Dla blisko 120 tys. Polaków - dzieci, kobiet i mężczyzn, którzy 75 lat temu ewakuowali się ze Związku Sowieckiego, gen. Władysław Anders był jak biblijny Mojżesz, który wyprowadził ich z domu niewoli - mówi PAP szef Urzędu ds. Kombatantów Jan Józef Kasprzyk.
W Izraelu od niedzieli trwa pielgrzymka weteranów II wojny światowej, w tym żołnierzy Armii Andersa. Wspólnie z delegacją państwową - na czele z wicemarszałkiem Sejmu Joachimem Brudzińskim - odwiedzą oni nekropolie z grobami polskich żołnierzy, ale także miejsca ważne dla chrześcijaństwa oraz Instytut Yad Vashem, który do tej pory uhonorował ponad 6,7 tys. Polaków ratujących Żydów w czasie Holokaustu. Pielgrzymkę, która potrwa do 31 marca, zorganizował Urząd ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych.
PAP: Skąd pomysł na zorganizowanie kombatantom II wojny światowej wizyty w Izraelu?
Jan Józef Kasprzyk: Pielgrzymka do Ziemi Świętej jest przede wszystkim odpowiedzią na prośbę środowisk kombatanckich, a zwłaszcza żołnierzy 2. Korpusu Polskiego, którzy przeszli przez Palestynę 74 lata temu. Dla nich to często pierwszy po tylu latach powrót do tych ważnych miejsc - nie tylko z punktu widzenia historycznego, ale również religijnego. Większość z nich, po tragedii 1939 roku, przeszła przez łagry sowieckie, a następnie po ewakuacji w 1942 roku z ZSRS do Persji dostała się na teren Palestyny. Później, jak wiadomo, zostali desantowani na Półwysep Apeniński i wzięli udział w zwycięskich walkach m.in. o Monte Cassino.
Dla nich ta wizyta jest formą, jak mówią nam, podróży sentymentalnej, ale i pielgrzymki dziękczynnej za możliwość wyjścia z sowieckiego piekła w latach 40., za to, że przeżyli i za to, że są dalej wśród nas tak niezwykle aktywni. Ale poza żołnierzami gen. Andersa w pielgrzymce uczestniczą kombatanci, którzy walczyli w ramach struktur Polskiego Państwa Podziemnego, dla których wizyta w Ziemi Świętej, zwłaszcza w okresie Wielkiego Postu, jest wielkim przeżyciem patriotycznym i duchowym.
Pielgrzymka do Ziemi Świętej jest przede wszystkim odpowiedzią na prośbę środowisk kombatanckich, a zwłaszcza żołnierzy 2. Korpusu Polskiego, którzy przeszli przez Palestynę 74 lata temu. Dla nich ta wizyta jest formą, jak mówią nam, podróży sentymentalnej, ale i pielgrzymki dziękczynnej za możliwość wyjścia z sowieckiego piekła w latach 40., za to, że przeżyli i za to, że są dalej wśród nas tak niezwykle aktywni.
PAP: Co jest celem tej pielgrzymki?
Jan Józef Kasprzyk: Przede wszystkim uroczyste upamiętnienie tych miejsc, które związane były z pobytem Armii Polskiej na Wschodzie, przekształconej potem w 2. Korpus Polski, a zatem miejsc, gdzie ślad polskiej stopy sprzed 74 lat pozostał do chwili obecnej. To są przede wszystkim cmentarze - oddamy na nich hołd tym żołnierzom, którzy tam pozostali, którzy tam odeszli na wieczną wartę nie w wyniku walk, lecz wcześniejszych doświadczeń związanych z pobytem w sowieckich łagrach, potem peregrynacją i odyseją Armii Andersa z Rosji na Bliski Wschód. Pochylimy się nad grobami polskich żołnierzy, którzy zostali z dala od Polski, choć marzyli i tęsknili do niej, mając ją w sercu i umysłach.
Pielgrzymka będzie również ogromnym przeżyciem dla tych, którzy są przedstawicielami młodszego pokolenia i towarzyszą naszym weteranom; oni również będą mogli dotknąć tej niezwykłej polskiej historii. Jak mówił papież Jan Paweł II - nie ma miejsca na świecie, które by nie przypominało o polskim żołnierzu bijącym się o niepodległość i nie ma Europy sprawiedliwej bez Polski niepodległej na jej mapie. W sposób oczywisty dotyczy to żołnierzy gen. Andersa, ale i tych polskich żołnierzy, którzy znaleźli się w Palestynie wcześniej, czyli Samodzielną Brygadę Strzelców Karpackich, sławną ze swoich bojów o Tobruk.
PAP: Jak weterani Armii Polskiej na Wschodzie wspominają swój pobyt w Palestynie?
Jan Józef Kasprzyk: W ich wspomnieniach pobyt w Palestynie jawi się jako źródło ogromnej siły, która ułatwiała im potem w 1944 roku wykonanie operacji wojennej na Półwyspie Apenińskim. Pobyt na Ziemi Świętej był swego rodzaju narodowymi rekolekcjami, które pozwoliły im uwierzyć, że Polska, która cierpi tak jak Chrystus, również zmartwychwstanie tak jak on.
To przewija się w pamiętnikach żołnierzy 2. Korpusu Polskiego, np. we wspomnieniach biskupa polowego Wojska Polskiego Józefa Gawliny. Wprawdzie w czasie pobytu w Palestynie żołnierze nie prowadzili działań wojennych, ale oczywiście byli szkoleni; to na jej terenie odbywało się bardzo intensywne przeszkolenie żołnierskie i oficerskie. Poza tym jednak polscy żołnierze odwiedzali ważne dla polskiego katolicyzmu i dla chrześcijaństwa miejsca i stamtąd właśnie czerpali energię oraz to przesłanie, że Polska zmartwychwstanie.
Miałem okazję dość długo spotykać się z ojcem Adamem Studzińskim, dominikaninem i kapelanem spod Monte Cassino, który właśnie zwracał uwagę na to, że pobyt polskich żołnierzy na Ziemi Świętej dał im podwójną moc. Bo nie tylko fizyczny wypoczynek, ale również duchową moc, niewzruszoną wiarę w wolną Polskę. Warto przecież wiedzieć, że żołnierze gen. Andersa odwiedzali między innymi Bazylikę Grobu Świętego, czyli odwiedzali ten grób, który jako jedyny na świecie odwiedza się nie dlatego, że ktoś w nim leży, ale dlatego że jest pusty.
PAP: Jak pan ocenia Armię Polską na Wschodzie, jak oceniają ją historycy?
Gen. Andersa jego żołnierze określali często mianem współczesnego Mojżesza narodu polskiego. Biblijnego Mojżesza, który z sowieckiego domu niewoli wyprowadził zastępy blisko 120 tysięcy ludzi, w tym kobiety i dzieci, którzy dotarli do Ziemi Obiecanej - Ziemi Świętej, a potem już jako żołnierzy poprowadził w pochodzie zwycięzców przez Półwysep Apeniński, dokonując przy tym często rzeczy niemożliwych. Zdobywając Monte Cassino, wyswobadzając i dając wolność Ankonie czy Bolonii.
Jan Józef Kasprzyk: Armia gen. Władysława Andersa nie ma chyba sobie równych, zarówno w polskich dziejach, jak i dziejach świata. Bo zwróćmy uwagę, że składała się z ludzi, którzy przez Sowietów zostali doprowadzeni do takiego stanu, w którym ocierali się oni o śmierć. To była armia zesłańców, armia łagierników, armia tych, którzy w wyniku agresji sowieckiej w 1939 roku i potem wywózek znaleźli się w warunkach strasznych. I z tej armii łagierników, armii, którą gen. Anders w 1942 r. wyprowadził ze Związku Sowieckiego, udało się stworzyć armię zwycięzców.
Proszę zwrócić uwagę, ze żołnierze gen. Andersa są nieprzypadkowo ludźmi niezwykle pogodnymi, kochającymi życie i pełnymi energii. Bierze się to - jak sami wspominają - z przejścia po łagrach sowieckich, doświadczenia nędzy i ocierania się o śmierć i w końcu wyjścia ze Związku Sowieckiego najpierw do Persji, a potem do Palestyny, która po tych trudach wydała im się rajem. Wszyscy zgodnie podkreślają, że po piekle jakie mieli w tym sowieckim domu niewoli, na ich nieludzkiej ziemi, wszystko następne musiało być radośniejsze, dające nadzieję, dające siłę. Na tym, moim zdaniem, polega fenomen żołnierzy tej armii, że sięgnąwszy dna, zstąpiwszy do dantejskiego piekła, oni się z niego wyrwali i stali się mocniejsi, co spowodowało, że armia niewolników zamieniła się w armię zwycięzców.
Warto też przypomnieć, że gen. Andersa jego żołnierze określali często mianem współczesnego Mojżesza narodu polskiego. Biblijnego Mojżesza, który z sowieckiego domu niewoli wyprowadził zastępy blisko 120 tysięcy ludzi, w tym kobiety i dzieci, którzy dotarli do Ziemi Obiecanej - Ziemi Świętej, a potem już jako żołnierzy poprowadził w pochodzie zwycięzców przez Półwysep Apeniński, dokonując przy tym często rzeczy niemożliwych. Zdobywając Monte Cassino, wyswobadzając i dając wolność Ankonie czy Bolonii. Niestety przy końcu wojny przeżywali oni ogromny dramat braku możliwości powrotu do Polski albo powrotu do niej, ale z ryzykiem znalezienia się w komunistycznym więzieniu.
Armia gen. Władysława Andersa nie ma chyba sobie równych, zarówno w polskich dziejach, jak i dziejach świata. To była armia zesłańców, armia łagierników, armia tych, którzy w wyniku agresji sowieckiej w 1939 roku i potem wywózek znaleźli się w warunkach strasznych. I z tej armii łagierników, armii, którą gen. Anders w 1942 r. wyprowadził ze Związku Sowieckiego, udało się stworzyć armię zwycięzców.
PAP: Wraz z Armią Polską na Wschodzie gen. Anders wyprowadził tysiące kobiet i dzieci, które dzięki temu uratowały się z dalszej gehenny na terenie Związku Sowieckiego.
Jan Józef Kasprzyk: Oczywiście. W dodatku na Bliskim Wschodzie stworzył substytut niepodległej Polski, bo tam dla tych młodych ludzi były tworzone szkoły, tam kwitło normalne życie. Każdy może to sprawdzić oglądając archiwalne fotografie czy czytając pamiętniki. Wreszcie zakosztowali w pewnym sensie normalności, choć wciąż to nie była wolna Polska i droga do niej wciąż była daleka. Ale Anders czuł, że na nim spoczywa ogromna odpowiedzialność za to, żeby osoby wyprowadzone ze Związku Sowieckiego nigdy już nie doznały takiej krzywdy jak po 1939 r., dlatego tak bardzo stawiał na edukację, na wychowanie, na rozwój kulturalny. Przecież trzeba pamiętać, że w szeregach Armii Andersa znalazło się bardzo wielu twórców: poetów, malarzy, aktorów. Armia ta tętniła życiem kulturalnym, co wzmacniało jej morale.
Wszyscy teoretycy wojskowi zgodnie twierdzą, że armia choćby najlepiej wyszkolona, lecz nie posiadająca morale, czyli nie posiadająca niewzruszonej wiary w zwycięstwo, jest armią pustą, armią, która może przegrać.
Armia Andersa była też przykładem armii, która reprezentowała całą mozaikę narodowościową II Rzeczypospolitej. To czyniło nasz kraj wspaniałym i wyróżniającym się na tle europejskim organizmem państwowym. W Armii Andersa byli Żydzi, Ukraińcy, Białorusini, Litwini, byli też Polacy różnych wyznań, co do dziś widać na cmentarzach, bo nagrobki zwieńczone są krzyżem katolickim, ale i protestanckim czy prawosławnym. Są też oczywiście i żydowskie macewy, ale i nagrobki tatarskie. Odwiedzając cmentarze wojenne związane z odyseją 2. Korpusu Polskiego dotykamy tej Rzeczypospolitej, której już niestety nie ma. Moim zdaniem Polska bez Kresów, a zatem też tej mozaiki wielonarodowościowej, wielokulturowej jest zdecydowanie uboższa.
Rozmawiał Norbert Nowotnik (PAP)
nno/ agz/