29 czerwca Sąd Rejonowy w Suwałkach ogłosi wyrok w - zakończonym w piątek - ponownym procesie pięciu osób obwinionych o zakłócenie otwarcia w tym mieście wystawy o gen. Władysławie Andersie. Policja chce dla nich kar ograniczenia wolności; obrona - uniewinnienia.
Sprawa związana jest z incydentem, do którego doszło 4 marca 2016 roku, czyli ostatniego dnia kampanii wyborczej w wyborach uzupełniających do Senatu, w okręgu obejmującym część województwa podlaskiego.
Kandydatka PiS Anna Maria Anders, która ostatecznie mandat zdobyła, uczestniczyła wtedy w otwarciu w Archiwum Państwowym w Suwałkach wystawy "Armia Skazańców", poświęconej jej ojcu - gen. Władysławowi Andersowi. Wraz z nią byli tam m.in. szef MSWiA Mariusz Błaszczak i jego zastępca Jarosław Zieliński.
Otwarcie zostało zakłócone przez grupę osób, które protestowały przeciwko prowadzeniu kampanii wyborczej w takim miejscu. Były to osoby starsze, część z nich miała znaczki Komitetu Obrony Demokracji (KOD). Doszło do utarczek słownych.
Po kilku miesiącach, pięciu osobom policja postawiła zarzuty z kodeksu wykroczeń, dotyczące naruszenia porządku w miejscu publicznym.
W pierwszym procesie przed sądem rejonowym zostały one uniewinnione, ale sąd odwoławczy uwzględnił apelację policji, wyrok uchylił i sprawę przekazał I instancji do ponownego rozpoznania.
Policja w przypadku każdej z osób, której postawiła zarzuty, wnioskuje o miesiąc ograniczenia wolności i wyegzekwowanie w tym czasie od 20 do 40 godz. prac społecznych. Obrońcy i sami obwinieni wnosili w swoich piątkowych wystąpieniach o uniewinnienie.
Jeden z obrońców mec. Jakub Wende podkreślał w swojej mowie końcowej, że nie zostały naruszone żadne prawa i żadne dobra osób otwierających wystawę. "Nikt nie został w żaden sposób obrażony, uwagi kierowane pod adresem osób otwierających wystawę nie miały charakteru +wycieczek personalnych+" - mówił adwokat.
Dodał, że reakcja jego klientów wiązała się tym, że - w ich ocenie - doszło w trakcie otwarcia ekspozycji do naruszenia Kodeksu wyborczego. Wende przywoływał też zapisy Europejskiej Konwencji Praw Człowieka i orzeczenia Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu dotyczące wolności wypowiedzi w odniesieniu do wystąpień osób wypełniające funkcje publiczne.
Wszyscy obwinieni argumentowali, że nie mieli zamiaru zakłócać porządku i wywoływać zamieszania.
Marcin Skubiszewski (zgadza się na podawanie danych w mediach) powiedział, że ani on, ani pozostali obwinieni nie zrobili żadnego harmideru i nie zakłócili spotkania, a jeden z nich w ogóle nie odzywał się. Skubiszewski argumentował, że kiedy wystawa historyczna przerodziła się kampanię wyborczą, na sali powstało ogólne poruszenie, a on "tylko zabrał głos".
"Odpowiedzialność karna jest indywidualna. Więc nie można karać nas wszystkich za spowodowanie harmideru, tym bardziej, że cała sala była sprawcą zakłócenia wystawy" - dodał Skubiszewski. Inny z obwinionych dodał, że żaden z nich nie został wylegitymowany czy wyproszony przez policję z wernisażu, bo nie było takiej potrzeby.
"Bez względu na to, jakiego wydarzenia by to dotyczyło, spotkanie nie powinno być zakłócane" - argumentował z kolei Jarosław Golubek z suwalskiej policji, który występował jako oskarżyciel. "Czy tak mają przebiegać wystawy? Mieliśmy do czynienia z szumem, harmiderem i krzykami" - mówił Golubek. Według niego, z nagrań wynika jednoznacznie, że obwinieni zakłócili porządek podczas otwarcia wystawy. (PAP)
bur/ rof/ wkt/