„Swoim studentom mówię, że aby nauczyć się języka polskiego, trzeba go pokochać” – mówi PAP Alaksandr Prudnikau, dyrektor szkoły języka polskiego w Mińsku. Jego zdaniem coraz więcej Białorusinów chce się uczyć właśnie tego języka.
„Żeby coś dobrze robić, trzeba to lubić, dlatego mówię swoim studentom, że powinni pokochać język polski” – mówi PAP Prudnikau.
„Na zajęciach w ogóle nie mówię po rosyjsku, udaję, że go nie znam. Zachęcam też swoich uczniów, żeby jak najwięcej czytali, oglądali, słuchali (po polsku - PAP), a w miarę możliwości – jeździli do Polski” – dodaje.
Jego zdaniem w ostatnich latach na Białorusi rośnie zainteresowanie nauką języka polskiego. W istniejącej od dwóch lat szkole Prudnikaua "Pan Profesor" miesięcznie uczy się 200-300 osób, a w samym Mińsku, jak mówi, jest ok. 30 szkół językowych z polskim w ofercie. „Nasi studenci to przede wszystkim dorośli, średnia wieku to ok. 30 lat. Ale mamy także nastolatków i obecnie planujemy otworzyć grupę dla dzieci, bo wielu rodziców pyta o taką możliwość” – opowiada.
Przyznaje, że wiele osób przychodzi na kursy, żeby przygotować się do egzaminów na Kartę Polaka - część z nich chce swobodnie podróżować do Polski i Europy, część chce się uczyć w związku z planami przeprowadzki. Kolejna grupa to młodzi ludzie, którzy myślą o studiach w Polsce.
„Ale są także – i ja do nich należę – miłośnicy Polski. Tę sympatię próbuję zaszczepić swoim studentom” - mówi rozmówca PAP.
Dodaje, że rosnąca liczba rodziców, którzy chcą, by ich dzieci znały polski, świadczy o tym, że „ludzie myślą o przyszłości, chcą, by ich dzieci miały więcej możliwości”.
Sam Prudnikau uczył się języka na kursach w Instytucie Polskim w Mińsku, był też na stażu w Centrum Języka i Kultury Polskiej dla Cudzoziemców Polonicum przy Uniwersytecie Warszawskim. Z wykształcenia jest historykiem, ukończył też studia pedagogiczne. „Kończę właśnie doktorat z historii. Ponieważ studiowałem reformację i piszę pracę z historii miasteczek katolickich na terenie Wielkiego Księstwa Litewskiego, musiałem się nauczyć polskiego, żeby móc czytać literaturę” – opowiada. Z czasem hobbystycznie zaczął tłumaczyć polską poezję, teksty Marka Grechuty.
„Staram się, by uczniowie mieli jak najwięcej kontaktu z językiem i polską kulturą. Organizujemy spotkania, koncerty, bo gram też na gitarze i śpiewam, jeździmy razem do Restauracji Polskiej w Mińsku na żurek i flaki. Gdy tylko mam taką możliwość, przyprowadzam na zajęcia +żywych Polaków+” – mówi. Jak mówi Prudnikau, dla wielu osób nauka języka jest związana z planami opuszczenia Białorusi na jakiś czas, np. na okres studiów, albo na stałe.
„Rozumiem to, ale przekonuję moich uczniów, że nie warto wyjeżdżać tylko dlatego, że gdzieś jest lepiej, że można więcej zarobić. Ja bywam w Polsce często i czuję się tam jak w domu, ale nie zdecydowałbym się na emigrację. Traktuję pobyty za granicą jako doświadczenie, które potem mogę wykorzystać tutaj, na Białorusi” – wyjaśnia.
Jak mówi, biznesmenem został trochę przez przypadek. „Uczyłem historii w szkole, ale na Białorusi pensja nauczycielska jest niewysoka, moje zarobki nie przekraczały 200 dolarów miesięcznie. Żeby zacząć spełniać swoje marzenia, musiałem coś wymyślić. Gdy zacząłem uczyć języka polskiego, okazało się, że mogę zarobić pięć razy więcej” – wspomina.
„Najpierw pracowałem w różnych szkołach językowych, udzielałem korepetycji. W końcu zdecydowałem się na otwarcie własnej szkoły” – opowiada. Przesiadając się na fotel dyrektora, Prudnikau nie zrezygnował z prowadzenia zajęć.
„Z powołania jestem i zawsze będę nauczycielem i chcę pracować w tym zawodzie” – mówi. Przez kilka godzin w tygodniu uczy historii i wiedzy o społeczeństwie w białoruskiej szkole. „Nasza szkoła powoli się rozwija, pomagamy w rekrutacji na studia, robimy tłumaczenia, współpracujemy z polską sekcją mińskiego festiwalu +Listopad+, z projektami teatralnymi” – mówi Prudnikau.
Niedawno szkoła zaangażowała się we współpracę z polską Fundacją Wolne Miejsce, która organizowała w Mińsku polsko-białoruską kolację wielkanocną. „Zajmowaliśmy się m.in. organizacją wolontariatu po stronie białoruskiej. Dzisiaj ci ludzie przychodzą do mnie i mówią: +zróbmy coś jeszcze+” – opowiada.
„Nie wszystkie projekty, w które się angażuję, przynoszą dochód w sensie finansowym, ale zależy mi na tym, by nawiązywać znajomości, realizować różne pomysły i projekty. Chciałbym, by moja praca była związana z Polską” – podsumowuje.
Z Mińska Justyna Prus (PAP)
just/ akl/ ro/