Sąd przypisał sobie prawo dokonania poprawek w statucie Solidarności, czyli dopisania tego, czego wnioskodawcy nie napisali – dotyczyło to m.in. kierowniczej roli partii – powiedział prof. Andrzej Friszke w wywiadzie udzielonym portalowi dzieje.pl.
24 października 1980 r. został ogłoszony wyrok, ale w bardzo dziwny sposób. Sąd przypisał sobie prawo dokonania poprawek w statucie, czyli dopisania tego, czego wnioskodawcy nie napisali – dotyczyło to m.in. kierowniczej roli partii. Na to związek kategorycznie się nie zgodził. W gruncie rzeczy Polska stanęła wtedy po raz pierwszy przed perspektywą strajku generalnego. Wszyscy, nie tylko radykałowie, uważali, że trzeba przeciwko temu stanowczo zaprotestować i wymusić na władzy, albo wynegocjować, rejestrację w takim kształcie, w jakim sobie życzyła Solidarność.
Kolejne posiedzenia Komisji Krajowej zastanawiały się, czy postępować drastycznie, czy cała Polska ma od razu zastrajkować, czy tylko niektóre regiony, czy prowadzić jednocześnie jakieś rozmowy kuluarowe, czy nie. To był jeden z kluczowych momentów, który pokazał, jak bardzo ważny był Lech Wałęsa. Gdyby jego nie było albo nie miałby tak silnej pozycji, to jestem skłonny przypuszczać, że nastąpiłby rozłam w Solidarności. Jeden region poszedłby „na ostro”, drugi region poszedłby na ugodę i to by się wszystko rozlazło. Wałęsa po raz kolejny był w stanie scementować ten ruch, żeby się nie rozpadł i żeby poszedł z jednolitym stanowiskiem do sądu.
akr/