Okres Bożego Narodzenia, którego fakt w stalinowskiej Polsce próbowano przemilczeć, był szczególnym momentem, w którym władze łączyły walkę z Kościołem ze szczególną troską o indoktrynację najmłodszego pokolenia. Efektem tej kombinacji była tzw. choinka noworoczna.
Po tym, jak komuniści rozprawili się z podziemiem niepodległościowym, zlikwidowali możliwość działania legalnej opozycji, a także zneutralizowali wewnętrznych przeciwników we własnych szeregach, jedyną realną siłą, jaka stała przed nimi na drodze do przejęcia pełnej kontroli nad państwem i obywatelami był Kościół katolicki. Władzom wydawało się, że wykorzystując dostępny aparat terroru, w połączeniu z potężnymi narzędziami propagandowymi i ten przeciwnik zostanie pokonany. Czas pokazał, że Kościół nie tylko przetrwał, ale stał jeszcze w opozycji do władzy przez kolejne kilka dziesięcioleci. Na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych XX w. komuniści uznali, że formuła polityki wzajemnego „mijania się” państwa i Kościoła już się skończyła. Przyszedł czas na otwartą walkę z religią.
Szkoły zostały pozbawione krzyży i innych symboli religijnych, blokowano możliwość nauczania religii, usuwano katechetów, których niejednokrotnie oskarżano o przynależność do nielegalnych organizacji. Ograniczano działalność duszpasterstwa w wojsku, blokowano działalność wydawnictw kościelnych i możliwość pracy charytatywnej Kościoła katolickiego. W świetle fleszy reporterów prasowych i mikrofonów radiowych przeprowadzono serię pokazowych procesów przeciwko księżom. Komuniści dużo energii poświęcili na dokonanie rozłamu wśród duchowieństwa. Wspierany przez władze tzw. ruch księży-patriotów miał w zamierzeniach zneutralizować działanie Kościoła od środka.
Dzieci i młodzież w oczach komunistycznych propagandystów zajmowały szczególne miejsce. To one miały stanowić trzon przyszłego, zlaicyzowanego, socjalistycznego społeczeństwa. To właśnie młode pokolenie, pozbawione utrwalonych poglądów, stanowiło dla władz materiał, który należało odpowiednio uformować. Dzieci miały pełnymi garściami czerpać ze zdobyczy marksizmu-leninizmu, rozwijać swoją miłość do Polski Ludowej i Związku Radzieckiego, kształtować krytyczny stosunek do kultury zachodniej. Ponieważ słusznie zakładano, że rodzice mogą nie zaakceptować tych pomysłów, więc państwo musiało wziąć na siebie ciężar ideologicznego wychowania młodego obywatela. Szczególną rolę w tym zadaniu mieli odegrać nauczyciele. To oni mieli wychowywać młode pokolenie. Wychowywać je w duchu internacjonalizmu, w duchu świeckim.
Podlegające Ministerstwu Oświaty szkoły wspierały w tych działaniach również inne podmioty. Na pierwszym miejscu warto wymienić Towarzystwo Przyjaciół Dzieci (TPD), które prowadziło własne szkoły, przedszkola, świetlice czy czytelnie. Do niego dochodziły jeszcze podporządkowane PZPR i realizujące jej politykę organizacje młodzieżowe: Związek Młodzieży Polskiej, Powszechna Organizacja „Służba Polsce”, Związek Akademicki Młodzieży Polskiej czy przebudowane ideologicznie po 1948 r. harcerstwo.
Starano się możliwie skutecznie odciągać dzieci i młodzież od Kościoła. Alternatywą dla niedzielnych nabożeństw były specjalne ogniska niedzielne, w czasie których w możliwie najatrakcyjniejszej formie zapewniano dzieciom rozrywkę przez kilka godzin. Urządzano także niedzielne poranki filmowe, widowiska teatralne i zabawy szkolne. Inną formą zaangażowania niedzielnego najmłodszych były m.in. marszobiegi szlakiem zwycięstw I Armii Wojska Polskiego.
Boże Narodzenie stanowiło dla władz komunistycznych nie lada problem. O ile można było zablokować aktywność niektórych duchownych, o ile można było zachęcać dzieci do udziału w innych formach aktywności, to trudno było walczyć z zakorzenionym w społeczeństwie zwyczajem obchodzenia świąt Bożego Narodzenia. Warto na marginesie dodać, że prasa w pierwszej połowie lat pięćdziesiątych próbowała całkowicie pomijać fakt istnienia świąt. Zamiast informowania o przygotowaniach świątecznych pisano o przedterminowym wykonaniu zadań produkcyjnych w kolejnych latach realizacji planu sześcioletniego. Zamiast życzeń świątecznych rozpisywano się o życzeniach robotników z okazji kolejnych urodzin Józefa Stalina.
Przykładem szczególnej działalności mającej wychować młodego obywatela w świeckim duchu, były tzw. choinki noworoczne, które odbywały się zawsze pomiędzy 27 grudnia a 6 stycznia. Początkowo organizowane tylko w niektórych placówkach TPD, od 1949 r. weszły na stałe do kalendarza obowiązkowych imprez dla dzieci i młodzieży i były przygotowywane również w innych instytucjach. Aby dać odpór religijnemu charakterowi obchodów Bożego Narodzenia, choinki noworoczne miały mieć całkowicie świecki charakter. Jak określał to Zarząd Główny TPD uroczystości powinny „obudzić w dzieciach rosnącą dumę i entuzjazm dla osiągnięć Polski Ludowej, szacunek dla pracy budowniczych socjalizmu i chęć uczestniczenia w wielkim dziele przebudowy naszego ustroju”.
Imprezy miały mieć bogatą oprawę. Dużo wagi przykładano do dekoracji pomieszczeń, w których organizowano taką uroczystość. Wszelkie ozdoby miały mieć baśniowy albo realistyczny charakter. Zgodnie z założeniami miały unikać formalizmu. Mile widziane były godła radzieckich organizacji młodzieżowych, a także sztandary państw demokracji ludowej. W salach zabaw wywieszano zatwierdzone wcześniej cytaty z wypowiedzi Bolesława Bieruta czy Feliksa Dzierżyńskiego, które nawiązywały do roli młodego pokolenia.
Kluczowym elementem dekoracyjnym była jednak choinka. Według ideologów z TPD, w swej formie miała być swoistym połączeniem tradycji z nową, świecką, socjalistyczną treścią. Gwiazdę Betlejemską, jabłka czy aniołki zastąpiły papierowe podobizny robotników i chłopów, makiety traktorów i zakładów przemysłowych, a przede wszystkim gołąbki pokoju. Łańcuchy choinkowe, które w tradycji chrześcijańskiej symbolizują zniewolenie grzechem, były dopuszczalnie, jednak w swoistej formie – ich ogniwa miały kształt szóstek, które nawiązywały swą formą do planu sześcioletniego.
Prasa zapraszając na choinki noworoczne nie pomijała aspektów ideologicznych tej imprezy. Pisano, że uroczystości dla dzieci powinny spełniać zadanie wychowawcze i pogłębiać wśród nich miłość do ojczyzny. „Dziecko powinno w czasie zabawy zapoznać się z naszymi osiągnięciami gospodarczymi i kulturalnymi – pisano w grudniu 1951 r. – ubranymi w jak najprostszą, a jednocześnie najbardziej atrakcyjną formę, musi w czasie Choinki Noworocznej uzmysłowić sobie, że wstępujemy w trzeci rok Planu 6-letniego”. Nieodłącznym elementem takich imprez była wizyta – oczywiście nie świętego Mikołaja, tylko Dziadka Mroza, który przynosił dzieciom upominki. Zanim jednak przekazał prezenty i on wygłaszał swoiste kazanie propagandowe. „Mówił o tym, komu dzieci zawdzięczają swoje szczęśliwe dzieciństwo, mówił o wysiłku ich rodziców, którzy budują szczęście dla swoich dzieci, mówił o Bolesławie Bierucie, którego gorące serce bije dla szczęścia polskich dzieci” – relacjonowała prasa.
Imprezy choinkowe miały być atrakcyjne. Zapewniano bufet ze słodyczami, loterię fantową, tańce, gry zręcznościowe i występy dziecięcych zespołów świetlicowych. Widowiska również nie pozostawały obojętne na realia polityczne. Lokalna gazeta partyjna wyjaśniała: „Znajdzie w nich odbicie walka o pokój, który jest wspólnym pragnieniem dzieci całego świata. Znajdzie w nich wyraz miłość do Związku Radzieckiego, który czuwa nad szczęściem wszystkich dzieci”. Istotną cechą tych imprez było to, że były one przygotowywane nie dla wszystkich dzieci. Zaproszenia kierowano przede wszystkim dla dzieci rodziców z przodujących spółdzielni produkcyjnych, dzieci racjonalizatorów i przodowników pracy, członków związków zawodowych.
Choinki noworoczne dla dzieci odbywały się również w kolejnych latach, jednak stopniowo znikały z ich programu elementy ideologiczne. Już w 1954 r. na łamach prasy wskazywano na zmęczenie dzieci ciągłą indoktrynacją i prowadzono dyskusję o konieczności stopniowego odpolityczniania życia codziennego dzieci. Kulminacją tego procesu były imprezy noworoczne organizowane na przełomie roku 1956 i 1957, kiedy do dzieci nie przyszedł już Dziadek Mróz, ale Mikołaj, choć w dalszym ciągu nie był on świętym Mikołajem... Nie trzeba było też już być dzieckiem przodownika, żeby wziąć udział w zabawie. Można było kupić bilety na tę uroczystość.
Paweł Szulc
Źródło: MHP