2 października 1944 r. zakończyło się Powstanie Warszawskie. Jednym z ostatnich jego krwawych epizodów był bój pod Jaktorowem – jedna z największych bitew Armii Krajowej. Walka Zgrupowania „Kampinos” nie była jednak ani początkiem, ani końcem szlaku bojowego wielu spośród jego żołnierzy.
„Niemieckie dowództwa obserwowały z wielką troską obszar Puszczy i oczekiwały tylko na złagodzenie położenia na froncie i w Warszawie, ażeby zebrać odpowiednie siły i oczyścić Kampinos. Taka możliwość powstała dopiero w końcu września, gdy radziecka operacja zaczepna na Pragę została zakończona, a powstanie warszawskie wygasło” – pisał Jerzy Kirchmayer w słynnej monografii „Powstanie Warszawskie”. Bój przeszedł do historii jako jedna z największych bitew Armii Krajowej z wojskami niemieckimi. Użyto w nich sił należących do najbardziej elitarnych jednostek Wehrmachtu, czołgów, pojazdów pancernych i samolotów.
„Rzeczpospolita Kampinoska”
Nieodległa od Warszawy Puszcza Kampinoska wielokrotnie była miejscem działań partyzanckich i schronieniem przed represjami zaborców i okupantów. Dlatego już na początku wojny powstawały tam pierwsze struktury Polskiego Państwa Podziemnego. Stały się one VIII częścią Rejonu „Łęgów” VII Obwodu „Obroża” Okręgu Warszawskiego Armii Krajowej. Przez niemal cały okres okupacji największym problemem struktur AK w tym rejonie był brak uzbrojenia. Według przybliżonych szacunków, już w podczas trwania Akcji „Burza” uzbrojonych było zaledwie 350-450 żołnierzy. Mimo to w pierwotnych planach powstania powszechnego oddziały Rejony Łęgów miały opanować wiele strategicznych obiektów i dróg, takich jak lotnisko bielańskie i droga na Modlin w pobliżu Młocin.
Przełomem w historii Armii Krajowej na terenie Kampinosu była noc z 25 na 26 lipca 1944 r. Dowódca VIII Rejonu kpt. Józef Krzyczkowski ps. „Szymon” otrzymał zaskakującą informację o dużym oddziale partyzanckim w umundurowaniu z września 1939 r., który zatrzymał się w Dziekanowie Polskim koło Łomianek. Miał on liczyć niemal 900 dobrze uzbrojonych żołnierzy. Dowodził nimi cichociemny pułkownik Adolf Pilch ps. „Góra”, „Dolina”. W 1943 r., po przerzuceniu z Wielkiej Brytanii stanął na czele Zgrupowania Stołpeckiego AK, które od 1943 r. toczyło walki z komunistyczną partyzantką w okręgu nowogródzkim. Ponosił ciężkie straty, które sprawiły, że jego oddział liczył zaledwie kilkudziesięciu żołnierzy. Pilchowi udało się jednak odbudować swoje zgrupowanie, które wiosną 1944 r. liczyło około 800 żołnierzy. Połowę z nich stanowił oddział kawalerii. Wycofując się przed wkroczeniem Armii Czerwonej pozorował współpracę z Niemcami. Dowództwo AK odebrało to taktyczne porozumienie jako zdradę i nakazało przerwanie tych działań. Uchroniło to Pilskiego i jego żołnierzy przed wpadnięciem w ręce NKWD i Armii Czerwonej. Sowieci zdawali sobie sprawę z ogromnej skali walk Pilcha z partyzantką sowiecką w Puszczy Nalibockiej, w tym słynnym oddziałem braci Bielskich. Zawieszenie broni umożliwiło mu przejście kilkusetkilometrowego szlaku aż do Puszczy Kampinoskiej. Wraz z oddziałem na zachód podążała ludność cywilna pragnąca schronić się przed ponownym nadejściem sowietów.
Po spotkaniu z oddziałami w Kampinosie „Góra” podporządkował swój oddział „Szymonowi”. Zadecydował o tym po otrzymaniu od dowództwa AK rozkazu przedarcia się aż do Borów Tucholskich i zapowiedzi stanięcia przed sądem wojennym za rzekomą współpracę z Niemcami. Obaj dowódcy uznali ten rozkaz za niemożliwy do wykonania. Dzięki ich decyzji całość oddziałów VIII Rejonu liczyła niemal 2000 żołnierzy. Początkowo zachowywano fikcję porozumienia z Niemcami. Umożliwiło to odpoczynek i uzyskanie od Niemców zapasów leków, żywności i amunicji. Po kilku dniach niemieckie dowództwo w tym rejonie zorientowało się, że prawdziwym celem wielkiego zgrupowania nie jest żadna forma kolaboracji. Odpowiedzią na wydane przez Niemców polecenie przemarszu w inny region Puszczy były ataki na posterunki żandarmerii i straży granicznej, która strzegła przebiegającej na północ od Puszczy granicy między Generalnym Gubernatorstwem i Rzeszą.
W pierwszej połowie sierpnia oddziały „Szymona”, na podstawie wcześniejszych rozkazów, zaatakowały lotnisko na Bielanach. Atak zakończył się niepowodzeniem i utratą dużej ilości zapasów amunicji. Niemcy, unikając dalszych walk, zrezygnowali jednak z korzystania z zabudowań lotniska.
W połowie sierpnia żołnierze Zgrupowania „Kampinos” brali udział w atakach na Dworzec Gdański. W tych atakach zginęło ok. 400 żołnierzy, w większości pochodzących z Kresów. Niewielka liczba walczyła na Żoliborzu, aż do jego kapitulacji. Pod koniec sierpnia oddziały z Kampinosu po raz pierwszy zetknęły się z rosyjskimi oddziałami RONA. Żołnierze tej kolaboracyjnej formacji zajmowali się nie tylko zwalczeniem polskich partyzantów, ale przede wszystkim grabieżami i gwałtami we wsiach położonych na terenie Puszczy. W nocy z 2 na 3 września w trakcie tzw. wypadu na Truskaw rozbito Batalion RONA. W jego trakcie udało się zlikwidować całe dowództwo oddziału. W nocy z 6 na 7 września rozbity został również garnizon SS przy tartaku w Piaskach Królewskich. W walkach zginęło około 30 SS-manów.
W trakcie Powstania do oddziałów w Kampinosie dołączali żołnierze AK walczący w Warszawie. Między innymi 18 sierpnia dołączył pluton porucznika Tadeusza Gaworskiego ps. „Lawa” Wydziału Lotniczego KG AK (tzw. pluton lotniczy). Nie wziął udziału w ataku pułku AK „Garłuch” na lotnisko Okęcie, przeszedł przez Lasy Sękocińskie i Chojnowskie aż do Puszczy Kampinoskiej. Istotnym wsparciem były również zrzuty alianckie. Do końca sierpnia Grupa „Kampinos” wyzwoliła i w pełni kontrolowała środkową i wschodnią część Puszczy. Obszar był przez żołnierzy nazywany Rzeczpospolitą Kampinoską. Jednak wraz z coraz szybszym zmniejszaniem się obszaru Warszawy opanowanego przez powstańców, jasne stawało się, że Niemcy przerzucą większe i lepiej uzbrojone oddziały do Kampinosu. Losy Grupy miały rozstrzygnąć się w bitwie pod Jaktorowem.
Losy żołnierza
10 listopada 2016 r. zmarł jeden z ostatnich uczestników bitwy pod Jaktorowem Ryszard Bielański „Rom”. Podobnie jak wielu innych żołnierzy AK przed bitwą przeszedł niemal dwumiesięczny szlak bojowy Powstania Warszawskiego. Lato i jesień były dla Ryszarda Bielańskiego uwieńczeniem znacznie dłuższej służby wojskowej w szeregach Armii Krajowej, którą rozpoczął w 1942 r. Jego losy opisane w autobiografii „Prawie życie 1939-1956” stanowią emblematyczny przykład życiorysu żołnierza podziemia. Wybitny dziennikarz, powstaniec warszawski, Olgierd Budrewicz określił wspomnienia Ryszarda Bielańskiego jako „dokument bez śladów konfabulacji, choć ze zręcznie chwytanym kolorytem chwili”.
„Druga Rzeczpospolita umiała wychować patriotów najwyższej próby” – pisał Ryszard Bielański w książce „Prawie życie”. Czasy II RP pamiętał doskonale i wielokrotnie wracał do nich we wspomnieniach. Urodził się w 1922 r. w Suwałkach. Dzieciństwo i młodość spędził w Bydgoszczy. Jego ojciec walczył w Legionach i wojnie z bolszewikami. Miejsce zamieszkania rodziny zaważyło na jej losach we wrześniu 1939 r. Byli zmuszeni opuścić swój dom. Podobnie jak wiele innych rodzin Bielańscy przeżyli kilkumiesięczny okres tułaczki po kraju okupowanym przez dwa reżimy. „W tym czasie pieniądze we Lwowie nie miały znaczenia. Sowieckie zresztą też. Najbardziej poszukiwanymi artykułami były naturalnie towary spożywcze, jedzenie. Później sól, wódka, tytoń jako wymienna na wieś. Zostałem zawodowym staczem. Przed każdym otwartym sklepem spożywczym stały od rana do wieczora gigantyczne kolejki” – wspominał pierwsze miesiące pod sowiecką okupacją. Kilka miesięcy później Bielańscy zdecydowali się na ucieczkę przez zieloną granicę do Generalnego Gubernatorstwa. Wraz z matką Bielański dołączył do ojca, mieszkającego w Płudach pod Warszawą. Rozpoczął pracę na kolei.
W 1941 r. przyszły żołnierz Armii Krajowej rozpoczął poszukiwania kontaktów z państwem podziemnym. „Znalazłem znajomego, pana podporucznika, który mnie zaprotegował do innego pana podporucznika i tą metodą znalazłem się w oddziale, w Armii Krajowej. To był pluton 214., dowódcą był porucznik „Porawa”. Przeszedłem, z kolegami oczywiście, kurs szkoły podchorążych piechoty. To był rok 1942. W roku 1943, na jesieni, znalazłem się w oddziale 993W” – wspominał Ryszard Bielański w rozmowie z Archiwum Historii Mówionej Muzeum Powstania Warszawskiego. Głównym celem Referatu 993/W było wykonywanie wyroków na Niemcach i zdrajcach skazanych przez podziemne sądy. Bielański wziął udział między innymi w słynnej akcji na Kopernika 13. Jej celem było zlikwidowanie ukraińskich kolaborantów prowadzących rekrutację do dywizji SS „Galizien”. Bielański był również w obstawie akcji „za Kotarą”, która jak podkreślał „rozeszła się w opowieściach prawdziwych i przekolorowanych nie tylko po Warszawie”.
Wiosną 1943 r. Bielański obserwował dramat powstania w getcie warszawskim. „Przejeżdżając tramwajem przez miasto zobaczyłem niedaleko getta dym. Podjechaliśmy bliżej. To getto otoczone żandarmerią, szaulisami, policją granatową. Za murami płonęły budynki. Pytam konduktora co się dzieje? ‘Panie z księżyca pan spadł? Warszawa się pali’. Nie Żydzi, nie getto. Warszawa się pali. Tym stwierdzeniem oddał nastroje warszawiaków. Bez względu na stosunek do kwestii żydowskiej, pozostający po tej stronie muru rozumieli, że coś bezpowrotnie ginie, zostaje wymazane z pejzażu, kolorytu miasta. Ulega zagładzie część kultury polskiego społeczeństwa” – pisał po latach.
Przed godziną „W” oddział Bielańskiego liczył około 150 żołnierzy. Podczas Powstania Warszawskiego jako kompania „Zemsta”, nazwana tak dla uhonorowania poległego dowódcy podporucznika Tadeusza Towarnickiego, walczył w składzie batalionu „Pięść”. Ponurą zapowiedzią tego jak ciężkie dla żołnierzy AK i mieszkańców Warszawy będzie Powstanie był obserwowany przez Bielańskiego wyładunek najlepszych niemieckich oddziałów pancernych. „Czołgi, transportery opancerzone, samochody i pierwszy raz widziane przeze mnie gąsienicowe motocykle. Na opaskach czarnych mundurów czołgistów widniał napis ‘Hermann Goering’. Specjalnie się tym nie przejąłem” – wspominał w swojej książce ostatni dzień przed wybuchem Powstania.
Przed godziną „W” oddział Ryszarda Bielańskiego zebrał się na cmentarzu ewangelickim. „Koło godziny szesnastej przyszedł dowódca plutonu, porucznik ‘Naprawa’, w mundurze podporucznika z odznaczeniami wojskowymi, z Krzyżem Walecznych, rozpromieniony: ‘Chłopaki, godzina nasza wybiła. Idziemy do ataku. Zapłacimy szkopom za mordy, bestialstwa, za krew naszych rodaków’. Poszliśmy” – opowiadał w rozmowie z Archiwum Historii Mówionej. Tadeusz Towarnicki „Naprawa” zginął tuż po godzinie 17 w wymianie ognia, podczas próby zdobycia ręcznego karabinu maszynowego przy Okopowej 25. W kolejnych dniach Bielański ze swoimi kolegami obserwował płonącą Wolę. W końcu, 10 sierpnia otrzymali rozkaz przejścia na Stare Miasto i stamtąd na Muranów w okolice ulic Stawki. Brał udział w ciężkich walkach o położone w tej okolicy magazyny wojskowe. Ich zdobycie pozwoliło na uzupełnienie zapasów żywności i lekarstw. Na Muranowie Bielański został dwukrotnie lekko ranny.
„Z kompanii ‘Zemsta’ pozostały szczątki. Szczęśliwców do tej pory nie ranionych było zaledwie kilku” – opisywał ostatnie dni sierpnia na Starym Mieście. Przeżył ewakuację kanałami. „Poruszamy się w absolutnej ciemności. Od czasu, do czasu właz pod którym przechodzimy z emocjami i znów ciemność” – opisywał drogę na Żoliborz. Na początku września „nasz oddziałek odkomenderowano do Kampinosu”.
Ostatnia bitwa
Po walkach na Starówce i koszmarze ewakuacji kanałami Puszcza Kampinoska wydawała się Bielańskiemu i jego kolegom niemal oazą spokoju. „Kampinos był dobrze zaopatrzony w broń, amunicji nie żałowano. Jak myśmy byli na Starym Mieście, to na akcję wydawano odpowiednią ilość amunicji i jeden granat [ręczny na żołnierza], tak że trudno było to nazwać walką. Natomiast w Kampinosie już jednego i drugiego nie brakowało, były zrzuty” – wspominał w rozmowie z AHM. Pozorny spokój skończył się w ostatnich dniach września. 26 września dowództwo 9 Armii zakończyło opracowywanie planu rozbicia Grupy „Kampinos”. Zaangażowane do operacji „Sternschnuppe” („spadająca gwiazda”) siły można uznać za przytłaczające. Od północy Polaków zaatakować miały bataliony z 1 Dywizji Pancerno-Spadochronowej „Hermann Göring”, z 3 Dywizji Pancernej SS „Totenkopf” i 5 Dywizji Pancernej SS „Wiking”. Wsparciem dla nich miały być m.in. kolaboracyjne oddziały Ukraińskiego Legionu Samoobrony i lotnictwo. W sumie całość sił niemieckich liczyło około 6000 żołnierzy i żandarmów. Celem operacji miało być w pierwszej fazie opanowanie wschodniej części Puszczy. Następnie opanowana miała rejonów bliższych Warszawie.
27 września polskie dowództwo, zdając sobie sprawę z bliskiego końca Powstania i ryzyka okrążenia przez Niemców zdecydowało się na wymarsz z Puszczy w kierunku Gór Świętokrzyskich. Tego dnia marsz podjęło około 1400 żołnierzy. Pozostali, około 1300 posuwało się powoli na zachód, unikając większych starć z Niemcami. Wśród żołnierzy mjr. Alfonsa Kotowskiego „Okonia” był również Ryszard Bielański. „Pomaszerowaliśmy na południe, pod Jaktorów. Oczywiście wtedy nie wiedziałem, gdzie maszerujemy, bo szedłem jak baran tam, gdzie mnie prowadzono, jak wszyscy. Po drodze nadzialiśmy się na patrol żandarmów, który został zlikwidowany” – wspominał w rozmowie z AHM. Po latach wielu żołnierzy tego zgrupowania fatalnie oceniało dowodzenie „Okonia”. W ich opinii miał niedostatecznie przygotować tabor do długiego i powolnego przemarszu.
Dramat polskich żołnierzy rozpoczął się nad rzeką Utratą. Większość polskich sił znajdowała się na zachodnim brzegu, ale tabor dopiero szykował się do przeprawy. Wówczas straż tylna została pojazdy pancerne. W taborach wybuchło zamieszanie. Cześć wozów usiłowała wpław sforsować Utratę i ugrzęzła inny zatarasował drewniany most. Tej nocy z 28 na 29 września polskie zgrupowanie straciło kilkudziesięciu żołnierzy i dużą ilość sprzętu.
Rano 29 września Bielański wraz ze swoimi kolegami dotarł do linii kolejowej Warszawa-Żyrardów. Tam zarządzono postój. Była to decyzja fatalna w skutkach, ponieważ lotnictwu niemieckiemu udało się określić położenie oddziału. W trakcie jednego z lotów patrolowych Polakom udało się zestrzelić samolot rozpoznawczy Fw 189. W południe „Okoń” podjął decyzję o ataku na linię kolejową. Po przekroczeniu torów przez część oddziałów od strony Żyrardowa nadjechał uzbrojony niemiecki pociąg pancerny lub rodzaj ruchomej baterii - otwartych platformy przewożącej kilka czołgów PzKpfw IV oraz transportery opancerzone. Polacy zostali zdziesiątkowani ogniem dział i broni maszynowej. Po załamaniu się natarcia załoga pociągu ostrzelała tabory, powodując ogromne straty. W kolejnych godzinach Niemcy, wykorzystując bierność polskiego dowództwa zamknęli okrążenie i rozpoczęli intensywny ostrzał. W tym czasie zginął lub popełnił samobójstwo mjr „Okoń”. Po jego śmierci zgrupowanie przestało istnieć i każdy z drobnych oddziałów próbował wyrwać się z okrążenia. „Niemcy znowu nam popędzili kota. Biegniemy do głębokich rowów melioracyjnych. Po drodze trupy i ranni. Nie zapomnę… nigdy nie zapomnę – do końca życia będę miał w oczach jednego chłopaka i do końca życia będę słyszał jego głos: Panie Podchorąży, Pani podchorąży, niech mnie Pan ratuje… Nie ratowałem go. Przebiegłem obok. Nie było możliwości udzielenia pomocy” – pisał Ryszard Bielański o ostatnich godzinach bitwy. Jego oddziałowi udało się wyrwać z kotła, dzięki obejściu Żyrardowa od zachodu.
Straty Grupy „Kampinos” w bitwie pod Jaktorowem szacowane są na około 150–200 poległych, ok. 120 rannych oraz 150 wziętych do niewoli. Polacy utracili również większość koni, ciężkie uzbrojenie, tabory oraz zapasy amunicji. Wśród poległych było wielu najwyższych dowódców Grupy. Niemcy stracili kilkanaście pojazdów pancernych, jeden samolot i około 100-150 żołnierzy.
Tylko nielicznym udało się przedostać w Góry Świętokrzyskie. Jednym z ich był Ryszard Bielański. Tam walczył do stycznia 1945 r. w oddziale „Doliny”. W Górach Świętokrzyskich spędził wyjątkową Wigilię. 24 grudnia 1944 roku. „Pan Dolina zaprowadził nas do wsi Libiszów, gdzie nauczyciele urządzili nam Wigilię – piękną, wspaniałą, niezapomniana Wigilię. […] Jak napisałem drugą książkę, o Dolinie, ta książka dostała się do córki nauczycielki, która nam Wigilię urządzała. Córka napisała piękny list z podziękowaniem. Wyraziła się w ten sposób, że to była jedyna w swoim rodzaju – jej Wigilia i moja. To nas połączyło. To prawda. Ona była wtedy dzieckiem pięcio- czy sześcioletnim, ale zapamiętała sobie tę Wigilię” – wspominał w rozmowie z AHM.
Po latach Powstaniec podsumowując losy swojego pokolenia napisał: „Jesteśmy pierwszym pokoleniem urodzonym w wolnej Polsce. W czasie okupacji dobrze zdało ono egzamin patriotyzmu. Wychowali nas Polacy mający szczęście doczekać się cudem odzyskanej niepodległości. Te dwa pokolenia były koncentratem umiłowania Ojczyzny i Wolności”.
W miejscu bitwy, w Budach Zosinych koło Jaktorowa znajduje się partyzancki cmentarz z mogiłami 132 żołnierzy oraz odsłonięty w 2004 r. kamienny krzyż ze znakiem Polski Walczącej. Co roku w ostatnią niedzielę września w tym miejscu odbywają się uroczystości rocznicowe. Na pomniku wyryto słowa: „W hołdzie obrońcom Rzeczypospolitej spoczywającym snem wiecznym 132 żołnierzom Armii Krajowej Grupy Kampinos poległym w walce z niemieckim okupantem 29 września 1944 w boju pod Jaktorowem Cześć ich pamięci!”
Wszystkie cytaty pochodzą z Archiwum Historii Mówionej Muzeum Powstania Warszawskiego oraz książki Ryszarda Bielańskiego „Prawie życiorys”.
Michał Szukała (PAP)