Z edukacji domowej w większości korzystają rodziny wielodzietne; dzięki niej budowane są relacje rodzinne i rodzice mają wpływ na wychowywanie własnych dzieci - przekonywali we wtorek uczestnicy debaty poświęconej edukacji domowej, która odbyła się we wtorek w Sejmie z inicjatywy Kukiz'15 .
W debacie "Edukacja domowa wobec zmian ustawowych" wzięli udział m.in. przedstawiciele MEN, grupy roboczej edukacji domowej ds. kontaktów z MEN oraz rodzice dzieci mieszkających za granicą, korzystający z takiej edukacji.
W trakcie debaty ks. dr Andrzej Lubowicki z diecezji drohiczyńskiej przedstawił własne badania dotyczące charakterystyki rodzin korzystających z edukacji domowej. Wynikało z nich m.in., że edukacja domowa jest najczęściej stosowana wśród rodzin z trójką dzieci, choć - jak zaznaczył - różnica między nimi, a rodzinami posiadającymi jedno lub dwoje dzieci nie jest na tyle duża, aby mówić o stereotypie wielodzietności rodzin edukujących domowo. Udział wielodzietnych rodzin w takim systemie edukacji wynosił 57 proc.
Z kolei według Joanny Krupskiej ze Związku Dużych Rodzin 3Plus ok. 70 proc. rodzin, które biorą udział w edukacji domowej, to są rodziny wielodzietne. Jednocześnie wyraziła zdziwienie, że po reformie oświaty dla rodzin pojawiły się bariery w postaci rejonizacji do poziomu wojewódzkiego oraz ograniczenie z możliwości korzystania z poradni psychologiczno-pedagogicznej tylko do poradni publicznych.
"Wydaje mi się, że ogólnie w polityce państwa rodzina zabiera dużo miejsca, jest bardzo wyeksponowana, jest priorytetem. Program 500 plus jest takim mechanizmem, który przekazuje nie tylko pieniądze, ale pewien wyraz zaufania w stosunku do rodzin do tego w jaki sposób mogą korzystać ze swojej wolności. I wydaje mi się, że w takim kontekście ogólnej polityki państwa edukacja domowa mieści się w sposób znakomity. Wydawałoby się całkowicie logiczne, że obecny rząd będzie wspierał edukację domową" - powiedziała Krupska.
O tym, dlaczego zdecydowali się na edukację domową, mówili rodzice biorący udział w debacie. Agnieszka Sobolewska, mama czworga dzieci, przekonywała, że edukacja domowa buduje relacje rodzinne, między dziećmi, a także relacje w środowisku, w którym mieszkają. "Dzięki temu możemy istnieć jako rodzina, istnieć w społeczeństwie i mieć wpływ na wychowanie naszych dzieci" - mówiła.
Dodała, że jednym z większych problemów jest brak zrozumienia dla idei edukacji domowej ze strony ministerstwa i systemu. Jak mówiła, bardzo często rodzice korzystające z systemu edukacji domowej są postrzegani jako "grupy zbuntowanych ludzi". "Rodzice nie są zbuntowani, chcą po prostu czegoś, co jest dobre dla ich dzieci, tego co jest dobre też dla naszego państwa i dla narodu" - powiedziała.
Jakub Jaros, ojciec czworga dzieci, powiedział, że po doświadczeniach związanych z edukacją systemową najstarszego syna, razem z żoną zdecydowali się na edukację domową. "Uznaliśmy - i jesteśmy przekonani cały czas - że to najlepsze wyjście dla całej naszej rodziny" - mówił. Wyjaśnił, że chodziło zarówno o kwestie merytoryczne - jak jest realizowany program i jakie jest wsparcie dziecka oraz o kwestie światopoglądowe.
Zgodnie z prawem, każdy rodzic może wystąpić o zgodę na prowadzenie edukacji domowej swojego dziecka. Dzieci są formalnie przypisane do konkretnej szkoły wybranej przez rodziców. Uczą się w domu, korzystając z różnych form wsparcia oferowanych przez daną szkołę. Na zakończenie każdego roku nauki w swojej patronackiej szkole zdają egzaminy, które są podstawą klasyfikacji i promocji do następnej klasy. Otrzymują świadectwa takie same jak uczniowie uczący się w tej szkole, mają też legitymacje szkolne.
Zgodnie z obecnie obowiązującymi przepisami uczniowie uczący się w domu mogą być przypisani tylko do szkoły, która się mieści w województwie, na terenie którego mieszkają. Z kolei opinia potrzebna do uzyskania zgody na taką edukację, może być wydana tylko przez publiczną poradnię psychologiczno-pedagogiczną. Wcześniej nie było takich wymogów.
W lipcu, gdy przedstawiciele rodziców dzieci z edukacji domowej mówili na konferencji prasowej o ograniczeniu ich praw, zwłaszcza jeśli chodzi o dzieci polonijne, MEN wydało komunikat. Podkreślono w nim, że realizacja obowiązku szkolnego w polskim systemie edukacji dotyczy dzieci mieszkających na terenie Polski; polskie dzieci mieszkające za granicą mają obowiązek nauki w systemie kraju miejsca zamieszkania.
Odnosząc się zaś bezpośrednio do kwestii edukacji domowej, wyjaśniono, że szkoła, do której składa się wniosek dotyczący pozwolenia na edukację domową, musi się znajdować na terenie województwa, które jest miejscem zamieszkania ucznia. "Złożenie wniosku do szkoły w znacznej odległości od miejsca zamieszkania (...) utrudnia korzystanie z pomocy szkoły (...), nie mówiąc o korzystaniu z uczestnictwa w organizowanych na terenie szkoły zajęciach dodatkowych, do których uczeń z edukacji domowej ma prawo" - dodano w komunikacie MEN. (PAP)
autor: Paweł Dembowski
pd/ malk/