Na ziemiach polskich – w autonomicznej Galicji i Kongresówce – socjalistki i sufrażystki współpracowały ze sobą. Większość uznawała, że trzeba walczyć o prawa kobiet, trzeba walczyć o prawa robotnic, trzeba walczyć o Polskę - mówi PAP dr Dobrochna Kałwa z Instytutu Historycznego UW.
PAP: Jaka jest geneza Dnia Kobiet? Kiedy i z czyjej inicjatywy zaczęto obchodzić to święto?
Dr Dobrochna Kałwa: Dzień Kobiet początkowo nie był obchodzony ósmego marca. Kiedy w 1909 roku Socjalistyczna Partia Ameryki postanowiła upamiętnić strajki kobiece i przemaszerować ulicami miast, wybór padł na niedzielę, 28 lutego. W następnym roku na Międzynarodowym Kongresie Socjalistek w Kopenhadze Klara Zetkin zaproponowała, by święto kobiet stało się świętem międzynarodowym. I rzeczywiście, od 1911 roku w kolejnych krajach kobiety zaczęły wychodzić na ulice i postulować walkę o swoje prawa.
To święto od samego początku miało charakter polityczny, bo to socjalistki dały hasło, aby zamanifestować solidarność kobiet i promować postulaty dotyczące ich praw, również polityczne. To socjalistyczne u początków święto z czasem stało się świętem ponad politycznymi podziałami zwolenniczek i zwolenników równych praw.
W rok po Kongresie Kopenhaskim manifestacje zorganizowano w Niemczech, Austrii, Danii i Szwajcarii. W niedzielę 19 marca pod sztandarami równouprawnienia i praw politycznych maszerowały ulicami Krakowa i Lwowa socjalistki, inteligentki i robotnice, Polki, Żydówki i Ukrainki.
PAP: Jaka była różnica między socjalistkami a sufrażystkami?
Dr Dobrochna Kałwa: W wielu krajach europejskich, na przykład w Niemczech, istniały równolegle dwa nurty ruchu kobiecego: mieszczański ruch sufrażystowski i ruch socjaldemokratyczny, w których każdy domagał się równouprawnienia, ale inaczej starał się je osiągnąć. Sufrażystki wskazywały na to, że sytuacja wszystkich kobiet jest zależna od statusu płci, działaczki lewicowe podkreślały, że to nie patriarchat, ale kapitalizm jest głównym źródłem dyskryminacji, która dotyka kobiety w różnym stopniu. Zmiana sytuacji kobiet, w tym najgorzej sytuowanych robotnic, możliwa jest dzięki rewolucji, która zniesie wyzysk klasowy i różnice między płciami.
Na ziemiach polskich – w autonomicznej Galicji i Kongresówce – socjalistki i sufrażystki współpracowały ze sobą, uczestniczyły w marszach kobiet, bo nawet przy różnicy zdań łączyły je wspólne cele. Większość uznawała, że trzeba walczyć o prawa kobiet, trzeba walczyć o prawa robotnic, trzeba walczyć o Polskę.
PAP: Czy postulaty ówczesnych feministek były popierane przez środowiska kobiece?
Dr Dobrochna Kałwa: W Wielkiej Brytanii istniała na przykład liga antysufrażystowska, w której działały także kobiety zwalczające idee przyznania prawa politycznego kobietom. Swój pogląd uzasadniały potrzebą ochrony kobiet przed brudem polityki i nieodłączną od niej przemocą. Uważano, że kobiety „z natury” (to określenie pojawiało się dosyć często w czasach, gdy wierzono w determinizm biologiczny) łagodniejsze i niezdolne do przemocy, moralnie stoją wyżej niż mężczyźni. Nie powinny zatem zajmować się polityką, sferą niewolną od przemocy, egoizmu, zachowań nieetycznych.
PAP: Czy XIX wiek można uznać za początek walki o prawa kobiet?
Dr Dobrochna Kałwa: Proces walki o prawa polityczne kobiet był w istocie „długim marszem”. Początek tej historii przypada na czas Wielkiej Rewolucji Francuskiej. Wtedy to po raz pierwszy kobiety na taką skalę angażują się w działalność polityczną. Obywatelki w imię haseł rewolucyjnych uaktywniają się politycznie, agitują na rzecz równości praw i obowiązków obywateli i obywatelek, zakładają własne organizacje polityczne. Rządy jakobińskie przynoszą kres idei równości bez względu na płeć, zakazując kobietom działalności politycznej. Ta spuścizna francuskiej rewolucji jest mniej znana, ale za to bardzo trwała. W wielu krajach europejskich na fali wielkiej reakcji, jaką była polityka Napoleona, kobiety również objęte zostały zakazem działalności politycznej. Nic dziwnego, że jeśli działały, to w strukturach nieoficjalnych i nielegalnych, takich jak partie socjalistyczne czy tajne organizacje niepodległościowe.
PAP: Jakie metody stosowały kobiety, aby walczyć o swoje prawa?
Dr Dobrochna Kałwa: Kobiety walczyły o swoje prawa na bardzo różne sposoby. Wydawały czasopisma, pisały manifesty polityczne, używały także strojów, by zamanifestować swoje poglądy. W momentach demokratyzacji ustroju, które w XIX wieku oznaczały rozszerzanie praw politycznych na kolejne grupy społeczne, pojawiała się nadzieja na prawa polityczne także dla kobiety, które w tym celu wkraczały na drogę sądową. W krajach takich jak Wielka Brytania czy Francja, gdzie wyraz „człowiek” i „mężczyzna” brzmi tak samo, kobiety spełniające kryteria cenzusu starały się udowodnić w sądzie, że ten l’homme czy man dotyczy osób bez względu na płeć. Sędziowie stanęli przed problemem, który ostatecznie rozstrzygnęli na niekorzyść kobiet. Paradoksem jest fakt, że zwycięstwo idei powszechnych wyborów i równości wszystkich obywateli, o ile są mężczyznami, oznaczało utratę praw politycznych przez te kobiety, które spełniały kryteria wcześniejszych, niedemokratycznych ordynacji wyborczych. Na przykład w Galicji reforma ordynacji wyborczej w 1907 roku oznaczała, że głosujące wcześniej przez plenipotentów wyborczynie, zostały swoich praw politycznych pozbawione.
Proces walki o prawa polityczne kobiet był w istocie „długim marszem”. Początek tej historii przypada na czas Wielkiej Rewolucji Francuskiej. Wtedy to po raz pierwszy kobiety na taką skalę angażują się w działalność polityczną.
Inną strategią walki o prawa wyborcze było lobbowanie wśród polityków, by ci zmienili prawo. Działaczki na rzecz emancypacji politycznej przekonywały nie tylko słowem, ale i czynem. Aktywnie włączały się w kampanie wyborcze i wspierały tych polityków, którzy obiecywali pracować na rzecz zmiany, o ile wygrają w wyborach. I choć wielu chętnie korzystało z agitacji kobiecej, to wraz z wejściem do parlamentu „zapominało” o przedwyborczej umowie. Ci, którzy sprzyjali ideom emancypacyjnym obawiali się, że kobiety, o których sądzono powszechnie, że są bardziej religijne i podatne na wpływy duchownych, wraz z przyznaniem im praw zagłosują na konserwatystów i tradycjonalistów. W pewnym sensie mieli rację, jeśli spojrzymy na wyniki pierwszych wyborów w niepodległej Polsce w 1919 roku, kiedy kobiety głosowały na endecję, której przywódca krytycznie odnosił się do aktywności politycznej kobiet.
Najsłynniejsza, bo najbardziej medialna, stała się taktyka brytyjskich sufrażystek pod przywództwem Emmeline Pankhurst. Zamiast przekonywać polityków, bojowniczka o prawa kobiet postanowiła dotrzeć do opinii publicznej, wykorzystując w tym celu potęgę mediów. Spektakularne akcje „terrorystyczne” sufrażystek, które nie wahały się rzucić kamieniem w okno wystawy, głośno komentować obrad Izby Gmin, trafiały na pierwsze strony gazet i stawały się przedmiotem szerokiego zainteresowania. Nagłośnieniu idei sufrażystek sprzyjała brutalność władz, które przeciwko demonstrantkom wysyłały konną policję, a strajk głodowy więzionych bojowniczek łamały brutalnym przymusowym karmieniem. Sufrażystki nagłaśniały wszelkie akty przemocy, wykorzystując w tym wypadku propagandowo stereotyp płci. Nic bardziej wstrząsającego nad widok kobiet bitych przez policjantów. Brytyjska wojna o prawa polityczne eskalowała i nie wiadomo, jak by się potoczyła, gdyby nie wybuch wojny, który przyniósł tymczasowe, jak sądzono, zawieszenie konfliktu.
PAP: Kiedy i w jakich krajach kobiety otrzymały prawa wyborcze najwcześniej?
W Polsce od listopada 1918 roku wszyscy obywatele bez względu na płeć uzyskali pełnię praw politycznych. Brytyjki pełnię praw otrzymały dopiero w 1928 roku, a Amerykanki w 1920 roku. W wielu krajach te zmiany przyszły jeszcze później, choćby we Francji, gdzie prawa polityczne kobiety uzyskały dopiero po II wojnie światowej.
Dr Dobrochna Kałwa: Jako pierwsze wywalczyły prawa wyborcze mieszkanki Nowej Zelandii w 1893 roku, a w Europie – w 1906 roku w Finlandii. Walkę sufrażystek przerwała I wojna światowa, a wraz z nią „wojenna emancypacja”, przede wszystkim na rynku pracy, gdzie kobiety zastąpiły powołanych na front mężczyzn. Zmiany społeczne i obyczajowe okazały się nieodwracalne. Podczas wojny i tuż po jej zakończeniu w wielu krajach kobiety po raz pierwszy poszły do urn wyborczych. Wśród tych krajów znalazła się również Polska, w której od listopada 1918 roku wszyscy obywatele bez względu na płeć uzyskali pełnię praw politycznych. Ciekawe, że Brytyjki pełnię praw otrzymały dopiero w 1928 roku, a Amerykanki w 1920 roku. W wielu krajach te zmiany przyszły jeszcze później, choćby we Francji, gdzie prawa polityczne kobiety uzyskały dopiero po II wojnie światowej.
PAP: Jak wyglądała sytuacja kobiet na ziemiach polskich pod koniec XIX wieku?
Dr Dobrochna Kałwa: W ramach XIX-wiecznego porządku prawnego żona była w pełni zależna od swojego męża. To on zarządzał majątkiem, do niego również należały prawa rodzicielskie, więc w razie separacji lub rozwodu to on decydował o losie dzieci. Mąż i żona w tamtym systemie nie byli traktowani jednakowo. Nawet wtedy, kiedy żona chciała podjąć pracę, mąż musiał wyrazić zgodę. Niepracująca żona wśród takich warstw jak ziemiaństwo, inteligencja czy mieszczaństwo była bowiem potwierdzeniem statusu męża, który jako głowa rodziny miał obowiązek zapewnić jej utrzymanie.
PAP: Jak wyglądała walka o prawa polityczne kobiet na ziemiach polskich?
Dr Dobrochna Kałwa: W Rzeczpospolitej Obojga Narodów wiele magnatek angażowało się w życie polityczne. Rozbiory zmieniły wszystko, bo nie tylko kobiety, ale i panowie szlachta zostali pozbawieni praw politycznych. Dyskryminacja wynikała z narodowości, a nie porządku płci. Walka o przetrwanie narodowe i niepodległość sprzyjały partycypacji kobiet, których zadania macierzyńskie i wychowawcze zyskały nowy, polityczny wymiar. Były zatem nadal obecne w przestrzeni politycznej, choć niekoniecznie na tych samych zasadach, co mężczyźni.
Pod zaborami walka sufrażystek rozpoczęła się w tym samym czasie, co w innych krajach. Jak wszędzie impulsem była demokratyzacja praw wyborczych dla mężczyzn przy jednoczesnym wykluczeniu kobiet. Nie bez racji ruch feministyczny w Polsce rozkwitł najpierw w Galicji w dobie Autonomii Galicyjskiej.
W zaborze rosyjskim sprawa była znacznie bardziej skomplikowana, ale podobnie jak w Galicji aktywizacja sufrażystek nastąpiła wskutek reformy z 1907 r., która przyniosła liberalizację prawa i uzyskanie praw politycznych przez mężczyzn. Warto pamiętać, że uzyskanie praw politycznych było ostatnim z haseł walki o emancypację kobiet, która mniej spektakularnie, ale nieprzerwanie toczyła się od kilkudziesięciu lat. Najpierw o prawo do pracy i edukacji, przesądzających często o „być albo nie być” kobiet pozbawionych opieki rodziny, a było ich całkiem sporo. Losy jednej z nich Eliza Orzeszkowa opisała w „Marcie”, powieści, która była tłumaczona i wydawana w całej Europie.
W zaborze pruskim z kolei nie rozwinął się w ogóle ruch feministyczny, co wcale nie znaczy, że kobiety nie były tam zaangażowane w działalność polityczną i narodową. Działały też w ramach sieci organizacji zajmujących się edukacją w języku polskim i ochroną tożsamości narodowej Polaków. To tutaj najwcześniej, bo już w grudniu 1918 roku, jako pierwsze Polki korzystały z praw politycznych, głosując i kandydując do ukonstytuowanego wówczas sejmu zaboru pruskiego.
PAP: Czy w XIX wieku polskie kobiety miały dostęp do edukacji?
Dr Dobrochna Kałwa: Klasyczna pensja „starego typu”, znana w całej Europie, była rodzajem szkoły przyszłych żon, trenowanych i przechowywanych pod nadzorem, ale była przeznaczona tylko dla kobiet z elit. Z czasem pojawiły się pensje – prywatne szkoły średnie, w których dziewczęta uczyły się nie tylko ogłady towarzyskiej, ale także zdobywały wiedzę. Na ziemiach polskich pensji nowego typu dała początek reforma Klementyny Tańskiej-Hoffmanowej z początku XIX wieku, która wprowadziła do programu szkół dla dziewcząt naukę języka polskiego, historii, biologii, a nawet ćwiczenia fizyczne. Emancypacja edukacyjna była jednak doświadczeniem elit. Polskie chłopki na Kresach wschodnich często pozostawały niepiśmienne aż do końca II wojny światowej.
PAP: Jak wyglądała sytuacja kobiet samotnych?
Dr Dobrochna Kałwa: Wdowy dziedziczące po zamożnych mężach były zabezpieczone finansowo i niezależne. Jednak sytuacja kobiet samotnych, nie tylko z niższych warstw, była trudna. W XIX wieku pojawiła się zatem idea, aby kobiety z warstw mieszczańskich, klasy średniej i inteligencji kształciły się zawodowo, by w razie, gdy nie uda im się wyjść za mąż, mogły zapewnić sobie własne utrzymanie. Zaczęły powstawać wówczas szkoły i kursy zawodowe dla kobiet. Z kolei w przypadku klas ludowych praca kobiet była rzeczą nieodzowną. Na wsi kobiety zajmowały się nie tylko prowadzeniem domu, pracą na polu i w gospodarstwie. W mieście jedynie wykwalifikowani robotnicy mieli wystarczające dochody i pewność zatrudnienia, by naśladować mieszczański model z męskim żywicielem rodziny i niepracującą żoną. Kobiety pracujące w mieście były jednak wszechobecne; pracowały jako służące, praczki, szwaczki, robotnice w fabrykach.
PAP: Na ekrany kin właśnie wyszedł film o Marii Skłodowskiej-Curie. Czy można powiedzieć, że była ona ikoną walki o prawa polskich kobiet swoich czasów?
Dr Dobrochna Kałwa: Maria Skłodowska-Curie była kobietą niezwykłą. Nie każda kobieta miała tyle talentu, by skończyć studia i zrobić błyskotliwą karierę, a przede wszystkim dokonać wielkich odkryć i zdobyć uznanie w męskim świecie nauki. Na pewno polska noblistka była inspiracją dla wielu kobiet, które wierzyły, że jeżeli wesprą swój talent pracowitością i wytrwałością oraz wsparciem sprzyjających im ludzi, to wszystko jest możliwe, to są w stanie osiągnąć więcej niż ich matki czy babki. Maria Skłodowska-Curie swoim przykładem zachęcała, by nie porzucać własnych marzeń i planów mimo porażek i oporu środowiska. Skłodowska starała się o pracę na Uniwersytecie Jagiellońskim, jednak odrzucono jej aplikację, na szczęście wyjechała do Paryża.
Warto pamiętać, że bojowniczki o prawa kobiet często angażowały się w działalność polityczną także na rzecz robotników i całych narodów. Były to naprawdę wybitne i wykształcone działaczki polityczne, jak Paulina Kuczalska-Reinschmit, Maria Dulębianka, Teodora Męczkowska, Zofia Daszyńska-Golińska, Zofia Moraczewska, Gabriela Balicka, Irena Kosmowska, Jadwiga Dziubińska, by wymienić te najbardziej zasłużone.
PAP: Jakie inne kobiety, obok Marii Skłodowskiej-Curie, można określić prekursorkami feminizmu na ziemiach polskich?
Dr Dobrochna Kałwa: To cała plejada wybitnych kobiet walczących o emancypację, o prawa polityczne, o równość i sprawiedliwość. Szukając początków polskiego feminizmu, najczęściej wskazuje się na entuzjastki z Narcyzą Żmichowską na czele, działające od lat 30. XIX wieku. Choć trudno nazwać powieści Orzeszkowej czy Konopnickiej klasycznie feministycznymi, to były obecne i zaangażowane w ideę emancypacji kobiet i walki o równe prawa. Warto pamiętać, że bojowniczki o prawa kobiet często angażowały się w działalność polityczną także na rzecz robotników i całych narodów. Były to naprawdę wybitne i wykształcone działaczki polityczne, jak Paulina Kuczalska-Reinschmit, Maria Dulębianka, Teodora Męczkowska, Zofia Daszyńska-Golińska, Zofia Moraczewska, Gabriela Balicka, Irena Kosmowska, Jadwiga Dziubińska, by wymienić te najbardziej zasłużone.
PAP: Czy w podręcznikach historii wystarczająco miejsca poświęca się kobietom?
Dr Dobrochna Kałwa: Obecność kobiet w podręcznikach historii w dalszym ciągu jest niewielka. Wynika to z akcentów rozłożonych w programie szkolnym. Jak długo historia polityczna, oglądana przez pryzmat wojen i dyplomacji, będzie tematem przewodnim, tak długo dla kobiet nie będzie tam wiele miejsca. Przez całe wieki główną przestrzenią ich obecności i aktywności były dom i rodzina.
Obecność kobiet w podręcznikach historii w dalszym ciągu jest niewielka. Wynika to z akcentów rozłożonych w programie szkolnym. Jak długo historia polityczna, oglądana przez pryzmat wojen i dyplomacji, będzie tematem przewodnim, tak długo dla kobiet nie będzie tam wiele miejsca.
PAP: Czy postulaty feministek zostały zrealizowane?
Dr Dobrochna Kałwa: Dzisiaj nikt chyba nie myśli, że kobieta nie powinna mieć prawa do nauki, studiowania, pracy. Idea równych płac dla kobiet i dla mężczyzn, która jest zresztą hasłem tegorocznego Międzynarodowego Dnia Kobiet, również nie budzi kontrowersji. Wiele zostało jeszcze do zrobienia, ale patrząc na zmiany, jakie zaszły w ciągu ostatnich stu, dwustu lat, Dzień Kobiet powinien być także powodem do dumy i pamięci o osiągniętych celach.
Rozmawiała: Aleksandra Beczek (PAP)
aleb/ mjs/ ls/