Fotografia nie polega na pisaniu światłem; dla mnie jest ona pisaniem cieniem, który to światło określa -mówi fotograf Bogdan Konopka, którego zdjęcia można oglądać do 22 lipca na wystawie pt. "Lecons de Tenebres" w Leica 6x7 Gallery Warsaw.
Wystawa "Lecons de Tenebres" ("Lekcje Ciemności") prezentuje ponad 30 odbitek z aparatu wielkoformatowego, wykonanych ręcznie w paryskiej ciemni artysty. Zdjęcia, powstałe na przestrzeni ponad dziesięciu lat, przedstawiają martwe natury fotografowane w studiu przy użyciu światła dziennego, a także przestrzeń miejską - fragmenty architektury, zaniedbane uliczki, zapuszczone wnętrza mieszkań, domów i świątyń. Ekspozycji w Leica 6x7 Gallery w Warszawie towarzyszy album pod tym samym tytułem, zawierający czarno-białe fotografie Bogdana Konopki oraz eseje Adama Mazura i Tomasza Palki.
Polska Agencja Prasowa: W rozmowie z historykiem sztuki Markiem Grygielem w 2009 r. powiedział pan, że fotografia to medium tak popularne, że niemal sięgnęło bruku. Czy coś się od tej pory zmieniło?
Bogdan Konopka: Ostro przyłożyłem, ale tak to wygląda. Zbrukaliśmy to. Telefony, które umożliwiły każdemu idiocie zrobienie dziesiątek tysięcy zdjęć dziennie sprawiły, że zalaliśmy się rzeczami, które nikogo nie interesują, a zaspakajają jedynie jakąś naszą próżność - stąd pewnie popularność zdjęć typu selfie. Myślę, że od 2009 r. poszło to dużo dalej. Coś trzeba było z takimi pracami zrobić, więc zaczęły pojawiać się słowa krytyczne mówiące, że jest to kwestia pewnego talentu. Tak naprawdę niewiele go tam jest. To tak jakby ktoś do brudnej wody nalał czystej i myślał, że zrobi z tego źródło. To chaos, z którego niewiele da się wycisnąć. Duża część ludzi ma ambicję i publikuje te zdjęcia na Instagramie lub Facebooku, a potem chcieliby to pokazać w galerii. To sprawiło, że festiwale fotograficzne zaczęły się do tego nurtu dostosowywać, przez co mamy głównie wystawy na płocie, przyklejone do muru, które później się wyrzuca. Krytycy z tego żyją, a niewiele tam jest do oglądania.
PAP: Być może potrzebujemy spojrzenia z dystansu na to, co robi się teraz i dopiero za jakiś czas łatwiej będzie ocenić w jakim kierunku to poszło?
B.K.: Ja się z tym zgadzam, ale pan mówi o swoim pokoleniu, natomiast co zrobić z moim pokoleniem? Odstrzelić jak starego jelenia, bo ja do was nie pasuję z moimi poglądami?
PAP: Wręcz przeciwnie. Pytam człowieka doświadczonego, który w świat fotografii wchodził wówczas, gdy wyglądał on zupełnie inaczej.
B.K.: Ludzie z mojego pokolenia również różnią się poglądami. Jedni powiedzą, że koncept; że fotografia to sztuka, a skoro tak, to musi się dopasować do pozostałych sztuk plastycznych - malarstwa, grafiki, konceptualizmu, awangardy, happeningu. Dzisiaj nie można dostać dyplomu na studiach wyższych z fotografii - są tylko te z tzw. multimediów. Tak więc fotografia została zgwałcona, bo wrzucono ją do worka, który nie jest jej. Ona nie jest filmem, nie jest tysiącem rzeczy, a jednocześnie ma swoją naturę. Tak samo jak akwareli nie można porównać z olejem na płótnie. Drugi pogląd jest taki, że - tacy ludzie jak ja będą się przy tym upierać i jest nas trochę - jednak fotografia, to nie jest obraz, który przez chwilę miga przed oczami, ale stanowi ona obiekt, który staje się po prostu iluzją.
Tak jak starzy ludzie czuli w kościach, że idzie burza, tak ja w jakimś stopniu czuję, że te techniki szlachetne - czyli platyna, srebro i ewentualnie techniki kolodionowe - przenoszą coś, czego nie potrafią wydruki cyfrowe. Obraz fotograficzny nie jest tożsamy z rzeczywistym widokiem - trzeba go przetłumaczyć na język chemii. Podczas pracy w ciemni mogę, jak kucharz, skrócić czas naświetlania, zmienić temperaturę. W przypadku tej wystawy każdy negatyw w formacie 20x25 cm jest wywoływany osobno.
PAP: Wystawa nosi tytuł "Lekcje ciemności" - uczy pan ciemności, czy stara się sam jej nauczyć?
B.K.: Ja wciąż wracam do tej ciemności. Nie mam ambicji mesjanistycznych, żeby kogoś uczyć. Podstawowym celem tej wystawy jest pokazanie różnicy pomiędzy tym co w oryginale, a tym co na ekranie komputera. Obcowanie z oryginałem wyzwala inne emocje, inny jest też odbiór. Bawiąc się w piaskownicy, sypaliśmy sobie tym piaskiem po oczach. Gdyby tego co sypał nie było, to w naszym życiu również czegoś by zabrakło. Wszystko zależy nie tylko od naszych genów, ale także od tego, w co się uwikłaliśmy, gdzie nas życie rzuciło.
Tytuł ten nie jest przypadkowy, bo ja muszę w ciemni przeprowadzić ten negatyw przez ciemność. Robię coś, co sprawia mi satysfakcję i co naprawdę umiem. Młodzi, którzy urodzili się z nowoczesną technologią znają ją lepiej. Pozostaje pytanie dlaczego jest w tym tak niewiele ciekawego. Prac, które są i pozostaną ważne jest dzisiaj mniej niż było kiedyś.
PAP: Jakie znaczenie ma ta ciemność?
B.K.: Fotografia nie polega na pisaniu światłem. Dla mnie jest pisaniem cieniem, który to światło określa. Być może dlatego niektórym wydaje się, że moje zdjęcia są smutne. Fotografia ma taką naturę, a najpiękniejsze fotografie to te, które mają najwięcej półcieni. Wówczas ona wciąga nas jak głęboka studnia. Każde zdjęcie to pułapka, a każda fotografia jest o sobie samej.
PAP: Teoretyk sztuki Jerzy Olek pisał, że fotografia elementarna "pokazuje rzeczy niewidzialne", a sam obraz "czyni kryterium prawdy". Czy dzięki temu świadczeniu o sobie samych, pana zdjęcia wpisują się w nurt fotografii elementarnej?
B.K.: Po okresie konceptualizmu, który trochę nas przydusił i rozpadł się pod koniec lat 80., przyszła pora na coś innego. Fotografia elementarna miała być powrotem do źródeł. Wraz z refleksją, którą mieliśmy po konceptualizmie, pojawiło się pytanie: jak tu wrócić do fotografii? Trzeba mieć namysł, być "światłoczułym na nowo", a nie mieć w głowie idee i wyrzucać je jedną po drugiej. To była próba grupowego powrotu skazana na katastrofę. Fotografia jest jednak osobistym zajęciem. Proszę zwrócić uwagę ilu egoistów, samolubów i narcyzów chwyta się za aparat. Grupowo trudno cokolwiek zrobić.
PAP: Są jednak pewne nurty. Niektórzy fotografowie starają się podporządkować tym, którzy w jakimś sensie im imponują.
B.K.: My, przedstawiciele nurtu fotografii elementarnej, też się staraliśmy, lecz każdy z nas inaczej tę fotografię rozumiał. Mi pozostała refleksja nad korzeniami fotografii, jej podstawową naturą. Taka próba zrozumienia natury fotografii, a nie mojej. Jeśli to ja stawiałbym ciągle siebie na pierwszym planie, to ta fotografia byłaby prostytutką, wobec tego co ja zamierzam. W moim przypadku chodziło o to, żeby kompletnie to odwrócić - miałem zniknąć. Mnie tam miało być jak najmniej, a dzisiaj już wiem, że nie da się tego dokonać. Czym więc jest ta "sama" fotografia jeśli nie ma moich wymysłów schizofrenii, wszystkiego co siedzi w podświadomości?
Fotografia jest związana z czasem. To jest jej pierwsza podstawowa wada i zaleta. Każda epoka ma swojego ducha, który wisi nad nami i wszystkich nas przygniata. Kto spóźnił się na zrobienie zdjęć, ten nigdy ich już nie zrobi. Problem współczesnej fotografii nie polega na tym, że są zdjęcia cyfrowe, ale że młodzi fotografowie mają problem z rozpoznaniem własnej epoki - tego, co naprawdę ich gnębi oraz jak to pokazać.
PAP: Kiedyś fotografia nie była tak popularna i dostępna. Może młode pokolenie gnębi to, że mamy nieograniczone możliwości pokazywania tego co nas gnębi?
B.K.: Możliwe, że istnieje problem z personifikacją tego, co was gnębi i jak to pokazać. My wiedzieliśmy, że czołg, mundur i zakaz fotografowania nas gnębił. To wszystko można było wskazać palcem. Dzisiaj czegoś zabrakło. Macie pewnie jakieś inne zadania, ale ja nie wiem jakie. Zdarzają się zdjęcia osobiste, lecz znajdują się one obecnie gdzieś na granicy narcyzmu.
PAP: To może być kwestia sposobu w jaki jesteśmy wychowywani - jako jedyni i niepowtarzalni. W momencie, gdy każdy z nas jest tak samo niepowtarzalny, równocześnie staje się nijaki?
B.K.: Może... Wszyscy jesteśmy tworem tej samej piaskownicy, o której mówiłem wcześniej, urządzeniem, które z czegoś czerpie, jak samochód biorący moc z akumulatora. Jak już odpali, to sobie radzi, ale najtrudniej mu wystartować. Cały dowcip polega na tym, żeby znaleźć sobie ten akumulator.
Rozmawiał Marek Sławiński (PAP)
Bogdan Konopka (1953) jest fotografem, członkiem ZPAF, który od 1988 r. mieszka i pracuje w Paryżu. Jest jednym z głównych twórców nurtu "fotografii elementarnej" przy galerii Foto-Medium-Art we Wrocławiu.
Konopka w swej twórczości preferuje fotografię srebrową, najchętniej wielkoformatową, a jego prace znajdują się w najważniejszych zbiorach we Francji oraz w Muzeach w Belgii, Izraelu, Polsce, Rosji i Szwajcarii, m.in.: Centre Pompidou czy Fonds National d'Art Contemporain w Paryżu, Musee de L'Elysee w Lozannie, Muzeum Sztuki w Łodzi i Muzeum Narodowym we Wrocławiu.
Konopka był dwukrotnie nominowany do nagrody Niepce’a (1994/95), jest laureatem Grand Prix de la Ville de Vevey w Europejskim Konkursie Fotografii w 1998 roku. W 2017 r. został odznaczony brązowym medalem "Zasłużony Kulturze Gloria Artis" Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.(PAP)
masl/ pat/