Jerzy Skolimowski, wybitny reżyser i scenarzysta filmowy, jeden z twórców polskiej filmowej nowej fali, laureat nagród w Berlinie, Cannes i Wenecji, a także aktor, poeta i malarz, kończy w sobotę 80 lat.
Choć znany jest jako reżyser i scenarzysta, Jerzy Skolimowski - laureat m.in. weneckich Złotych Lwów za osiągnięcia życia (2016), Złotej Palmy w Cannes za "Fuchę" (1982) i "Złotego Niedźwiedzia" w Berlinie za "Start" (1967) - to także m.in. poeta i malarz. Pomimo tego, że za kamerą nie stał od trzech lat, gdy na ekrany weszło "11 minut" według jego scenariusza i w jego reżyserii, we wrześniu zobaczymy kolejny film Skolimowskiego. Wielki filmowiec wystąpi w nim, zresztą nie po raz pierwszy, na ekranie.
Znajdujący się w fazie postprodukcji "Juliusz" to najnowszy film Aleksandra Pietrzaka ("Mocna kawa wcale nie jest taka zła", "Ja i mój tata"). Obraz powstaje według scenariusza - bagatela - czterech twórców: stand-uperów Abelarda Gizy i Kacpra Rucińskiego, scenarzysty Łukasza Światowca ("Planeta singli") i dziennikarza filmowego Michała Chacińskiego. Prócz Skolimowskiego, który zagra w nim niewielką, ale podobno znaczącą rólkę Chorwata, na ekranach kin zobaczymy także m.in. Wojciecha Mecwaldowskiego, Annę Smołowik i Jana Peszka, oraz scenarzystów Kacpra Rucińskiego i Abelarda Gizę.
Choć znany jest jako reżyser i scenarzysta - laureat m.in. weneckich Złotych Lwów za osiągnięcia życia (2016), Złotej Palmy w Cannes za "Fuchę" (1982) i "Złotego Niedźwiedzia" w Berlinie za "Start" (1967) - to także m.in. poeta i malarz. We wrześniu zobaczymy kolejny film Skolimowskiego. Wielki filmowiec wystąpi w nim, zresztą nie po raz pierwszy, na ekranie.
Jerzy Skolimowski urodził się 5 maja 1938 r. w Łodzi. Do gimnazjum chodził w czeskich Podiebradach, wraz z Milosem Formanem, Vaclavem Havlem i Ivanem Passerem. Była to, jak wspominał po latach w wywiadzie dla "Polish Weekly Magazine Cooltura", jedyna tego typu szkoła w Europie Centralnej w stylu angielskich szkół – z internatem, dla samych chłopców itd. "Potem komunistyczny reżim +zaprosił+ do szkoły dziewczęta. Przyszła pierwsza dziewczyna o rozmiarach Marylin Monroe i zupełnie rozwaliła całą szkołę. Chłopcy już nie byli ci sami... Co tam się działo... (...) To była fantastyczna szkoła – greka, łacina, warsztaty introligatorskie, mechaniczne, dużo sportu. Kazano nam wstawać skoro świt bez względu na pogodę i gimnastykować się na dziedzińcu szkoły" - opowiadał.
W 1959 roku reżyser ukończył etnografię na Uniwersytecie Warszawskim, a cztery lata później studia na Wydziale Reżyserii łódzkiej Filmówki. Jeszcze przed rozpoczęciem szkoły debiutował przy znaczących tytułach - "Niewinnych czarodziejach" Andrzeja Wajdy (1960) i "Nożu w wodzie" Romana Polańskiego (1961).
Pierwszy ze wspominanych filmów był efektem spotkania trzech różnych pokoleń: reżysera Andrzeja Wajdy i scenarzystów, nieznacznie młodszego Skolimowskiego i odrobinę Jerzego Andrzejewskiego. Skolimowski był zresztą jedną z osób widocznych na ekranie. W "Niewinnych czarodziejach" zagrał obok innych znanych postaci Warszawy końca lat 50., m.in. Krzysztofa Komedy, Andrzeja Trzaskowskiego, Zbigniewa Cybulskiego.
Jego kariera aktorska rozpoczęła się jednak wcześniej, w 1960 roku, gdy Skolimowski po raz pierwszy wystąpił w swoim własnym filmie, krótkometrażowym "Hamlesiu" nawiązującym do dzieł Szekspira.
Na pierwszym roku studiów w Łodzi Skolimowski, który trenował przez pewien czas boks, dowiedział się - jak opowiadał w jednym z wywiadów - że Polski Komitet Olimpijski ogłosił konkurs na scenariusz filmu instruktażowego o tej dyscyplinie. Napisał konspekt, podpisał kontrakt i dostał budżet - tak zrobił swój kolejny film.
Późniejszy "Nóż w wodzie", uznawany za jeden z najlepszych obrazów w historii polskiego kina, to opowieść o wybierającym się na żagle małżeństwie, które na pokład swojego jachtu decyduje się zabrać młodego człowieka. Podobno Skolimowski był także jednym z kandydatów do roli chłopaka - zresztą jak sam Polański - ale ostatecznie otrzymał ją Zygmunt Malanowicz. Film, do którego muzykę skomponował kolejny wielki tamtych czasów, słynny jazzman Krzysztof Komeda - autor ścieżek dźwiękowych także do m.in. "Do widzenia, do jutra" Janusza Morgensterna, czy późniejszej "Bariery" Skolimowskiego - był w 1964 roku nominowany do Oscara w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny; został także doceniony nagrodą Międzynarodowej Federacji Krytyki Filmowej (FIPRESCI) na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Wenecji (1962).
Swój pierwszy film fabularny Skolimowski zrealizował według własnego scenariusza w 1964. "Rysopis" z udziałem reżysera to psychologiczna opowieść o losach Andrzeja Leszczyca - młodego, wrażliwego i zagubionego we współczesnym świecie człowieka, szukającego rozpaczliwie wyjścia z beznadziejnej codzienności. Powstały rok później "Walkower" to kontynuacja jego losów. W drugim filmie bohater Skolimowskiego - na tle groteskowej rzeczywistości, w której patos miesza się z drwiną - zmaga się wewnętrznie z samym sobą, nie potrafiąc dokonać życiowego wyboru. Produkcja, uhonorowana nagrodą za reżyserię na festiwalu w Arnhem i wyróżnieniem na festiwalu w Mannheim, była porównywana - przez jej styl - do dzieł Michelangelo Antonioniego.
Kolejnym projektem Skolimowskiego była zrealizowana w 1966 r. "Bariera" z Janem Nowickim w roli głównej. Był to psychologiczny dramat, którego bohater - młody, współczesny człowiek - usiłuje pokonać dzielące go od świata bariery, m.in. wieku, pieniądza, konwencji, hierarchii.
W "Rękach do góry" Skolimowski posłużył się portretem Stalina, a cenzura - jak mówił po latach - "zrozumiała" jego intencje. "To był bardzo mocny polityczny, antystalinowski film, który niestety zupełnie przekręcił mi życie. Stoczyłem walkę o to, aby mógł się znaleźć na ekranie, jednak ogromny billboard z czterookim Stalinem to był za trudny kęsek do przełknięcia dla władz i właściwie wypchnięto mnie z kraju" - wspominał Jerzy Skolimowski. "Dla mnie polityka jako temat do filmu to już jest zupełnie obce ciało" - dodał.
W 1967 r. Skolimowski nakręcił film "Ręce do góry", także z muzyką Krzysztofa Komedy. W obsadzie, obok samego Skolimowskiego w roli głównej, znaleźli się Tadeusz Łomnicki, Bogumił Kobiela, Adam Hanuszkiewicz i Joanna Szczerbic. Film stał się powodem kłopotów reżysera z cenzurą i, chwilę później, jedną z przyczyn jego emigracji. W "Rękach do góry" Skolimowski posłużył się portretem Stalina, a cenzura - jak mówił po latach - "zrozumiała" jego intencje. "To był bardzo mocny polityczny, antystalinowski film, który niestety zupełnie przekręcił mi życie. Stoczyłem walkę o to, aby mógł się znaleźć na ekranie, jednak ogromny billboard z czterookim Stalinem to był za trudny kęsek do przełknięcia dla władz i właściwie wypchnięto mnie z kraju" - wspominał Jerzy Skolimowski dwa lata temu w Wenecji, gdy odbierał Złote Lwy za osiągnięcia życia. "Dla mnie polityka jako temat do filmu to już jest zupełnie obce ciało" - dodał wtedy.
Swoje następne obrazy Skolimowski tworzył już poza Polską. Zagraniczną karierę rozpoczął od dużego sukcesu. Za belgijski "Start", czyli historię praktykanta fryzjerskiego, który pragnie wziąć udział w rajdzie samochodowym, w 1967 roku uhonorowano go Złotym Niedźwiedziem na festiwalu w Berlinie.
W 1970 r. powstały: wysoko oceniony przez krytykę film "Na samym dnie" (RFN/USA), oraz "Przygody Gerarda" (Wielka Brytania/Włochy/Szwajcaria) z Claudią Cardinale i Elim Wallachem w obsadzie. Rok później Skolimowski wyreżyserował nominowany do canneńskiej Złotej Palmy film "Król, Dama i Walet" (RFN/USA) z Giną Lollobrigidą i Davidem Nivenem.
Nagrodę Specjalną Jury w Cannes przyniósł mu zrealizowany w Wielkiej Brytanii "Krzyk" z 1978 r.: mroczna opowieść o pensjonariuszu zakładu dla umysłowo chorych obdarzonym niezwykłymi zdolnościami. Kolejnym głośnym dziełem Skolimowskiego była "Fucha" (1982, Wielka Brytania) z Jeremym Ironsem, opowiadająca o polskich robotnikach pracujących w Londynie, gdy w Polsce wprowadzony zostaje stan wojenny. Film został zrealizowany przez Skolimowskiego na podstawie jego własnego scenariusza, docenionego później w Cannes.
Następny film Skolimowskiego, "Najlepszą zemstą jest sukces" z 1984 r., był w Cannes nominowany do Złotej Palmy. Trzy lata później, w 1985 r., Skolimowski otrzymał Nagrodę Specjalną Jury na festiwalu w Wenecji - za amerykańską produkcję "Latarniowiec", z Robertem Duvallem i Klausem Marią Brandauerem w obsadzie.
W dorobku reżysera filmowego znalazły się też takie filmy, jak nominowane do Złotej Palmy "Wiosenne wody" (Francja/Włochy, 1989) z Timothym Huttonem i Nastassią Kinski, oraz nakręcony w 1991 roku na podstawie utworu Gombrowicza film "Ferdydurke", powstały we wspólnej produkcji Polski, Wielkiej Brytanii i Francji. Po realizacji filmu Skolimowski zamilkł jako reżyser na 17 lat, by powrócić w 2008 r. dramatem psychologicznym "Cztery noce z Anną", za który otrzymał wyróżnienie honorowe na festiwalu w Gdyni i Nagrodę Specjalną Jury w Tokio.
Kolejnym projektem Skolimowskiego był wyróżniony Nagrodą Specjalną Jury w Wenecji i Złotymi Lwami w Gdyni thriller "Essential Killing" (2010) opowiadający o afgańskim jeńcu desperacko walczącym o przeżycie po ucieczce z amerykańskiego tajnego więzienia w Europie Środkowej. W filmie wystąpił Vincent Gallo, doceniony w Wenecji za swoją kreację Pucharem Volpiego dla najlepszego aktora.
W 2015 roku na ekrany kin weszło "11 minut", czyli odpowiedź Skolimowskiego na hollywoodzkie filmy akcji. Polsko-irlandzka produkcja to jedenaście minut z życia różnych postaci, przedstawione w paralelnych wątkach dramaturgicznych łączących się ze sobą przed upływem ostatniej sekundy jedenastej minuty. Film, w którym wystąpili m.in. Wojciech Mecwaldowski, Andrzej Chyra, Dawid Ogrodnik, Agata Buzek, Piotr Głowacki, Jan Nowicki i Mateusz Kościukiewicz, był polskim kandydatem do Oscara w 2016 roku. Był także pokazywany w Wenecji w Konkursie Głównym, gdzie wzbudził wiele kontrowersji, oraz na 40. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, którego jury ostatecznie przyznało Skolimowskiemu Nagrodę Specjalną "za oryginalność koncepcji artystycznej i profetyzm martwego piksela".
Jako aktor występował w znacznej części własnych filmów, a także takich produkcjach, jak m.in. "Sposób bycia" Jana Rybkowskiego (1965), "Poślizg" Jana Łomnickiego (1972, wg scenariusza Skolimowskiego), "Fałszerstwo" Volkera Schloendorffa (1981), "Białe noce" Taylora Hackforda (1985), "Marsjanie atakują!" Tima Burtona (1996), "Los Angeles bez mapy" Miki Kaurismakiego (1998), "Operacja Samum" Władysława Pasikowskiego (1999), "Zanim zapadnie noc" Juliana Schnabla (2000), "Avengers" Jossa Whedona (2012) i "Bitwa pod Wiedniem" Renzo Martinelliego (2012), gdzie wystąpił jako Jan III Sobieski.
Skolimowski jest także poetą, który wydał kilka tomików, i malarzem. Pierwszą swoją indywidualną wystawę miał ponad 20 lat temu, w Turynie, w 1996 roku. Ponadto prezentował swe prace m.in. w Los Angeles, Miami, Toronto, Paryżu, Oslo, Berlinie, Bukareszcie, Belgradzie, Warszawie, Krakowie i Wrocławiu. W 2001 r. brał udział w Biennale Sztuki w Wenecji, jego prace znajdują się w zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie i Muzeum Sztuki Współczesnej w Salonikach. Do 30 czerwca w Teatrze Wielkim-Operze Narodowej w Warszawie można oglądać wystawę z obrazami Skolimowskiego, na którą składa się kilkudziesiąt obrazów i grafik z całego, ponad 40-letniego dorobku artysty.
Prócz tego zdarzyło mu się także wyreżyserować teledysk. Był to klip do "Czarnej Madonny", jednej z piosenek Organka. W roli głównej wystąpiła w nim Kora, legenda polskiego rocka.
Skolimowski jest także poetą, który wydał kilka tomików, i malarzem. Pierwszą swoją indywidualną wystawę miał ponad 20 lat temu, w Turynie, w 1996 roku. Ponadto prezentował swe prace m.in. w Los Angeles, Miami, Toronto, Paryżu, Oslo, Berlinie, Bukareszcie, Belgradzie, Warszawie, Krakowie i Wrocławiu. W 2001 r. brał udział w Biennale Sztuki w Wenecji, jego prace znajdują się w zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie i Muzeum Sztuki Współczesnej w Salonikach. Do 30 czerwca w Teatrze Wielkim-Operze Narodowej w Warszawie można oglądać wystawę z obrazami Skolimowskiego, na którą składa się kilkudziesiąt obrazów i grafik z całego, ponad 40-letniego dorobku artysty.
O czym wiedzą tylko niektórzy, pasjonuje go też kultura i sztuka japońska, zwłaszcza kaligrafia. Skolimowski, który kilka lat temu w Tokio zorganizował przegląd filmów polskich, a później w Warszawie japońskich, podkreśla, że japoński rynek jest najlepszym dla jego filmów i właśnie tam wszystkie filmy, które zrobił, znalazły dystrybutorów i swoją publiczność. W Kraju Kwitnącej Wiśni reżyser ma zresztą swoje fankluby; powstał też komiks, którego Skolimowski jest głównym bohaterem.
Swoje urodziny Skolimowski świętował już m.in. w Sandomierzu, gdzie odebrał Koronę Sandomierską. Było to jedno z wielu wyróżnień, które od rozpoczęcia kariery powędrowały na jego ręce. Prócz tego był nagradzany przez m.in. Chińskie Stowarzyszenie Filmowców (na Festiwalu Golden Rooster and Hundred Flowers w Tangshan). Najważniejszą nagrodę w swoim dorobku, weneckiego Złotego Lwa za całokształt twórczości, odebrał dwa lata temu, podczas gali inaugurującej 73. edycję tej prestiżowej imprezy. Z pokorą dziękował wtedy za nagrodę, zaznaczając, że nie traktuje tego wyróżnienia jako klamry zamykającą jego twórczość. Podkreślił także, musi zrobić jeszcze kilka filmów aby udowodnić, że zasłużył na statuetkę za osiągnięcia życia.(PAP)
autorka: Martyna Olasz
oma/ jm/