Koszyczki i ręcznie robione serwetki do święconek, palmy wielkanocne, tradycyjne pisanki lipskie, siemiatyckie oraz robione współcześnie na Kurpiach pisanki "ubrane" we frywolitkową koronkę można było kupić w niedzielę na Białostockim Jarmarku Wielkanocnym.
Przed niedzielą palmową i Wielkanocą organizuje go od lat w centrum Białegostoku Muzeum Podlaskie. Na kramach przed Ratuszem - główną siedzibą muzeum - rozstawiają zawsze stoiska zarówno twórcy ludowi, jak i producenci tradycyjnej żywności, rzemieślnicy.
"Jarmarki to staropolska miejska tradycja. Już na początku XVI wieku, jak pisał Zygmunt Gloger, zabroniono organizowania ich po wsiach. Staraniem Jana Klemensa Branickiego, pierwszy przywilej na organizację miejskich jarmarków w Białymstoku nadał król August II Mocny 7 stycznia 1723 roku" - przypomina Muzeum Podlaskie, które kontynuuje tradycje jarmarków.
Na niedzielnym jarmarku nie mogło zabraknąć najbardziej znanych podlaskich pisanek - z Lipska nad Biebrzą. Charakterystyczne, robione rozgrzanym woskiem wzory, nanosi się na pisankę główką od szpilki zamocowaną w drewnianym patyczku. Pisanka lipska jest na Liście Produktów Tradycyjnych Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi.
Lipskie pisanki od 30 lat wykonuje pani Zofia Sztukowska. Na jarmarku powiedziała PAP, że gdy przyjechała przed laty do Lipska, nie znała tych pisanek, ale podobały się jej i zaczęła je robić. Mówiła, że lipskie pisankarki prowadzą warsztaty z robienia tych pisanek, i w samym Lipsku twórczynie nie obawiają się o to, że ta tradycja zaniknie. Nie brakuje młodych, którzy chcą się tego uczyć.
Pisanki siemiatyckie, wykonane zarówno na jajkach pełnych oraz wydmuszkach prezentowała Helena Kiczko z Bielska Podlaskiego, która również wytwarza je od wielu lat. Pani Helena powiedziała PAP, że w sezonie robi z córką około pięciuset pisanek. "To już teraz jest pisanie jej bardziej niż moje" - mówi twórczyni. Podkreśla, że nie da się zrobić wielu pisanek, bo to "precyzyjna robota". Twórczyni tradycję przekazała wnuczce, ale obserwuje, że młode pokolenie nie ma wystarczająco dużo czasu, by kontynuować dzieło swoich babć.
Te obawy podziela także Laura Bziukiewicz z Wachu na Kurpiach, która na białostockim jarmarku pokazywała m.in. pisanki zdobione koronką frywolitkową; w tej technice miała także wykonane serwetki. PAP powiedziała, że z jej obserwacji z warsztatów rękodzielniczych, które prowadzi wynika, że wiele młodych mam w ogóle nie robi z dziećmi w domach pisanek, nie uczy się tego, bo nie ma na to czasu, a taka wspólna praca integruje rodzinę.
"Odchodzi starsze pokolenie, które to zna, a młode, często wychowywane w oderwaniu od swoich dziadków, pradziadków, tego nie docenia" - powiedziała Bziukiewicz. Mówi, że ludzie wolą kupować gotowe, niekoniecznie wykonane przez twórców rzeczy; ważne, by były tanie. Ocenia, że to efekt właśnie braku czasu.(PAP)
autor: Izabela Próchnicka
kow/ je/