostwa. Prokuratura podkreśliła, że materiały zebrane przez UOP nt. Oleksego można traktować "wyłącznie jako poszlaki". Do dziś nie wiadomo, kto był agentem KGB o kryptonimie "Olin".
Pod koniec 1996 r. kolejny rząd SLD - Włodzimierza Cimoszewicza - opublikował w "Białej Księdze" wybór dokumentów sprawy Oleksego, aby dowieść bezpodstawności zarzutów wobec niego. Milczanowski uznał, że ujawniła ona mechanizmy działania polskiego wywiadu na wschodzie. Ówczesny szef MSW Zbigniew Siemiątkowski zapewniał, że nie zagroziło to interesom tajnych służb.
Według przyjętego w 1996 r. przez Sejm sprawozdania sejmowej komisji nadzwyczajnej, która badała legalność działań w sprawie Oleksego, działania oficerów UOP i Milczanowskiego mogły naruszać prawo.
Zarzuty prokuratura postawiła Milczanowskiemu w 2002 r. "Oskarżenie uważam za przejaw zemsty ze strony SLD" - komentował Milczanowski. Wiele razy mówił, że nie ma sobie "absolutnie nic do zarzucenia". Oleksy replikował, że nic nie zmieni szkód, jakie wyrządził mu Milczanowski, który w tej sprawie "zaufał dawnym esbekom".
Łukasz Starzewski (PAP)
sta/ mab/ bno/