Poznański sąd skazał czterech mężczyzn na kary więzienia od roku do trzech lat za kradzież obrazów, które miały należeć do tzw. Kolekcji Goebbelsa. Dzieła sztuki okazały się falsyfikatami. Cztery inne osoby, które zasiadły na ławie oskarżonych, sąd uniewinnił.
Do zdarzenia doszło w lipcu 2016 roku. Do jednego z poznańskich mieszkań przyszło kilku mężczyzn, którzy ukradli blisko 90 obrazów. Złodzieje podszyli się za policjantów i tłumaczyli właścicielowi kolekcji, że muszą zabrać dzieła sztuki na badania, bowiem mogą one mieć związek z pewnym przestępstwem.
Mężczyźni byli przekonani, że weszli w posiadanie tzw. Kolekcji Goebbelsa. To zbiór dzieł wybitnych malarzy takich jak Edvard Munch, Salvador Dali, czy Jacek Malczewski, której wartość sięgać może setek milionów złotych. Tymczasem tylko trzy obrazy z 87 okazały się oryginalne, a łączną wartość dzieł sztuki wyceniono na zaledwie 30 tysięcy złotych.
Sprawcy szybko zostali zatrzymani przez policję. Ośmiu z nich zasiadało na ławie oskarżonych, wśród nich byli m.in. czynni i emerytowani przedstawiciele różnych służb mundurowanych - policji, straży granicznej czy ochrony kolei.
W poniedziałek sąd skazał głównych organizatorów przestępstwa - Michała K. na trzy lata więzienia i Grzegorza L. na dwa lata więzienia. Z kolei Marek W. i Paweł G. zostali skazani na 12 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na rok. Sąd jednocześnie uniewinnił czwórkę pozostałych oskarżonych - Jakuba D., Piotra G. Andrzeja Sz. i Wojciecha O. uzasadniając, że prokuratura oskarżając wspomniane osoby, oparła się tylko i wyłącznie na zeznaniach Grzegorza L.
"Sąd nie podzielił takiej (prokuratury - PAP) oceny wyjaśnień. Grzegorz L. w swoich zeznaniach raz wskazuje, że pomysł działania +na policjanta+ powstał niejako spontanicznie podczas pierwszej wizyty w mieszkaniu poszkodowanego, która miała miejsce 19 lipca. Innym razem L. wskazuje, że ten sposób został wymyślony przez wszystkich ośmiu oskarżonych od samego początku działania. L. wspomina, że poszkodowanego łącznie odwiedzili trzy razy, podczas, gdy takie wizyty były tylko dwie, co potwierdza sam pokrzywdzony" - powiedział sędzia Tomasz Borowczak.
Dodał też, że Grzegorz L., w różnych fazach postępowania, zmieniał swoją wersję wydarzeń, która pozostawała w sprzeczności z wyjaśnieniami innych współoskarżonych oraz samego poszkodowanego. Miał on też przypisywać innym osobom biorącym udział w kradzieży działania, w których nie brali udziału.
Sąd przy ogłaszaniu wyroku oparł się przede wszystkim na zeznaniach właściciela skradzionej kolekcji Jana Cz., którego wyjaśnienia dotyczące zachowania odwiedzających go oskarżonych były cały czas konsekwentne i logiczne.
"Oskarżeni Michał K., Paweł G. i Grzegorz L. przedstawili się jako policjanci i pokazywali odznaki policyjne, mimo że żaden z nich w tym czasie nie był funkcjonariuszem policji. Z kolei Marek W. został przedstawiony jako policjant, ale nie wyprowadził poszkodowanego z błędu. Pokrzywdzony był przekonany, że odwiedzający go mężczyźni są policjantami, którzy na potrzeby toczącego się śledztwa, zabezpieczają obrazy będące jego własnością" - tłumaczył sędzia Borowczak.
Sąd przychylił się do linii obrony czwórki pozostałych oskarżonych, którzy tłumaczyli się, iż nie wiedzieli, że uczestniczą w nielegalnym procederze.
"Linia obrony zaprezentowana przez tych oskarżonych, wskazująca na przekonanie o legalności ich działań z działaniami współoskarżonych winna być w ocenie sądu przekonywującą. Ci oskarżeni działali w usprawiedliwionym, błędnym przekonaniu, że pomagają funkcjonariuszom szeroko pojętych służb specjalnych w odzyskaniu dzieł sztuki" - zaznaczył Borowczak.
Wyrok nie jest prawomocny, obie strony nie wykluczają apelacji.
"To była kwestia oceny sądu. Ten sam materiał dowodowy został przez sąd nieco inaczej oceniony. Swoje zdanie natomiast zawarłem w akcie oskarżenia" - powiedział po ogłoszeniu wyroku prokurator Paweł Barańczak.
autor: Marcin Pawlicki (PAP)
lic/ js/