Około 10 tysięcy osób przeszło w piątek ulicami w Kijowa w Marszu Chwały Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA). Doroczna akcja, zorganizowana przez nacjonalistyczną partię Swoboda, obyła się bez incydentów. Choć uczestnicy demonstracji spalili flagę rządzącej Partii Regionów prezydenta Wiktora Janukowycza oraz nawoływali Ukraińców do nowej rewolucji, na poprzedzającym marsz wiecu politycy Swobody apelowali głównie o poparcie ich ugrupowania w zaplanowanych jesienią przyszłego roku wyborach parlamentarnych.
"Precz z kryminalistą!", "Precz z rządzącą bandą!", "Rewolucja, rewolucja!" - wykrzykiwali idący ulicami Kijowa demonstranci domagając się również uznania partyzantów z UPA za bojowników o wolność Ukrainy.
Marsz partii Swoboda przeszedł od pomnika ukraińskiego wieszcza narodowego, Tarasa Szewczenki, przez plac św. Zofii na którym znajduje się pomnik Bohdana Chmielnickiego, do Soboru św. Michała, gdzie zorganizowano uroczysty koncert.
Na całej trasie pochodu rozstawieni byli milicjanci. Maszerującym towarzyszyli też funkcjonariusze milicyjnych oddziałów specjalnych "Berkut". MSW Ukrainy poinformowało, że do ochrony porządku publicznego skierowano cztery tysiące milicjantów.
UPA walczyła podczas II wojny światowej zarówno przeciwko Niemcom jak i ZSRR. Od wiosny 1943 r. prowadziła także działania zbrojne przeciwko ludności polskiej Wołynia, Polesia i Galicji Wschodniej zmierzające do jej całkowitego usunięcia z tych terenów. Oblicza się, że ofiarą działań UPA padło ok. 100 tys. Polaków.
Na Ukrainie UPA traktowana jest dwojako. Na zachodzie kraju jest ona uważana za formację walczącą o niepodległość państwową. Na wschodzie panuje opinia, że UPA była organizacją zbrodniczą, która kolaborowała z hitlerowskimi Niemcami.
Z Kijowa Jarosław Junko (PAP)
jjk/ jm/