Głównym skutkiem nocy 4 czerwca 1992 r. było nie tylko usunięcie rządu Jana Olszewskiego i powstanie nowej koalicji z Waldemarem Pawlakiem na czele, ale przede wszystkim zaniechanie lustracji – powiedział w rozmowie z PAP prof. Wojciech Roszkowski z Instytutu Studiów Politycznych PAN. 25 lat temu, 4 czerwca 1992 r., został odwołany rząd Jana Olszewskiego.
PAP: Jakie nastroje społeczne dominowały 4 czerwca 1992 r., trzy lata po przełomowych, częściowo wolnych wyborach parlamentarnych?
Prof. Wojciech Roszkowski: 4 czerwca 1992 r. stan nastrojów społecznych był jeszcze gorszy niż w 1989 r. Pamiętajmy, że był to okres załamania gospodarczego. Reforma Balcerowicza mogła uzdrowić sytuację finansową i zlikwidować hiperinflację, ale poziom produkcji i dochodów obywateli spadł. Powstało ogromne bezrobocie. Nastroje były znacznie gorsze, niż 3 lata wcześniej. To znalazło wyraz w sukcesie postkomunistów. Już w wyborach z jesieni 1991 r. SLD miało drugi rezultat i w bardzo rozczłonkowanym parlamencie było siłą bardzo znaczącą. SLD skorzystało na krytyce reform Balcerowicza, odwołując się do populizmu oraz rozczarowania reformami. Jednocześnie działacze tej partii korzystali z reform poprzez uwłaszczenie. Postkomuniści otoczyli nowe elity i poprzez to w Sejmie wybranym w 1991 r. siły dawnego porządku były bardzo wpływowe.
Po stronie dawnej opozycji były również siły, które zakładały że kierunek dotychczasowych zmian jest dobry i nie należy niczego zmieniać. Powstał więc obóz, którego zadaniem była obrona „nowego status quo”. Ukształtował się system, który dla pewnej części Polaków był nie do przyjęcia, ale ich nastroje i wybory polityczne były bardzo trudne. Po omacku szukano „zbawicieli”, takich jak Stan Tymiński oraz „pocieszycieli”, których niektórzy odnajdywali w SLD.
Ugrupowania, które były świadome złego kierunku przemian i niewykorzystania wszystkich szans były rozbite i stosunkowo mało przekonywujące. Stąd wzięła się porażka rządu Olszewskiego, który był oparty na koalicji partii, które można nazwać ugrupowaniami zmian. Uważały, że przemiany III RP nie były dobre i należy je przeprowadzać inaczej. Te ugrupowania nie miały jednak większości.
Po wyborach 1991 r. stworzyła się pewna masa krytyczna konieczna do powołania rządu Jana Olszewskiego, ale była to bardzo chwiejna koalicja, którą łatwo było obalić i to stało się 4 czerwca 1992 r. Wystarczył niewielki impuls, dość tajemnicza akcja Janusza Korwina-Mikke, który zażądał lustracji najwyższych władz. Minister Antoni Macierewicz przystąpił do realizacji tego postulatu. Zrobił to dość pośpiesznie i lista, która przedstawił była szokiem i zagrożeniem dla ugrupowań "nowego status quo". W tym momencie doszło do wydarzeń, które dobrze pokazuje film „Nocna zmiana”, czyli gwałtowne, szybkie rozmowy zmierzające do obalenia rządu Olszewskiego. Doszło do tego w nocy 4 czerwca. Te ugrupowania przestraszyły się, że ujawnienie przeszłości niektórych ważnych przedstawicieli "nowego status quo" zburzy ich pozycję. Oskarżano Olszewskiego o przewrót, którego nie planował, podczas gdy dokonano przewrotu parlamentarnego. Nie zastosowano w nim przemocy, lecz zmontowano koalicję obrony "nowego status quo".
PAP: Czy istniało ryzyko, że ten konflikt wymknie się poza parlament?
Prof. Wojciech Roszkowski: Ryzyko użycia siły w polityce zawsze istnieje. Innym pytaniem jest, czy urzędujący prezydent Lech Wałęsa był do tego gotowy. Nigdy się tego nie dowiemy. Gdyby rząd Olszewskiego miał oparcie w prezydencie i być może w siłach przymusu, mogłoby się okazać, że jego obalenie wymagałoby użycia siły. Tak się nie stało, ale można się obawiać, że prezydent Wałęsa mógł o tym myśleć.
PAP: Dlaczego Waldemar Pawlak miał zostać następcą premiera Jana Olszewskiego?
Prof. Wojciech Roszkowski: Waldemar Pawlak był bardzo dobrym kandydatem na nowego premiera, ponieważ był postacią zupełnie nową i pozornie nieuwikłaną w stary system, szefem ugrupowania chłopskiego w potocznej wyobraźni niekojarzonego z dawną władzą. W pamięci społecznej do dziś funkcjonuje refren „Panie Waldku, Pan się nie boi”, który symbolizuje zachowanie bardzo młodego człowieka, chyba niedorosłego do tej roli i którego ta władza zaskoczyła. Mimo to, w kontekście układanki politycznej ta nominacja była dobrym posunięciem tych wszystkich sił, które nazywam „nowym status quo”.
PAP: Jak daleko sięgają konsekwencje wydarzeń z 4 czerwca? Czy zwycięstwo SLD w 1993 r. i Aleksandra Kwaśniewskiego dwa lata później również mogą być traktowane jako skutek obalenia rządu Jana Olszewskiego?
Prof. Wojciech Roszkowski: Głównym skutkiem nocy 4 czerwca 1992 r. było nie tylko usunięcie rządu Jana Olszewskiego i powstanie nowej koalicji z Pawlakiem na czele, ale przede wszystkim zaniechanie lustracji. Na tamtej liście znalazł się prezydent, marszałek sejmu i różne inne ważne postacie. Dla szerokich kręgów Polaków brzmiało to jak jakiś horror. Ludzie powątpiewali czy jest to w ogóle możliwe, aby dawne służby sięgały tak daleko i wysoko.
Dla tych, którzy wiedzieli jak sprawy mają się naprawdę, była to sytuacja tragiczna, ponieważ nie mogli przekonać szerokich kręgów społeczeństwa do tego, że tak właśnie jest. Ostatecznym dowodem, że jest to niewiarygodne dla dużej części społeczeństwa były wybory z 1993 r., w których postkomuniści wrócili do władzy. Oczywiście ten sukces SLD i PSL był również związany z tym, że ugrupowania krytyczne wobec kierunku zmian poszły do wyborów bardzo rozbite. 35 procent oddanych głosów zostało zmarnowanych. Wynik wyborczy, który dawał koalicji SLD-PSL władzę nie był zbyt reprezentatywny dla nastrojów społecznych, ponieważ przepadło 35 procent głosów osób, które były niezadowolone ze zmian. Był to efekt nowej ordynacji wyborczej. Zwycięstwo postkomunistów było trochę ponad stan, ale było legalne. Nowy rząd mógł więc petryfikować cały nowy układ. Zwycięstwo Kwaśniewskiego w 1995 r. było kolejnym krokiem w tym procesie petryfikacji układu powstałego w 1989 r.
PAP: Na ile podziały widoczne tak mocno 4 czerwca 1992 r. determinują obecne konflikty na polskiej scenie politycznej?
Prof. Wojciech Roszkowski: Ten podział na siły nowego establishmentu i ugrupowań niezadowolonych z tamtej sytuacji uzewnętrznił się 4 czerwca 1992 r. Wówczas jednak w polskim społeczeństwie nie było dostatecznego zaufania do przekazu ugrupowań krytycznych wobec kierunków zmian. Te ugrupowania były podzielone i walczyły ze sobą. Sztandarowym przykładem jest tu tzw. Konwent św. Katarzyny przed wyborami prezydenckimi z 1995 r., który pokazywał niezdolność tych drobnych ugrupowań, krytycznych wobec ówczesnej sytuacji do zawiązania porozumienia.
Właściwie dopiero po wielu latach, około 2001 r. scena polityczna zaczęła krystalizować się na nowo. Wówczas SLD ponownie wygrało wybory, ale dość szybko straciło legitymację wyborczą. Przyczyną była niezwykła seria afer, i mimo, że SLD i PSL wprowadziły Polskę do Unii Europejskiej to ich poparcie w 2004 r. było już na skraju progu wyborczego. Szczególnie mocno wstrząsnęła nimi afera Rywina. Ta sytuacja wyłoniła dwie nowe siły, czyli Platformę Obywatelską i Prawo i Sprawiedliwość.
PO w latach 2003-2004 robiła wrażenie krytycznej wobec kierunku zmian. Nazywali siebie konserwatystami i mieli program dość zbliżony do PiS. Były to partie zbliżone do siebie w krytyce systemu postkomunistycznego, ale dość szybko okazało się, że brak porozumienia między tymi partiami i początek „wojny polsko-polskiej” miał głębokie korzenie, ponieważ w Platformie do głosu doszły siły związane ze status quo i wywodzące się nie tyle z Solidarności i ugrupowań młodzieżowych takich jak Niezależne Zrzeszenie Studentów, ale osoby związane z establishmentem. Rok 2007 był restauracją układu rządzącego po Okrągłym Stole.
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)
szuk/ mjs/ ls/