Na 10 miesięcy więzienia skazał sąd w Indonezji ekologa, uznanego za winnego wychwalania komunizmu. Indonezyjskie prawo przewiduje surowe kary za propagowanie doktryny, która leżała u źródeł jednego z najtragiczniejszych wydarzeń w historii kraju.
Proces 38-letniego Heriego Budiawana toczył się w mieście Banyuwangi, na wschodnim wybrzeżu Jawy. Sąd uznał go we wtorek za winnego wychwalania komunizmu podczas protestu z 2017 roku przeciwko otwarciu kopalni złota. Prokuratura domagała się siedmiu lat pozbawienia wolności.
Podczas protestu niektórzy uczestnicy nieśli transparenty z sierpem i młotem, a Budiawana wskazano jako organizatora demonstracji.
Trzech innych demonstrantów, którzy mieli przy sobie takie transparenty, także zostało oskarżonych o wychwalanie komunizmu. Wkrótce rozpoczną się ich procesy.
Zgodnie ze zmianami w kodeksie karnym, które wprowadzono pod koniec lat 90. XX wieku, propagowanie komunizmu lub innych lewicowych ideologii jest w Indonezji nielegalne, a kary mogą sięgać 12 lat więzienia.
Według historyków prawie 500 tys. osób związanych z Komunistyczną Partią Indonezji zginęło w masakrach dokonanych przez armię i cywilne bojówki od października 1965 roku do marca 1966 roku. Masakry rozpoczęły się po stłumieniu przez generała Suharto nieudanego zamachu stanu z 1965 roku, który przypisywano komunistom. Suharto następnie przejął władzę i przez 32 lata żelazną ręką kierował krajem. Został odsunięty podczas rewolty z 1998 roku wywołanej przez azjatycki kryzys finansowy, a zmarł 10 lat później.
Podczas rządów Suharto masakry przedstawiano jako niezbędny etap, by uwolnić kraj od komunizmu. Przed masakrami Indonezja miała trzecią na świecie pod względem wielkości partię komunistyczną po Chinach i ZSRR. W ubiegłym roku minister obrony Ryamizard Ryacudu ocenił, że komuniści "zasługiwali na śmierć". (PAP)
jhp/ ap/