
Latające tramwaje i domy na Wiśle – tak Warszawę 2025 roku wyobrażano sobie sto lat temu Chińska pagoda na Placu Saskim, latające tramwaje i domy na Wiśle – tak Warszawę 2025 roku wyobrażali sobie sto lat temu twórcy pewnego komiksu. Od piątku można to zobaczyć w stołecznym Muzeum Karykatury.
Komiks o Warszawie 2025 roku ukazał się na łamach satyrycznego tygodnika „Szczutek”.
Pismo wydawane było we Lwowie, ale współpracowali z nim artyści i dziennikarze z całego kraju, również z Warszawy. Zamieszczane w „Szczutku” teksty i historyjki obrazkowe czasami dotyczyły polityki i wtedy się zdarzało, że cały nakład konfiskowała cenzura.
„Warszawę w roku 2025” opracowali wspólnie Benedykt Hertz i Aleksander Świdwiński. Pierwszy z nich był lewicowym publicystą, współpracował z takimi pismami jak „Głos”, „Goniec Krakowski” i „Robotnik”.
Pisał również książki dla dzieci oraz tworzył satyry polityczne; w latach 20. i 30. pracował też w Polskim Radiu. Od urodzenia był związany z Warszawą i jej środowiskiem, a w komiksie na łamach „Szczutka” w żartobliwej formie odnosił się do tego, czym żyła stolica. Sportretował np. Wincentego Witosa, czołowego polityka II Rzeczpospolitej oraz Franciszka Fiszera – najbardziej znaną postać warszawskiej śmietanki towarzyskiej.
Świdwiński był malarzem związanym z ruchem formistów, rysował nie tylko dla „Szczutka”, ale też dla innych poczytnych gazet.
Bohaterem stworzonego przez Hertza i Świdwińskiego komiksu jest pewne małżeństwo, które postanawia przespać całe stulecie, bo nie potrafi sobie poradzić z kłopotami jakie przysparzała rzeczywistość w 1925 roku. Kiedy małżonkowie się obudzili – w 2025 roku – Warszawa w niczym nie przypominała już tego miasta, jakie znali.
Na Placu Saskim – w miejscu po soborze św. Aleksandra Newskiego (w momencie drukowania komiksu trwała właśnie rozbiórka tej wzniesionej przez władze carskie świątyni) – stała chińska pagoda, a na ulicach wiele osób chodziło w kojarzących się z Chinami strojach.
Pokazując Warszawę w chińskich rękach Hertz i Świdwiński nawiązywali do mitu o „żółtym niebezpieczeństwie” – w latach dwudziestych XX wieku wiele osób na Zachodzie obawiało się, że świat będzie kiedyś należał do Azjatów.
- Warszawa w wizji Hertza i Świdwińskiego raczej nie miała być rodzajem science fiction. Brak rozmachu „Metropolis” tłumaczyłbym samym formatem. Mamy tu do czynienia z komiksem publikowanym w prasie. Wówczas przyjęło się, że komiks taki ma formę kadru z umieszczonym pod nim podpisem – w tym przypadku nawet rymowanym. Siłą rzeczy nie mamy za bardzo przestrzeni, aby to miasto było głównym bohaterem. Liczy się ruch, emocje. Komiks ten to bardziej komentarz polityczny na temat ówczesnej Polski - wyjaśnia kurator i pomysłodawca wystawy w Muzeum Karykatury, Michał Olech.
Jak przyznaje, to właśnie komiks Hertza i Świdwińskiego zainspirował go do jej stworzenia.
- Pomyślałem sobie, że to dobry temat: pokazać jak dzisiejszą Warszawę wyobrażano sobie sto lat temu, ale również przedstawić jej wizję ze strony współczesnych polskich artystów komiksowych.
Oprócz komiksu Hertza i Świdwińskiego na wystawie w Muzeum Karykatury zobaczyć można również prace innych artystów - Edyty Kranc, Rafy Janko, Jakuba Topora, Beaty Pytko, Marcina Podolca i Anny Krztoń.
Wystawa będzie czynna do 12 października. (PAP)
Pt/ jkrz/