We wtorek mija 30 rocznica tragicznej śmierci wybitnego lekkoatlety - Bronisława Malinowskiego. Trzykrotny olimpijczyk (1972, 1976, 1980) zginął w wypadku samochodowym na moście w Grudziądzu 27 września 1981 roku.
"Bronka cechowała przede wszystkim wytrwałość i dyscyplina w realizacji postawionych przed sobą celów. Trzeba podkreślić, że w jego przygotowaniach nie było mowy o żadnej odskoczni w lewo czy prawo. Mam tu na myśli różne propozycje startów, które Bronek otrzymywał od menedżerów z Francji czy Anglii. Ponieważ nie miał wcześniej nic takiego zaplanowanego, odmawiał świadomie często rezygnując z dochodu, który wiązał się z dodatkowym startem. Dla niego postawiony przed sobą cel był ważniejszy od pieniędzy, które mógł zarobić. Mogę śmiało powiedzieć, że u Bronka było widać dominację rozumu nad bieżącymi sprawami" - wspomina Bronisława Malinowskiego brat sportowca, prezydent Grudziądza Robert Malinowski.
Bronisław Malinowski urodził się 4 czerwca 1951 roku w miejscowości Nowe k.Grudziądza. Był absolwentem poznańskiej AWF, jego trenerem był Ryszard Szczepański.
Malinowski trzykrotnie startował w igrzyskach olimpijskich w biegu na 3000 m z przeszkodami. Największy sukces w postaci złotego medalu przyszedł rok przed śmiercią lekkoatlety na igrzyskach w Moskwie (1980). Wcześniej w Monachium (1972) był czwarty, w Montrealu (1976) drugi.
Malinowski trzykrotnie startował w igrzyskach olimpijskich w biegu na 3000 m z przeszkodami. Największy sukces w postaci złotego medalu przyszedł rok przed śmiercią lekkoatlety na igrzyskach w Moskwie (1980). Wcześniej w Monachium (1972) był czwarty, w Montrealu (1976) drugi.
W 1972 roku wyrównał rekord Europy podczas mityngu w Warszawie na dystansie 3000 m z przeszkodami (8.22,2). Na swoim koncie miał dwa złote medale mistrzostw Europy - w 1974 i 1978 roku. Był dziesięciokrotnym mistrzem Polski i dwudziestokrotnym rekordzistą kraju.
W latach 1982-2003 organizowano mityng lekkoatletyczny będący memoriałem Bronisława Malinowskiego. Ostatni, który odbył się 9 czerwca 2003 roku, zgromadził na starcie ponad 200 lekkoatletów z siedmiu krajów. Obecnie pozostały tylko wrześniowe biegi imienia Bronisława Malinowskiego, w których uczestniczy młodzież z całego kraju. Decyzję o rezygnacji z memoriału mistrza podjął jego brat.
"Byłem wówczas wiceprezydentem Grudziądza odpowiedzialnym za kulturę fizyczną w mieście i to ja zawnioskowałem, żeby tego memoriału nie było. Organizowaliśmy wówczas dwie imprezy - w czerwcu memoriał Bronka i we wrześniu biegi dla młodzieży im. Bronka. Uważam, że 4 tysiące dzieci, które biorą udział w biegach to najlepszy sposób na uczczenie pamięci brata. Z mityngami był problem finansowy, jak się nie zapłaciło zawodnikom z zewnątrz, to po prostu nie przyjeżdżali. Przykro patrzyło się, gdy mieliśmy np. bieg na 100 m, na którego starcie stanęło trzech zawodników. Decyzja o rezygnacji z memoriału była dla mnie trudna, ale uznałem, że taki udział nie jest odpowiednim uczczeniem pamięci. Natomiast młodzież ma Bronka za wzór jako mistrza, stara się iść jego śladem, upamiętnia go i to jest sens organizacji tego typu biegów" - powiedział PAP brat zmarłego lekkoatlety Robert.
Do dziś nikt nie pobił rekordów Polski na 3000 m, 5000, 1 milę i 3000 z przeszkodami należącymi do Malinowskiego. Ten ostatni ustanowił 28 lipca 1976 roku w Montrealu, a wynosi on 8.09,11. W czym tkwi tajemnica tak dobrych wyników osiąganych przez Bronisława Malinowskiego oraz braku następców, którzy mogliby poprawić jego osiągnięcia?
"W konsekwentnym realizowaniu swojego programu szkoleniowo-treningowego. Bronek rozpoczynając sezon w maju, zaczynał od krótkich dystansów. Pamiętam taki bieg, w którym na początku sezonu przegrał z juniorem, co dla wielu było niesamowitą sensacją. On jednak mówił, że za miesiąc będzie zupełnie inaczej. Tak faktycznie się stało, bo w kolejnym starcie miesiąc później poprawił swój wynik aż o 16 sekund. Jak widać, tylko ścisła i konsekwentna realizacja celów może przynieść sukces. Trzeba też pamiętać, żeby nie dać ponieść się emocjom" - stwierdził Robert Malinowski.
Wszystkim wydaje się, że dla każdego mistrza najtrudniejszy był bieg, w którym zdobył złoty medal czy to mistrzostw świata, Europy, czy igrzysk. Zupełnie inaczej było jednak w przypadku Bronisława Malinowskiego.
"Brat pojechał kiedyś do Kenii na obóz sportowy wraz z dwoma kolegami Ryszardem Kopijaszem i Janem Kowalem. Brali udział w zawodach miejscowych na bieżni z gliny, gdzie wielu tamtejszych biegaczy startowało w długich spodniach i na bosaka, a tylko kilku z nich miało krótkie spodenki. Nasi myśleli, że wygrają w cuglach. Nic bardziej mylnego, w połowie dystansu okazało się, że naszym po prostu brakowało już tlenu. Pamiętam jak Bronek opowiadał, że po minięciu mety przez kilkanaście minut musiał być cucony. To był właśnie jego najtrudniejszy bieg w życiu" - wspomina brat.
Bronisław Malinowski był synem polskiego żołnierza, bohatera spod Monte Cassino i szkockiej imigrantki Irene Dovell. Patriotyczny duch panujący w domu i liczne rodzeństwo sprawiły, iż wyrastał na człowieka przywykłego do solidnej pracy, ceniącego i znającego dobrze trud codziennego obowiązku.
Był tytanem pracy, zdolnym do największych poświęceń w imię celu, do którego zmierzał. I cel ten zwykle osiągał. Podziwiany przez innych, sam był człowiekiem nadzwyczaj skromnym i koleżeńskim, a sukcesy rywali cieszyły go nie mniej niż własne.
Lubiany przez wszystkich, którzy się z nim zetknęli, sportowców, szkoleniowców, kibiców i dziennikarzy. 30 lat temu sportowy świat żegnał go z wielkim bólem.
Obecnie już 15 szkół w Polsce nosi jego imię. "To niesamowite, bo aktualne pokolenie nie zna już Bronka, a mimo to chcą, by ich szkoły nosiły jego imię. Doceniają po prostu wartości, które Bronek sobą reprezentował" - podkreślił Robert Malinowski.
Znakomitego sportowca pośmiertnie wyróżniono nagrodą Fair Play, tytułem Honorowego Mistrza Sportu, a także Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. (PAP)
fry/ co/