facebook/Urząd do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych
Niemiecki dom aukcyjny anulował licytację pamiątek i dokumentów po więźniach niemieckich nazistowskich obozów koncentracyjnych w Auschwitz i Majdanku oraz ofiar zbrodni katyńskiej dokonanej przez sowietów. Zareagowały MSZ i MKiDN; działań domagał się też pałac prezydencki.
Aukcja liczącej 623 artefakty prywatnej kolekcji „System terroru część II 1933-1945” miała się odbyć w poniedziałek w Domu Aukcyjnym Felzmann w Neuss.
W wyniku reakcji polskich władz licytacja została anulowana. Dom Aukcyjny zdjął ją ze strony internetowej, nie zamieścił jednak żadnego wyjaśnienia czy komentarza.
Wicepremier i minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski poinformował w niedzielę na platformie X, że u władz Westfalii w tej sprawie interweniował już od kilku dni ambasador Jan Tombiński. Z kolei sam szef MSZ rozmawiał z szefem MSZ Niemiec Johannem Wadephulem. „Zgodziliśmy się, że należy zapobiec takiemu zgorszeniu” - oświadczył Sikorski. Podkreślił, że „pamięć o ofiarach Holokaustu nie jest towarem i nie może być przedmiotem komercyjnego obrotu”. Dodał, że „polska dyplomacja apeluje o powrót artefaktów do Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu”.
Rzecznik prezydenta RP Rafał Leśkiewicz napisał na platformie X, że „Prezydent Karol Nawrocki oczekuje od polskiego rządu, żeby zażądał zwrotu, w ostateczności wykupił wszystkie pamiątki po Ofiarach zbrodni niemieckich na ziemiach polskich, a koszt tego przedsięwzięcia doliczył do ogólnego rachunku reparacyjnego!”.
Ministra kultury Marta Cienkowska zapowiedziała wyjaśnienie, skąd pochodzą pamiątki po ofiarach obozów koncentracyjnych, które miały być wystawione na aukcji w Niemczech. Zapewniła także, że jeśli okaże się, że są autentyczne, to Polska nie będzie ich kupować, tylko je odzyska.
Poinformowała, że MKiDN jest już w kontakcie z „właściwymi instytucjami”. „Oczekujemy pełnej dokumentacji, żądamy dostępu do wszystkich materiałów dotyczących pochodzenia tych przedmiotów i będziemy dążyć do ich jak najszybszego zabezpieczenia i zwrotu do Polski” - zadeklarowała.
Przeciwko aukcji zaprotestował m.in. Międzynarodowy Komitet Oświęcimski oraz Instytut im. Fritza Bauera we Frankfurcie nad Menem.
Zastępca prezesa IPN prof. Karol Polejowski zauważył, że na terenie Republiki Federalnej Niemiec znajduje się bardzo wiele rzeczy, które zostały z Polski „po prostu zrabowane”. „Te rzeczy, które wystawiono tutaj na aukcję, przecież też pochodzą z rabunku” - wskazał.
Dyrektor Instytutu Strat Wojennych dr Bartosz Gondek podkreślił, że handel tego typu przedmiotami jest „moralnie nie do przyjęcia”. - To jest wielki problem, ten handel pamięcią, handel przedmiotami, które nie powinny się znaleźć na żadnej aukcji. Myślę, że dla nas to będzie w przyszłym roku temat, który będziemy rozwijać w Instytucie - skomentował.
Jak podała gazeta „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, na liście obiektów przeznaczonych do sprzedaży znajdował się m.in.: list więźnia z Auschwitz „o bardzo niskim numerze” do adresata w Krakowie. Cena wywoławcza – 500 euro. Diagnozę lekarską z obozu koncentracyjnego Dachau dotyczącą przymusowej sterylizacji więźnia wyceniono na 400 euro. Karta z kartoteki Gestapo z informacją o egzekucji żydowskiego więźnia w getcie Mackheim w lipcu 1942 r. ma cenę wywoławczą 350 euro. W katalogu znajduje się też antyżydowski plakat propagandowy oraz gwiazda żydowska z obozu Buchenwald, a także list z akwarelą namalowaną przez Bronisława Czecha, polskiego narciarza i olimpijczyka zamordowanego w Auschwitz.
Katalog zawierał także ponad 20 materiałów dotyczących więźniów obozu koncentracyjnego na Majdanku - poinformowała PAP rzeczniczka Państwowego Muzeum na Majdanku Agnieszka Kowalczyk-Nowak. Z kolei Urząd do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych (UdSKiOR) przekazał, że Dom Aukcyjny Felzmann miał wystawić na sprzedaż także pamiątki związane z ofiarami zbrodni katyńskiej, a wśród nich znalazły się między innymi telegram jeńca Umińskiego z obozu w Starobielsku oraz koperta listu jeńca Jana Leszczyńskiego z obozu w Ostaszkowie.
Szef UdSKiOR Lech Parell przekazał, że na aukcji miały być też sprzedawane pamiątki po ofiarach zbrodni katyńskiej. W liście protestacyjnym do niemieckiego domu aukcyjnego podkreślił, że dokumenty pozostawione przez bliskich zamordowanych w 1940 roku przez sowiecki reżim „są częścią rodzinnej i narodowej pamięci”. Zaznaczył, że „ich właściwym miejscem są domy rodzin Ofiar lub – jeśli taka jest wola bliskich – zbiory muzeów. W tym wypadku Muzeum Katyńskiego w Warszawie lub Muzeum Ofiar Sybiru w Białymstoku” - napisał Parell.
Do sprawy odniósł się też rzecznik Muzeum Auschwitz Bartosz Bartyzel. Nieustannie apelujemy o przekazywanie do Muzeum Auschwitz wszelkich poobozowych pamiątek – powiedział w niedzielę PAP. Również rzeczniczka Muzeum na Majdanku podkreśliła, że takie pamiątki powinny trafiać do placówek. Jej zdaniem, gdyby artefakty trafiły do muzeum, mogłyby rzucić światło na nieznane dotychczas fakty dotyczące losów ofiar.
W odpowiedzi na pytanie „FAZ”, Dom Aukcyjny oświadczył, że prywatni kolekcjonerzy prowadzą intensywne badania i przyczyniają się do pogłębiania wiedzy historycznej. Ich działalność służy zachowaniu pamięci, a nie handlowaniu cierpieniem.
Redakcja „FAZ” przypomniała, że pierwsza część prywatnej kolekcji została sprzedana sześć lat temu. Kupcy dokumentów znajdują się między innymi w Ameryce.
Magdalena Gronek (PAP)
mgw/ lep/ aba/